Carla szła korytarzem pociągu, szukając
przedziału ze swoimi przyjaciółmi. Zgubiła ich gdzieś po drodze na stacje w
Hogsmead. Była ubrana w ciepłą puchową kurtkę, bo na zewnątrz pojawił się już
śnieg, tworząc wielkie zaspy i ubierając drzewa w grubą warstwę puchu.
Wyjeżdżała z Hogwartu na Boże Narodzenie, które spędzała po raz kolejny u
Jamesa Pottera. W tym roku podobno miała się u niego pojawić dosyć duża
gromada, bo przyjeżdżał do niego także Syriusz, któremu święta z rodziną
niezbyt się uśmiechały, a Remus chciał do nich dotrzeć od razu po obiedzie z
rodzicami.
W końcu udało jej się znaleźć przedział,
w którym kotłowała się już reszta piątego rocznika. Carla zastanawiała się,
jakim cudem w sześcioosobowym wagonie miało się zmieścić osiem osób, ale nie
narzekała, kiedy wcisnęła się między Syriusza i Lily. W pomieszczeniu panował
straszny bałagan, mimo że dopiero co do niego weszli. Wszędzie walały się
zimowe kurtki, czapki, woreczki i inne śmieci nieznanego pochodzenia. Hałas
wywoływany przez jej przyjaciół był porównywalny do tego w Wielkiej Sali
podczas obiadu. James z Syriuszem, jak to często mieli w zwyczaju kłócili się,
rzucając w siebie wyzwiskami. Carla i Keylie co chwilę wybuchały śmiechem,
przysłuchując się ich rozmowie. Oburzony Peter wrzeszczał na Pottera, który
mocno gestykulując, niechcący wyrzucił mu kanapkę z rąk. Niestety James nawet
nie zwracał uwagi na krzyki Pettigrew, co powodowało jego coraz większy gniew.
Remus i Lily rozmawiali podniesionymi głosami, narzekając na chłopców obok i
nie zdając sobie sprawy, że robią podobny hałas. Wszyscy byli tak pochłonięci
swoimi czynnościami, że nawet nie zauważyli, że w przedziale pojawiła się nowa
osoba.
A Carla jako jedyna zachowała się cicho i
po prostu wyciągnęła ze swojej torebki książkę i zaczęła czytać. Nie
przeszkadzał jej gwar, już dawno nauczyła się skutecznie ignorować otoczenie.
Zdążyła przeczytać zaledwie kilka stron, gdy nagle, za sprawą nogi Syriusza jej
książka wyleciała w powietrze. Kiedy podniosła zirytowany wzrok, jej oczom
ukazali się okładający się pięściami Black i Potter, na których twarzach
widniały uśmiechy. Po chwili, ku zdziwieniu wszystkich obecnych, na Jamesa
rzucił się też Peter z okrzykiem ,,Giń potworze bez uczuć! Zabiłeś mojego
przyjaciela!”
Jamesa bardzo zaskoczył ten atak, co
Syriusz oczywiście wykorzystał. Przygwoździł Pottera tak do ziemi, że ten nie
mógł się ruszyć.
– Poddajesz się? – spytał z
uśmiechem pełnym satysfakcji.
James tylko wysapał, że tak, więc Syriusz
zadowolony wstał i ponownie usiadł na kanapie. James zrobił to samo rozcierając
obolałe ręce. Mamrotał coś pod nosem, że się jeszcze z nim policzy i że
istnieje coś takiego jak zasada ,,jeden na jednego”.
– Jak dzieci… – westchnęła
Carla.
– O! A kiedy ty tutaj przyszłaś? –
zdziwił się Black.
– Jakieś dwadzieścia stron temu –
poinformowała go, podnosząc do góry książkę. – Miło, że zwracasz uwagę na
koleżankę – zarzuciła mu, pokazując na niego oskarżycielsko palcem.
Reszta podróży minęła im na podobnych
sprzeczkach. Na dworcu King’s Cross czekali już na nich rodzice Jamesa – Tobias
i Agatha. Przywitali ich czule, wyściskując każdego z osobna – najpierw Carlę,
a potem Syriusza i Jamesa. Udali się do auta, po drodze mijając jeszcze
rodziców Lily, bliźniaczek i Remusa i z każdymi zamieniając kilka słów. Kiedy
kufry były już załadowane do auta, a oni siedzieli na miękkich fotelach syreny,
ruszyli do rezydencji Potterów.
~~~~~~~~~~
Mimo, że Carla i Syriusz widzieli już ją
nie raz, nadal robiła na nich ogromne wrażenie. Białe marmurowe ściany, czarny
dach i zimowy ogród pokryty puchem sprawiały, że rezydencja wyglądała jak z
bajki. Kiedy weszli do przedpokoju, powitał ich podmuch gorąca i nieco piskliwe
szczekanie.
– Masz psa? – spytał zdumiony
Syriusz.
– Mamy psa? – spytał tak samo
zaskoczony James.
Rodzice skinęli głową, uśmiechając się
ciepło i otworzyli drzwi, zza których wybiegła mała żółta kulka. Pies podbiegł
do Carli i zaczął łasić się do jej stóp. Dziewczyna kucnęła i pogłaskała go po
brzuchu.
– Chyba cię lubi – wesoło
powiedziała Agatha. – Ma na imię Tridy.
James uśmiechnął się i także podszedł do
pieska. Pod dotykiem jego dłoni Tridy zmrużył oczy z zadowolenia.
– To on? W jakim jest wieku? Jaka
to rasa? – zadał trzy pytania pod rząd.
– Tak, to samiec. Ma dwa miesiące.
Golden retriever – odpowiedział Tobias.
– Tridy – ładne imię –
przyznał James.
Spojrzał na swoich rodziców, którzy stali
przytuleni na siebie i z zadowoleniem obserwowali swojego syna. James wstał i
przytulił się do nich.
– Dziękuję. Bardzo chciałem takiego
mieć.
Carla, która nadal bawiła się z
Tridym, dopiero teraz zauważyła, że Syriusz nie podszedł do psa.
Spoglądał tylko na niego niepewnie, nie wiedząc czego po nim oczekiwać.
– Chodź, pogłaszcz go.
Black powoli podszedł do zwierzaka,
leżącego na plecach i ostrożnie pogłaskał go po brzuchu. Nagle piesek podniósł
się, obrzucił Syriusza inteligentnym spojrzeniem i wesoło rzucił się na jego
twarz, żeby go polizać. Syriusz wywrócił się na plecy i śmiejąc się, zaczął
tarzać się po podłodze, bo szorstki język pieska go łaskotał. Może jednak się
zaprzyjaźnią? Po chwili Carla zlitowała się nad kolegą i wzięła Tridiego na
ręce. Podała go Jamesowi, który przyglądał się temu z rozbawieniem.
– A pójdziemy na spacerek? A kto
jest kochanym pieskiem? A kto jest śliczny? – przemawiał do szczeniaka
głosem, jakim często dorośli zwracają się do dziecka.
– Może wejdziemy do środka? –
zaproponowała Agatha, przerywając tym samym wielkie czułości, okazywane
Tridiemu i otworzyła drzwi prowadzące do kuchni.
Carla, wchodząc do pomieszczenia, stanęła
jak wryta. Zawsze zadbany i perfekcyjny dom Potterów już nie prezentował się
tak dostojnie. Nogi drewnianego stołu były poobgryzane, a miękka poduszka z
krzeseł została powyrywana. Na oknach wisiały postrzępione firanki, a po całym
pokoju walały się szczątki kapci.
– Chyba Tridy narobił trochę szkód
jak nas nie było – wyjaśniła, lekko zdenerwowana Agatha, zakładając swoje
długie, czarne, lśniące włosy za ucho. Carla po kilku wakacjach i świętach
spędzonych z Potterami, wiedziała, że oznacza to, iż kobieta jest zła. –
Ale już się przyzwyczailiśmy. Jest jeszcze szczeniakiem, ma czas, żeby z
tego wyrosnąć.
Kobieta chwyciła zniszczony kapeć, a
raczej jego szczątki i pokazała go Tridiemu, mówiąc karcącym głosem:
– Co to zrobiłeś?! Niegrzeczny
pies! Nie dobry! Nie można tak!
Kiedy Tridy usłyszał krzyk kobiety,
przewrócił się skruszony na plecy i położył po sobie uszy. Agatha wyprostowała
się i westchnęła, wiedząc, że i tak to nic nie da. Piesek ma po prostu zbyt
dużo szczenięcej energii i pomimo, że teraz przybrał skruszoną pozę, za pięć
minut znowu będzie niszczył wszystko, co mu do łap wpadnie.
Chłopcy i Charlotte poszli się rozpakować
do ich wspólnego pokoju. Jak co roku stały tam trzy łóżka. Początkowo Carla
spała osobno, ale już w pierwsze święta spędzone z rodziną Potterów przeniosła
się do Jamesa, gdyż nie chciała nocować sama. Potter, który traktował ją jak
siostrę, przyjął ją, choć nie obyło się bez narzekania. Nie przeszkadzała mu
jej obecność, bo i tak mówił Carli o wszystkim, co się w jego życiu działo.
Niestety w drugą stronę to nie działało – dziewczyna do niedawna miała bardzo
dużo swoich tajemnic, ale nie oznaczało to, że nie ufała chłopakom. Była po
prostu osobą skrytą i swoimi problemami nie chciała martwić przyjaciół. Wolała
zachować je dla siebie.
Teraz Blue tylko pokręciła głową z
niedowierzaniem, patrząc jak chłopcy ze swoich kufrów wyciągają sterty ubrań i
wrzucają je niechlujnie do szafy. Potem na łóżko rzucone zostały wszystkie
książki, a rzeczy osobiste znalazły się w komodzie. Carla uznała, że później
ich zmusi, żeby to posprzątali. Właśnie na tą jedną rzecz chłopcy narzekali,
dzieląc z nią pokój – musiał panować w nim względny porządek. Blue nie była
osobą pedantyczną, ale nie miała zamiaru też tolerować starego jedzenia pod
łóżkiem, ani ubrań walających się po podłodze.
Nie zdążyła nawet otworzyć swojego kufra,
a już Syriusz ciągnął ją za rękę, prowadząc na kolację. Kiedy zeszli do kuchni,
mama Jamesa rzuciła im zdziwione spojrzenie, odrywając na chwilę wzrok od
naleśników.
– Już się rozpakowaliście?
Carla mruknęła coś pod nosem na temat
ekspresowego rozpakowywania się chłopaków.
– Tak, mamo – westchnął James.
Półokrągły stół, przylegający do ściany
już był zastawiony, bo Agatha prawie całą kolację przygotowała, jeszcze zanim pojechali
odebrać dzieci z dworca. Na jednym z najbardziej zniszczonych krzeseł siedział
tata Jamesa, czytając gazetę i popijając czarną herbatę z cytryną. Blue przez
myśl przemknęło, że biedny Tobias będzie miał Alzheimera na starość*.
James, Syriusz i Carla usiedli na swoich
ulubionych miejscach przy stole i nałożyli sobie jedzenie na talerze. Myśli
Carli powędrowały w kierunku organizacji PWD. Już wcześniej zdecydowała, że
zapyta się o nią jak najszybciej, ale teraz nie była w stanie się na to zdobyć.
Nie chciała psuć tej miłej atmosfery, która panowała tego wieczoru w tym domu.
Tak, zapyta dopiero pod koniec kolacji.
Za nim się obejrzała, jedzenie się
skończyło, a ona musiała poruszyć tę niezbyt przyjemną kwestię. Jeszcze przez
chwilę walczyła ze sobą, wykręcając sobie palce ze zdenerwowania. Nie słuchała,
co mówili inni obecni przy stole.
– Coś się stało? – spytał Syriusz,
lekko szturchając ją w ramię.
Kiedy Carla spojrzała na zaniepokojone
twarze Agathy, Tobiasa, Syriusza i Jamesa, ciepło jej się na sercu zrobiło.
Zdała sobie sprawę, że ma przy sobie osoby, na które może liczyć.
– Chodzi o PWD. Chciałabym się o
nim więcej dowiedzieć – wyrzuciła z siebie.
Tak jak przewidziała atmosfera od razu
się napięła. Tobias i Agatha wymienili między sobą zaniepokojone spojrzenia.
– No tak, myśleliśmy, że o to
zapytasz – zaczął Tobias. – To, że PWD jest organizacją chroniącą świat przed
niebezpieczeństwem, to chyba już wiesz? Teraz PWD musi zwalczyć Voldemorta.
Wiemy, że jest jednym z najpotężniejszych czarodziejów na świecie. Nawet
Dumbledorowi nie udało się go pokonać. PWD sięgnęło więc po inne środki.
Nadnaturalne, nadprzyrodzone. Znaleźli was – obdarzonych. Każdy z was jest
odzwierciedleniem któregoś z celtyckich bogów. Ty – bogini Epony. Jest ona
jedną z najstarszych bogiń. Pełni dwie funkcje – jedną związaną ze słońcem, a
drugą ze śmiercią. To powiązanie z boginią powinno nieznacznie wpłynąć na twoje
cechy charakteru. Z tego co wiemy obdarzonych wybiera bóstwo wiedzy Elatha.
Nadaje on wam parę cech, które ujawniają się w sytuacjach, w których rozsadzają
cię emocje. Dodatkowo posiadacie moce związane z funkcjami, jakie pełni wasz
bóg. Niestety nie wiemy jak objawiają się twoje … – Tobias na chwilę przerwał,
aby sprawdzić, czy wszyscy rozumieją. – Wiemy tylko, że jako jedyni możecie
rozmawiać z bogami. Dlatego też waszym zadaniem będzie namówić celtyckich bogów
do pomocy w zwalczeniu Voldemorta i przywrócenia pokoju na świecie.
W głowie Carli kłębiło się mnóstwo pytań.
Dlaczego akurat ona? Czy rozmowa z bogami jest niebezpieczna? Jak się do nich
dostać? Kto jest jeszcze oprócz niej obdarzony? Jak nazywają się inni celtyccy
bogowie? Co to znaczy, że tylko oni mogą rozmawiać z bogami? Jakie ona ma moce?
Jakim cudem Epona pełni jednocześnie funkcję bogini słońca i śmierci? Przecież
to ze sobą całkiem kontrastuje. Do głowy Carli wdarło się wspomnienie jej
uczuć, kiedy stała nad Snapem, po tym jak nazwał Lily szlamą. Czuła wtedy,
jakby w środku walczyły ze sobą dwie różne postacie. Jedna chciała zniszczyć
Snapa, druga zostawić go w spokoju. Przynajmniej teraz wie, skąd wzięła się
taka sprzeczność jej uczuć.
Ale to wyjaśnia tylko jedną sprawę. Tyle
miała pytań... Już chciała zadać je wszystkie, ale coś ścisnęło ją w gardle,
tak że nie mogła wydobyć z siebie głosu. Zamiast tego pokręciła tylko przecząco
głową, odpowiadając tym samym Tobiasowi.
– Voldemort dowiedział się o
obdarzonych. Teraz chce ich zwerbować, dlatego jesteś w niebezpieczeństwie.
Czarny Pan koniecznie chce cię mieć w swoich szeregach. W końcu bogini Epona
jest jednym z najważniejszych bóstw. Albo się przyłączysz do niego, albo będzie
chciał cię zabić.
– Ciekawa wizja mojej przyszłości –
zaśmiała się Carla ponuro, wręcz histerycznie.
– Niestety nic nie mogę na to poradzić.
– Jakim cudem się o mnie dowiedzieliście?
Przecież znajdowałam się wtedy w równoległym świecie – zadała pytanie,
które było dla niej teraz najważniejsze. Mogło pomóc jej dowiedzieć się
czegoś na swój temat. Zwłaszcza, że nie wiedziała o sobie za dużo.
– Twój dziadek pochodzi z tego świata. W
jego ręce wpadła książka – ta sama, która cię tutaj przeniosła. Nauczył się z
niej korzystać – tłumaczył cierpliwie Tobias, jednocześnie odganiając od
siebie Tridiego, który uparcie próbował zjeść jego kapeć – Przeniósł się
do równoległego świata. Tam poznał twoją babcię, więc został z nią na stałe.
Czasami tylko odwiedzał swoich przyjaciół stąd. W tym mnie. – Uśmiechnął
się. – Twój dziadek był moim bardzo dalekim kuzynem. Podczas każdej
wizyty dowiadywał się, co się dzieje w tym świecie. Pewnego razu jeden z
obdarzonych, znajdujący się w naszych szeregach, dowiedział się od swojego
bóstwa Elathego, że masz moc. Dlatego też twój dziadek przed śmiercią zadbał,
żebyś się tutaj pojawiła.
Skoro dziadek poruszał się w oby dwie
strony za pomocą książki, to ona też może! Może przenieść swoich rodziców
tutaj! Może ich znowu spotkać, usłyszeć ich głosy, przytulić…
– Jak dziadziu używał tej książki? –
wtrąciła szybko.
– Niestety, ale nie mam pojęcia. Nigdy
nie chciał nic mówić.
Carla trochę posmutniała, ale teraz
chociaż wiedziała, że jest to możliwe. Mogła znów mieć rodziców. Ta myśl
wprawiła ją w taki dobry humor, że uleciały z niej wszystkie troski. Już nie
przejmowała się Voldemortem, ani śmierciożercami. Była szczęśliwa jak nigdy
dotąd.
– Dziadziu był w PWD?
– Tak. I nawet bardzo dużo się
udzielał – po raz pierwszy w tej rozmowie odezwała się Agatha. Teraz na
jej twarzy pojawił się uśmiech. Carla domyśliła się, że kobieta musiała
wspominać dawne, beztroskie czasy.
– Jak Carla ma się dostać do tych bogów?
– spytał Syriusz, wymieniając z Jamesem porozumiewawcze spojrzenia.
– To nie jest takie trudne. –
Uśmiechnął się Tobias. – Wystarczy otworzyć portal. Gorzej będzie
namówić bogów do współpracy.
– Dlaczego tylko oni mogą rozmawiać z
bogami? – tym razem odezwał się James.
– Po pierwsze: bogowie nie chcą
rozmawiać z nikim innym. Po drugie: mówią dla reszty niezrozumiale. Istnieją
zapiski, że ktoś kiedyś dostał się do któregoś z bogów, ale nie mógł go
zrozumieć. Niestety nie wiemy zbytnio o co w tym chodzi. Czy nie mógł go
zrozumieć ze względu na język, czy bóg mówił zagadkami? Niestety tego się nie
dowiedzieliśmy…
– A ten chłopak od bóstwa Elathego nie
może wam tego powiedzieć?
– Dla niego wszystko co mówi Elatha
jest zrozumiałe. A nie mówi zbyt dużo...
– Ilu jest jeszcze obdarzonych?
– W naszych szeregach jest jeszcze
trzech. Terry od Elathego ma dwadzieścia cztery lata, jest najstarszy.
Scarlette od boga Teutatesa, który dba o jedność. Jest ona najmłodsza z całej
grupy, ma tylko dwanaście lat. Trzecim i ostatnim obdarzonym jest
szesnastoletni Pedro z Hiszpanii od boga wojny – Neta.
– A czy przez portal mogą
przechodzić tylko obdarzeni? – spytał Syriusz, wracając do tego tematu.
– Nie, a czemu pytasz? – Agatha
zaciekawiła się.
– Bo zamierzam iść tam z Carlą –
oznajmił Syriusz tonem nieznoszącym sprzeciwu.
– I ja – tak samo zaoferował
się James.
Rodzice Pottera, ku zdziwieniu dzieci,
spojrzeli na siebie i wybuchli śmiechem.
– Jacy wy jesteście przewidywali. Tego
się po was spodziewaliśmy – powiedzieli uśmiechając się pod nosem. Zaraz jednak
spoważnieli i dodali: – Nie my o tym będziemy niestety decydować. Zrobi to PWD.
Pojedziemy do jego kwatery po świętach. Tak, żeby przynajmniej Boże Narodzenie
spędzić w spokoju.
Spojrzenia Blacka i Pottera, rzucone
Carli, wyraźnie mówiły, że oni na pewno nie będą przejmować się opinią PWD na
ten temat.
~~~~~~~~~~~
Obietnica Syriusza i Jamesa dla Carli
była jak gorąca czekolada z bitą śmietaną – najlepszy lek na wszystkie smutki i
zmartwienia. Ewentualnie może porównać je jeszcze do czterech gałek lodów,
trzech tabliczek czekolady orzechowej, słoika nutteli lub dużej paczki chipsów.
We wszystkich przypadkach mamy takie same skutki – wywołują uśmiech na twarzy i
poprawiają humor nawet w te najgorsze dni. Carla zdała sobie sprawę, że właśnie
na te słowa czekała. Podświadomie chciała, żeby przyjaciele towarzyszyli jej w
tej przygodzie.
Teraz siedziała w czerwonym, miękkim
fotelu w wielkiej bibliotece Potterów ze stosami książek na swoim stoliku.
Zawsze przychodziła tutaj, kiedy chciała być sama. W swoim pokoju, jako że
mieszkała z Syriuszem i Jamesem, nie mogła spędzić czasu w towarzystwie jedynie
sowy Blacka. A tutaj, w tym jasnym i przytulnym pomieszczeniu pełnym starych i
nowych książek, miała możliwość oderwania się od rzeczywistości lub pobycia sam
na sam ze swoimi myślami.
Przed nią leżały trzy kawałki starego,
zakurzonego pergaminu. Znalazła je gdzieś w zakątkach tej ciemnej, ale
przytulnej biblioteki i teraz pisała na nich trzy takie same listy. Jeden był
do Remusa, drugi do Lily, a trzeci został zaadresowany do Petera. W każdym z
nich opisywała zdarzenia dzisiejszego dnia i opowieść Tobiasa. Chciała, aby jej
przyjaciele jak najszybciej się o wszystkim dowiedzieli i nie musieli czekać z
wyjaśnieniami do ich kolejnej wizyty. Właśnie kończyła list do Petera, do
którego miała największe wątpliwości. Nie była przekonana czy powinna pisać o
tym do jej małego, pulchnego kolegi, ale wierzyła, że Pettigrew wcale nie był
wierną kopią siebie z książki ,,Harry Potter”, którą czytała w dawnym świecie.
Zbiegła do pokoju, w dłoni ściskając trzy
koperty i minęła Syriusza oraz Jamesa, pogrążonych w rozmowie. Listy
przywiązała do nóżki Brzydala - puszczyka Blacka, któremu imię Syriusz nadał na
cześć wyglądu Jamesa. Wypuściła sowę przez okno i jeszcze chwilę patrzyła jak
odlatuje, zanim odwróciła się do chłopców i rzuciła się na łóżko Syriusza.
– Wpadliśmy z Syriuszem na świetny
pomysł! – wykrzyknął James. – Z okazji tego, że zostaliśmy nielegalnymi
animagami nadaliśmy sobie nowe przezwiska. Ja będę Rogaczem, Syriusz Łapą,
Remus Pełnikiem, Peter Glizdogonem, a ty Puszkiem – oznajmił dumny ze
swojego pomysłu.
– Puszkiem?! – krzyknęła Carla,
lekko zdenerwowana potulną nazwą. – A czemu niby Puszkiem?!
– Bo masz puszyste futerko –
wzruszył ramionami Syriusz, uśmiechając się do dziewczyny.
James lekko obruszony, że wytwory jego
kreatywności nie zrobiły na Carli wielkiego wrażenia, mruknął coś pod nosem, co
niebezpiecznie brzmiało jak ,,niedoczekanie”, ,,niedocenienie” i ,,całkowity
brak gustu”.
– Ostatecznie mogę zgodzić się na Puszka
– ostatnie słowo wymówiła z lekką pogardą. – Jednakże Remus będzie
Lunatykiem – dokończyła, oczywiście nazwę czerpiąc z książki ,,Harry Potter”,
którą czytała, kiedy była w swoim równoległym świecie.
James wzruszył ramionami i lekko pokiwał
głową, zastanawiając się nad propozycją Carli.
– Taaak, masz rację. Tak brzmi lepiej.
Dziwne, że na to nie wpadłem… - mruknął pod nosem, przejeżdżając ręką po swoich
włosach i czochrając je.
~~~~~~~~~~~
Carla obudziła się. Od razu poczuła ucisk
w żołądku spowodowany szczęściem i podekscytowaniem. Dzisiaj Święta! Szybko
poderwała się z łóżka i z okrzykiem ,,Wstawaj! Święta! Prezenty!” rzuciła się
na Syriusza, który dalej słodko drzemał. Zanim wybiegła z pokoju powtórzyła
całą operację ,,Rozbudzenie” na Jamesie. Szybko zbiegła po schodach do obszernego,
staroświeckiego salonu i stanęła przed choinką, którą wszyscy razem w ciepłej
rodzinnej atmosferze udekorowali. Pod drzewkiem już leżały prezenty, ale
uznała, że poczeka na resztę domowników, zanim je rozpakuje. Usiadła na kanapie
i jak na szpilkach wyczekiwała tupotu bosych stóp na schodach. Już po chwili na
ich szczycie pojawiła się cała rodzina Potterów i Syriusz, rozbudzeni okrzykami
Carli.
– Wesołych Świąt! – krzyknął Tobias
i przytulił wszystkich po kolei.
Po złożonych sobie życzeniach, uściskach
i całusach, zabrali się za prezenty. Carla wyciągnęła spod choinki największe
pudło jakie w życiu widziała, zapakowane w czerwony papier. ,,Od Syriusza,
Jamesa, Remusa, Petera i Lily” głosił napis. Carla spojrzała na wyczekujące
miny chłopców i rozpakowała prezent. Nie było to zbyt łatwe, bo po rozerwaniu
papieru okazało się, że w środku znajduje się kolejne mniejsze pudełko.
Wyciągnęła je, przy okazji zauważając, że na dnie jeszcze coś jest. Otworzyła
swój pierwszy prezent i jej oczom ukazały się słodycze –zapas na cały rok.
– Chcecie, żebym była gruba – zaśmiała
się, wyciągając kolejną paczuszkę z pudła.
Ta już nie była taka duża. Była to
książka, a przynajmniej tak się Carli na pierwszy rzut oka wydawało. Dopiero po
przeczytaniu tytułu ,,Hogwart 1971-1975” zdała sobie sprawę, że prezent wcale
nią nie jest. Kiedy otworzyła tą grubą księgę, w jej twarz uderzył mocny zapach
ziół - jej ulubiony. Kiedy była mała, zawsze otwierała szafkę w kuchni z
przyprawami i napawała się ich aromatem.
Carla uśmiechnęła się do siebie. W środku
księgi, starannie ozdobione, widniały zdjęcia huncwotów, jej i Lily.
Stylizowane na staro fotografie wyglądały niesamowicie i sprawiały, że
wspomnienia powracały. Pierwsze zdjęcie przedstawiało scenę z dwunastych
urodzin Carli. James z kawałkiem ciasta na twarzy, Lily, Cassie i Keylie
śmiejąca się diabolicznie, ona wskakująca na plecy Syriusza i Remus z Peterem,
siedzący na stoliku i wesoło wymachujący nogami. Pomyśleć, że wtedy nie
przyjaźniły się z Evans, a dziewczyna została zaproszona tylko z grzeczności.
Kolejna fotografia, tym razem z drugiego roku z Nocy Duchów. Ona i Lily w
napadzie szału, bijące Jamesa, po tym jak poplamił ich nowe sukienki, Syriusz i
Peter śmiejący się z biednego kolegi i Remus próbujący odciągnąć niebezpieczne
dziewczyny od Pottera. To był jedyny moment przez całą drugą klasę, kiedy Blue
i Evans w czymś się ze sobą zgadzały. Czwarta klasa, zwykły dzień w Hogwarcie.
James, Syriusz, Peter i Remus śmiejący się z Carli, Lily, Cassie, Keylie i
wielu innych gryfonów po obryzganiem ich fioletowym śluzem.
Po policzku Carli spłynęła samotna łza
szczęścia, kiedy oglądała kolejne zdjęcia. Była osobą sentymentalną. Wiedziała,
że każdy z przyjaciół tchnął w tą księgę cząstkę siebie, nadając jej cudowny
charakter. Rzuciła się chłopakom w ramiona, przytulając ich i szepcąc ciche
,,Dziękuję”. Po chwili namysłu każdemu z nich dała buziaka w policzek. Zaraz
jednak przypomniało jej się, że Tobias i Agatha cały czas tutaj są. Odsunęła
się lekko zarumieniona od chłopaków.
Zauważyła, że rodzice Jamesa rozpakowali
już niektóre ze swoich prezentów. Z paczki od niej wyjęli szaliki i apaszki –
standardowy podarunek, kiedy ktoś nie ma w głowie żadnego pomysłu. James ze
swojego pudełka wyciągnął własnoręcznie zrobiony przez Carlę kalendarz, a
Syriusz budzik także ozdobiony przez dziewczynę. Może prezenty nie były
idealne, ale na pewno bardziej ucieszyły chłopaków niż zwykły podarek, kupiony
w pierwszym lepszym sklepie.
Carla po raz kolejny spojrzała do swojego
wielkiego pudła. Znalazła tam jeszcze parę bransoletek, nową pidżamę, która w
magiczny sposób mieniła się niczym tafla jeziora w słońcu i książkę przygodową
Arthura Mickensa. Od Keylie i Cassie dostała mini bomby, które po wypowiedzeniu
specjalnego hasła wybuchały i sprawiały, że osoby znajdujące się w pobliżu
dostawały swędzącej wysypki, a od rodziców Jamesa beżową zimową czapkę i
długie, aż po łokcie rękawiczki.
Zadowolona ze swoich prezentów,
podziękowała wszystkim, a szczególnie Syriuszowi i Jamesowi.
Razem w świątecznych nastrojach zjedli
śniadanie. Nie było zbyt wykwintne, ponieważ to co najlepsze zostało na obiad,
ale wszystkim i tak smakowało. Ale jak mogło nie smakować przy tak wyśmienitej
kucharce, jaką jest Agatha?
Po
posiłku Carla stwierdziła, że to niedopuszczalne, że w tym roku nie zrobiła
jeszcze bałwana. Uznała, że nic jej w tym nie przeszkodzi i idzie go ulepić w
tym momencie. Gdyby nie Tobias, na zewnątrz wyszłaby w pidżamie, ale udało mu
się namówić ją, żeby się przebrała w coś cieplejszego.
Carla, cała podekscytowana wbiegła po
schodach na pierwsze piętro, zarzuciła na siebie sweter, wciągnęła porządne
spodnie i już po chwili w korytarzu zakładała czapkę, kurtkę i rękawiczki.
Wybiegła z domu. Czuła się taka
szczęśliwa, a nawet nie wiedziała dlaczego. Rzuciła się na śnieg, położyła się
na plecach i śmiejąc się do siebie, zrobiła aniołka. Często tak miała, że
bezpodstawna radość rozsadzała jej klatkę piersiową. Czuła wtedy, że nic więcej
nie potrzebuje do szczęścia, bo wszystko już ma. Biegała w takich sytuacjach
zazwyczaj przed siebie, nie wiedząc dokąd pędzi, ale nie czując potrzeby
dowiedzenia się. Bo po co? Czy to jest w ogóle ważne?
Chwyciła trochę śniegu w swoje błękitne
rękawiczki i zrobiła z niego kulkę. Zaczęła turlać ją przed siebie, a ona w
ekspresowym tempie się powiększała. Od ciągłego zginania się Carlę zaczęły
boleć plecy. Kiedy się wyprostowała, usłyszała ciche skrzypienie śniegu za
sobą. Zaciekawiona chciała się obrócić, ale jakaś ogromna masa, śmiejąc się,
uderzyła w nią i niedelikatnie przewróciła na mokry śnieg.
Carla mruknęła coś pod nosem na temat
,,grubych cielsk chłopaków”, ale kiedy stawała na proste nogi, na jej twarzy
widniał szeroki uśmiech.
– A więc jednak przyszliście mi
pomóc?
– Ulitowaliśmy się. Kiedy
widzieliśmy, jak próbujesz przeturlać tą wielką kulę, żal nam się ciebie
zrobiło. – Syriusz uśmiechnął się, chcąc sprowokować Carlę do przekomarzanki.
Dobrze wiedział, że spokojnie poradziła sobie z tą pracą, bo nie jest jedną z
tych dziewczyn, które potrafią podnieść jedynie własną torebkę.
– Ha! Spokojnie poradziłabym sobie i bez
was! – krzyknęła, posyłając śnieżkę w stronę, leżących na ziemi kolegów.
Trafiła w środek czoła Jamesa, który nie zamierzał pozostać jej dłużny. Udało
jej się uchylić przed atakiem Pottera, ale już następna śnieżka leciała w jej
stronę.
Po chwili Carla nie wiedziała, w którą
stronę rzuca śnieżki i z której strony do niej lecą. Trafiały ją we wszystkie
części ciała, więc jej ubrania po chwili całe przemokły. Mimo to było jej do
śmiechu. Kiedy zaczęła przegrywać, uznała, że tak nie może być, więc zawarła
sojusz z Jamesem. Teraz to Syriusz był na straconej pozycji, a szala zwycięstwa
powoli zaczęła przechylać się na stronę Blue i Pottera. W końcu Black, cofając
się, potknął się o zaspę śniegu i wyłożył pod nogami kolegów.
Oczywiście Carla i James musieli
wykorzystać okazję, żeby ponabijać się z biednego Syriusza. Ci śmiali się do
rozpuku, a Blackowi raczej do śmiechu nie było. Nagle jednak jego twarz się
rozjaśniła.
– Zadowolona jesteś z siebie,
Puszku? Puszeczku? Puszuniu? – spytał ze złośliwym uśmiechem, wiedząc, że Carla
niezbyt przepada za tym przezwiskiem. Kiedy zgadzała się je przyjąć, miała
nadzieję, że chłopcy nie będą go zbyt często używać. Niestety pomyliła się, a
triumfujący uśmiech na twarzy kolegi jeszcze bardziej wyprowadził ją z
równowagi.
Jak to miała w zwyczaju, rzuciła się na
Syriusza, sprawiając, że po raz kolejny znalazł się w zaspie śniegu. Zaraz
jednak tego pożałowała, gdyż po prostu nie wiedziała co ma robić, znajdując się
tak blisko przyjaciela. Lekko zarumieniona próbowała wstać, jednak niezbyt jej
się to udawało, bo nogi ślizgały jej się na lodzie, który kapryśnie musiał
pojawić się akurat w tym miejscu.
– Jak chcecie zostać sami to wystarczy
powiedzieć – zaśmiał się James, jednak zaraz zamilkł, widząc mordercze
spojrzenia przyjaciół.
Carla po raz pierwszy czuła się
zawstydzona przy Syriuszu. Zawsze traktowała go jak brata i robiła przy nim
prawie wszystko. Od opychania się hamburgerami, z których wylatywał sos, przez
śpiewanie (myślę, że przez beztalencie Carli można zakwalifikować to jednak do
kategorii ,,wycie”), po przytulanie się w ciężkich chwilach. Więc dlaczego
teraz po prostu się wstydziła, a jej policzki były bordowe?
W końcu udało im się stanąć na nogi.
Roześmiali się serdecznie, a Carla zapomniała o wcześniejszym zmieszaniu.
– Skoro się już pozbieraliście –
powiedział James, tonem znudzonej, wszechwiedzącej osoby – to możemy w końcu
skończyć tego bałwana!
Carla i Syriusz przyjęli ten pomysł z
entuzjazmem i już po chwili na śniegu stał piękny bałwan, ubrany w srebrny
garnek i szalik Gryffindoru. Chwilę mu się przyglądali, oceniając jak im
wyszedł. Zgodnie uznali, że był to na tyle wspaniały bałwan, że powinien mieć imię.
Po dość długich sprzeczkach, Carla, tonem nieznoszącym sprzeciwu, stwierdziła,
że będzie to dziewczyna i będzie miała na imię Ksenia. Nie czekając na reakcję
chłopców, odwróciła się i udała się w stronę domu. Już po chwili dołączyli do
niej i wszyscy razem zniknęli za białymi drzwiami, chowając się w ciepłym
przedpokoju.
*Uwaga,
uwaga! Ostrzeżenie! Czarna herbata z cytryną wywołuje Alzheimera. Podziękujcie
mi, bo możliwe, że właśnie uratowałam wasze zdrowie :)
~~~~~~~~~~~~~~
Cześć!
Jestem! Przepraszam, że tak długo nie były z rozdziałem, ale robiłam zakładkę
LBA i Bohaterowie. Możecie zerknąć, czy wam się podoba :)
W
tym rozdziale Carla dowiedziała się więcej o PWD :) Napiszcie co myślicie :) W
kolejnym będzie już świąteczny obiad i wizyta w kwaterze PWD :)
A! Jeszcze jedno! Miałam wam podziękować za 1000 wyświetleń, a tu się zrobiło 1500! Naprawdę, dziękuję wam z całego serducha! Cieszę się, że czytacie rozdziały, że poprawiacie i pomagacie mi się rozwijać. Jesteście świetni <3