4 lata później,
Hogwart,
pokój wspólny Gryfindoru
Carla siedziała z Jamesem przy kominku w pokoju wspólnym Gryfonów. Czerwony wystrój i ciepło palącego się ognia sprawiały, że pomieszczenie było przytulne. Na jasnych ścianach wisiały szkarłatne gobeliny i obrazy. Carla z błogością zapadła się w miękki fotel. Czuła się wyśmienicie. W swoim dawnym świecie nie miała przyjaciół. Jedynymi osobami, które się liczyły byli rodzice, babcia i dziadek. Tyle, że dziadek zmarł. Teraz ma wspaniałych kolegów i koleżanki. Popatrzyła na Jamesa. Zmierzwione ciemno-brązowe włosy, piwne oczy, arogancki uśmiech - nic dziwnego, że inne dziewczyny uważały go za przystojnego. Nawet okrągłe okulary, których tak nie cierpiał, dodawały mu uroku. Teraz ze zmarszczonymi brwiami wpatrywał się w tańczące płomienie w kominku.
– O czym tak myślisz? – spytała Carla z zaciekawieniem przekrzywiając głowę.
– Hmmmm, nic ważnego... – odmruknął.
– Czyli coś bardzo ważnego.
– Jak ty dobrze mnie znasz....
– Czyli o co chodzi? – spytała ze zniecierpliwieniem.
James zamyślił się. Carla była najlepszą przyjaciółką huncwotów. Na pewno można było jej zaufać w ważnych sprawach, ale czy akurat w tej?
– Chodzi o Remusa i jego chorą mamę – powiedział.
– Oh... Chyba wiem o co ci chodzi...
– Tak? – James uniósł brwi. No tak mógł się tego spodziewać. Przecież Carla wie o nich więcej niż oni sami.
– Chodzi ci o to, że jego mama wcale nie jest chora, prawda? Że Remus zawsze znika podczas pełni.
– Tak, on chyba jest wilkołakiem – wyszeptał.
– Tak, to prawda.
– Od kiedy wiesz?
– Od początku.
James tylko westchnął. Oczywiście wiedział, że Carla nie była z tego świata, ale od czterech lat nie potrafił się do tego przyzwyczaić.
Carla siedziała z Jamesem przy kominku w pokoju wspólnym Gryfonów. Czerwony wystrój i ciepło palącego się ognia sprawiały, że pomieszczenie było przytulne. Na jasnych ścianach wisiały szkarłatne gobeliny i obrazy. Carla z błogością zapadła się w miękki fotel. Czuła się wyśmienicie. W swoim dawnym świecie nie miała przyjaciół. Jedynymi osobami, które się liczyły byli rodzice, babcia i dziadek. Tyle, że dziadek zmarł. Teraz ma wspaniałych kolegów i koleżanki. Popatrzyła na Jamesa. Zmierzwione ciemno-brązowe włosy, piwne oczy, arogancki uśmiech - nic dziwnego, że inne dziewczyny uważały go za przystojnego. Nawet okrągłe okulary, których tak nie cierpiał, dodawały mu uroku. Teraz ze zmarszczonymi brwiami wpatrywał się w tańczące płomienie w kominku.
– O czym tak myślisz? – spytała Carla z zaciekawieniem przekrzywiając głowę.
– Hmmmm, nic ważnego... – odmruknął.
– Czyli coś bardzo ważnego.
– Jak ty dobrze mnie znasz....
– Czyli o co chodzi? – spytała ze zniecierpliwieniem.
James zamyślił się. Carla była najlepszą przyjaciółką huncwotów. Na pewno można było jej zaufać w ważnych sprawach, ale czy akurat w tej?
– Chodzi o Remusa i jego chorą mamę – powiedział.
– Oh... Chyba wiem o co ci chodzi...
– Tak? – James uniósł brwi. No tak mógł się tego spodziewać. Przecież Carla wie o nich więcej niż oni sami.
– Chodzi ci o to, że jego mama wcale nie jest chora, prawda? Że Remus zawsze znika podczas pełni.
– Tak, on chyba jest wilkołakiem – wyszeptał.
– Tak, to prawda.
– Od kiedy wiesz?
– Od początku.
James tylko westchnął. Oczywiście wiedział, że Carla nie była z tego świata, ale od czterech lat nie potrafił się do tego przyzwyczaić.
– Czemu nam nie powiedziałaś? - spytał, chociaż i tak znał już
odpowiedź, która tak często padała.
– Bo wiedziałam, że i tak sami do tego
dojdziecie. Nie mogę wam ułatwiać życia. – Uśmiechnęła się słabo.
Chociaż w tym świecie przebywała od wielu
lat, nie wyjawiła huncwotom za dużo na temat ich przyszłości. Bo przecież nie
mogła powiedzieć Jamesowi, jak młodo zginie, Syriuszowi, że trafi do Azkabanu,
Peterowi, że będzie służył Czarnemu Panu, a Remusowi, że umrze podczas I wojny
o Hogwart wraz ze swoją żoną i tym samym osieroci swoje dziecko. Wiedziała, że
nie może za bardzo zmieniać biegu historii. Ale czy da się go zmienić? Póki co
los starał się, aby nie wyjawiła za dużo szczegółów.
– A tak w ogóle to gdzie jest Syriusz? –
spytała Carla, uznając,
że warto zmienić temat.
– A jak myślisz? – zapytał z rozbawieniem
James.
– Dziewczyny? – Pokiwała z niedowierzaniem
głową. – Dziwne, że mu się jeszcze nie skończyły.
– Wiesz, z tobą jeszcze nie byłem na randce. – Carla usłyszała głos
za sobą.
Dziewczyna odwróciła się i zobaczyła
nonszalancko opierającego się o ścianę chłopaka, który akurat swoim zwyczajem
odgarniał swoje długie, lśniące, czarne włosy za ucho.
– Syriusz! – Carla rzuciła mu się na
szyję. Traktowała go jak brata. Z Blackiem spędzała całe dnie, więc nawet tak
krótka nieobecność przyjaciela była dla niej co najmniej nieprzyjemna.
– Nie widziałaś mnie przecież tylko od
rana! – uśmiechnął się, podnosząc dziewczynę z ziemi.
– A wiesz jaka już pora? – spytała,
wskazując palcem na okno, za którym widniało już nocne niebo. – Poza tym nie
było cię na zajęciach. – Zmrużyła oczy.
– A czy to coś nadzwyczajnego? – zaśmiał
się James.
Syriusz postawił Carlę z powrotem na
ziemię i udał obrażonego.
– Przecież chodzę na zajęcia! W tym roku
bardzo się staram. Nie było mnie tylko dzisiaj!
– Widzisz, już w pierwszym tygodniu szkoły
zrobiłeś sobie wagary! Nie ładnie Syriusz! – skarcił go James.
– James, ty się nie wtrącaj, bo gdyby nie
ty, to byłbym bardzo grzecznym i ułożonym dzieckiem.
Na to stwierdzenie James wybuchnął tak
głośnym śmiechem, że wszyscy pozostali Gryfoni, znajdujący się w pokoju
wspólnym odwrócili się w jego stronę, wytrzeszczając na niego oczy. Spadł z
fotela i tarzał się po podłodze.
– James, spokojnie – szeptała uspokajająco
Carla, która uklękła przed chłopakiem.
Kiedy ten jednak się nie opanował,
chwyciła go za ramię i mocno pociągnęła. Tak się złożyło, że James właśnie
chciał wstać, a przez pociągnięcie stracił równowagę i upadł prosto na Carlę.
Ich twarze znalazły się bardzo blisko siebie. Carla czuła mącący zmysły zapach
męskich perfum. Naraz zdała sobie sprawę, że James bardzo jej się podoba.
Zawsze jej koleżanki wzdychały jaki to on jest przystojny, ale nigdy tak o nim
nie myślała. Zrobiła się czerwona jak burak.
– Chyba James na ciebie leci – Syriusz
rzucił standardowy w takich sytuacjach żarcik.
– Mała, nie przy ludziach – szepnął Carli
na ucho James.
Rozzłoszczona dziewczyna tylko gniewnie
zrzuciła chłopaka z siebie, wstała i otrzepała swoją szkolną, czarną szatę z
pyłu.
– Nie wyobrażaj sobie za dużo, Potter –
posłała mu mordercze spojrzenie, na co chłopak tylko się wyszczerzył, pokazując
swoje perłowo białe zęby.
~~~~~~~~~~~~~~~
Carla po cichu wemknęła się do swojego
dormitorium, stąpając na palcach, żeby nie obudzić koleżanek, które już od
dawna spały. Rzuciła się na łóżko, które pod jej ciężarem zaskrzypiało. Była
wyczerpana dzisiejszym dniem. Nie lubiła piątków ze względu na zajęcia, które
się w ten dzień odbywały. Z samego rana miała dwie godziny eliksirów ze
Slughornem, których po prostu nie cierpiała, później zielarstwo, następnie dwie
godziny transmutacji, które ratowały ten dzień przed kompletną katastrofą, a na
koniec wróżbiarstwo i numerologia, które nie ma pojęcia czemu, będąc na trzecim
roku wybrała. Może było to spowodowane ciekawością świata czarodziejskiego, ale
teraz już wiedziała, że to był najgorszy pomysł w jej nie za długim życiu.
Zapatrzyła się w czerwone, aksamitne
zasłony, swobodnie opadające na jej łóżko. Już prawie zasnęła, jednak do jej
głowy wtargnął cichutki głosik Lily Evans.
– Carla? To ty? – spytała rudowłosa
dziewczyna.
– Tak, śpij, to tylko ja.
Z Lily, Carla zaprzyjaźniła się dopiero
przed rokiem. Wcześniej nie pałała do niej zbyt wielką sympatią, bo Gryfonka
była zarozumiała i trochę egoistyczna. Teraz Lily zmieniła się w sympatyczną
osobę. Zaczęła tolerować nawet huncwotów, których towarzystwa wcześniej nie
mogła znieść. Pomimo, że chłopcy dalej znęcali się nad jej najlepszym
przyjacielem – Snapem, nie opuszcza już pokoju, w którym akurat zawitają. Po
swojej przemianie, zdała sobie sprawę, że każdy może się zmienić. Nawet
huncwoci , tylko trzeba dać im szansę.
– Carla? - rudowłosa znów się odezwała.
– Tak?
– Dziękuję, że dałaś mi szansę. Wiem, że
byłam dla ciebie kiedyś okropna. - Lily ciągle powtarzała to samo od roku.
Czuła się winna, z powodu złego traktowania Carli przez pierwsze trzy lata ich
znajomości. Wcześniej była arogancka, wyśmiewała się z dziewczyny.
– Lily, przestań już mnie w kółko
przepraszać. Naprawdę.
– Dobranoc. - Carla usłyszała tylko jak
Lily przewraca się na drugi bok i sama zasnęła.
~~~~~~~~~~~~~~
Carla obudziła się wcześnie rano, promyki
słońca jeszcze nie wpadały do pokoju. Spojrzała na łóżka dziewczyn. Kaylie i
Lily jeszcze spały, a łóżko Cassie było puste. Dopiero teraz usłyszała szum
wody, dochodzący z łazienki. Spuściła swoje bose stopy na zimną podłogę.
Wzdrygnęła się i szybko je podniosła. Ze swojego kufra wyciągnęła skarpetki i
dopiero teraz zeszła na ziemię. Przeciągnęła się, była zmęczona, ale wiedziała,
że i tak nie zaśnie. Podeszła do drzwi łazienki i zapukała cicho.
– Cassie, pośpiesz się!
Odpowiedziało jej gniewne mruknięcie.
Wiedząc, że i tak nie uda jej się wyciągnąć koleżanki z toalety, wróciła na
swoje łóżko. Chwyciła pierwszą lepszą książkę ze swojego stosu, który
przyniosła z biblioteki i zaczęła czytać.
Po chwili przyłapała się, że jej wzrok
tylko przesuwa się po literach, a tak naprawdę myślami jest całkiem gdzie
indziej. Dokładnie to przy Jamesie Potterze i wydarzeniach z dnia wczorajszego.
Zawsze kochała tego chłopaka, bo zastępował jej rodzinę, ale nie w taki sposób.
Coś się w niej obudziło. Całkiem nowe uczucie, pojawiły się motyle w brzuchu,
kiedy tylko przebywała w jego towarzystwie. Zdała sobie sprawę, że bardzo jej
się to podoba. Tylko jest jedno ale. Ona wie, że z tego wszystkiego i tak nic
nie będzie. Przecież Potter kocha Lily i w przyszłości będzie jej mężem. Więc
po co dawać sobie jakąkolwiek nadzieję?
Jej przemyślenia przerwał dźwięk
cichutkiego stukania w szybę. Spojrzała na okno obok niej i zobaczyła małą,
szarą sówkę, która wpatrując się w Carlę, z zaciekawieniem przekrzywiała łepek.
Raczej nie przyleciała do niej. Przecież do niej nikt nie pisał listów. Tylko
na święta dostawała paczki i życzenia od rodziców Jamesa. Więc jakże
wielkie było jej zdziwienie, kiedy wpuszczając sowę, zwierzątko nie poleciało
do żadnej z jej koleżanek, a zaczęło dziobać, ją po ramieniu.
Od nóżki sówki odwiązała beżową,
zniszczoną kopertę. Widniał na niej tylko dane adresata. Kiedy je przeczytała,
serce podskoczyło jej do gardła.
Pani Charlotte Blue,
ul. Frimond 14,
Nestorville
lub
Hogwart
Ktoś znał jej wcześniejszy adres. Jej
adres z poprzedniego świata. Jak to możliwe?
Szybkim ruchem otworzyła kopertę i wyjęła list. Zaczęła go pośpiesznie
czytać. Z każdym słowem serce zaczynało jej bić szybciej, a w głowie coraz
bardziej kręcić. Nieprzytomna opadła na łóżko.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Obudziły ją rozmowy koleżanek z dormitorium.
Wszystkie trzy krzątały się po pokoju. Keylie jeszcze nieprzebrana szukała
swojej czarnej skórzanej kurtki, którą poprzedniego wieczoru gdzieś rzuciła.
Jej siostra bliźniaczka Cassie była już ubrana w malinową koszulę i granatowe
legginsy. Dziewczyny poza wyglądem i tendencją do wspólnych kłótni różniły się
właściwie wszystkim - charakterem, stylem ubierania się, upodobaniami,
talentami. Carlę zawsze dziwiło jak można być jednocześnie tak do siebie
podobnym i tak różnym. Teraz wzrok dziewczyny padł na Lily, która gotowa na
śniadanie wylegiwała się na swoim łóżku i o czymś intensywnie rozmyślała.
Wyglądało to jak zwyczajny poranek.
Carla nie zwracając uwagi na krzyki
bliźniaczek, w pośpiechu zaczęła rozglądać się wokół siebie, szukając listu.
Nigdzie nie było go widać, a pamiętała, że gdy zemdlała trzymała go w ręce.
Czyli to musiał być tylko koszmar. Odetchnęła z ulgą i ze spokojnym sercem,
niezauważona przez współlokatorki zebrała swoje rzeczy i poszła się przebrać.
Stanęła przed lutrem i spojrzała na odbicie
swojej brzoskwiniowej twarzy. Nie była zadowolona z tego co zobaczyła.
Jej buzia była nadal tak samo pucata jak dnia poprzedniego. Codziennie budziła
się z nadzieją, że w przyszłości jej twarz będzie bardziej podłużna, ale do tej
pory nic się nie zmieniło. Westchnęła zdając sobie sprawę, że nic i tak z tym
nie zrobi i zaczęła rozczesywać swoje długie, proste, blond włosy. Kiedy była
już usatysfakcjonowana z wyniku swojej pracy, ubrała jeansy i czarną, obcisłą
koszulkę z krótkim rękawkiem, w pasie przewiązała koszulę w czerwoną kratę, a
na nogi założyła trampki - jej standardowy strój na zwyczajne soboty. Umyła
jeszcze zęby i w podskokach wyszła z łazienki.
W pokoju oprócz dziewczyn, zastała
huncwotów. James Potter siedział na jej łóżku i o czymś zawzięcie dyskutował z
Remusem. Peter usiadł na oknie i wesoło machał nogami. A Syriusz rozmawiał z
Lily. LILY EVANS. Rozmawiał z Evans. Z dziewczyną, która tak nie lubiła tych
chłopców. Carla gapiła się na nich chwilę, gdy z odrętwienia wyrwał ją
głos Jamesa.
– Carla! Charlotte Blue mówię do ciebie!
– Tak?
– O w końcu się obudziłaś. Chciałem cię
tylko poinformować, że musimy już iść na śniadanie.
– Ah, tak, oczywiście.
Carla zdała sprawę, że już długo musiała
być nieobecna, bo wszyscy już czekali na nią przy drzwiach.
– Od czterech lat, nic się pod tym
względem nie zmieniłaś. – Wyszczerzył się Syriusz i wyszedł z pokoju, a za nim
reszta gromady.
~~~~~~~~~~~~~~
Podniesione głosy uczniów stawały się
coraz głośniejsze, wraz z każdym krokiem zrobionym w stronę Wielkiej Sali.
Kiedy przekroczyli jej próg, skierowali się do ławy gryfonów i zajęli ostatnie
wolne miejsca. Syriusz usiadł obok Carli i Petera, na przeciwko niego znalazł
się Remus otoczony bliźniaczkami. Obok Jamesa także siedziały same dziewczyny -
po prawej Evans, a po lewej Blue.
Black nałożył sobie na talerz ostatniego
naleśnika z szynką i serem żółtym i zaczął go powoli jeść. Stwierdził, że jest
przepyszny, więc rzucił się na niego z wielką zapalczywością.
– Smakuje Syriusz? – spytała go Carla. –
Jesz jak świnka, jesteś cały z sera. Poza tym jak można jeść takie
naleśniki? – zdziwiła się dziewczyna.
– Właśnie Syriusz, przecież to świństwo! –
krzyknął James, wychylając się zza Carli, żeby móc zobaczyć przyjaciela. On
także uwielbiał tak przyrządzone naleśniki, lecz dla niego porcji już zabrakło
- Zabierz sobie coś innego! Nie musisz się martwić, że jedzenie się zmarnuje!
Zrobię to dla ciebie i go dojem.
– James, nie musisz się tak poświęcać! –
wybuchnął śmiechem Black, lekko odsuwając swoje danie od kolegi.
– Oh, ależ oczywiście, że muszę! W końcu
jestem twoim przyjacielem, a czego się dla nich nie robi! – Potter kładąc się
na stole próbował dosięgnąć talerza. Przy okazji przewrócił sok dyniowy Lily,
która o dziwo się za to na niego nie zdenerwowała, a na Carlę zrzucił resztki
tostów.
Reszta Gryfonów nie próbowała uspokoić
chłopaków, bo i tak wiedziała, że to nic nie da, a mogą tylko zostać ubrudzeni
jedzeniem. Przypatrywali się tylko tej wojnie, a Peter jako jedyny dopingował
Pottera ciesząc się, że James i Syriusz znowu zapewnili im trochę
rozrywki. Ale nie Lily Evans. Kiedy Black puścił swój talerz i rzucił się
na Pottera, żeby go odciągnąć od swojego jedzenia, ona cicho zabrała naleśnika
i zauważona tylko przez Carle, wróciła na swoje miejsce chichocząc po
cichu.
– Gdzie jest mój naleśnik?! – ryknął
Syriusz po wygranej bitwie z Jamesem i rzucił się na ławę z rozpaczą. – Gdzie
się podział mój skarb?
– Zjadłam go – oznajmiła tak dumnie Lily,
jakby właśnie ogłaszała im, że wygrała turniej trójmagiczny.
Syriusz rzucił tylko dziewczynie mordercze
spojrzenie i obrażony na cały świat nałożył sobie na talerz zwykłego tosta z
serem.
– Brawo Lily! – wykrzyknął James i objął
ją ramieniem, jednak ta jak oparzona się od niego odsunęła. Pomimo, że polubiła
Remusa, Petera i Syriusza, Jamesa nie zaakceptowała jeszcze całkowicie. Zaczęła
go już tolerować, czasem nawet z nim rozmawiała, ale nic poza tym. Miała dość
jak Potter próbował się jej przypodobać, jak rzucał jej głupie teksy na podryw,
jak próbował ją od czterech lat zaprosić na kremowe piwo. Pomimo, że już nie
był tak zadufany w sobie, dalej była do niego zrażona. A może jest dla niego za
bardzo niemiła? Może powinna dać mu szansę, tak jak kiedyś dano jej?
Spojrzała na chłopaka. Lily zdała sobie sprawę, że ta sytuacja musiała go
naprawdę zaboleć. Zobaczyła jego zaciśnięte usta i spojrzenie pełne bólu i coś
w jej sercu zmiękło.
– James… – zaczęła mówić, jednak chłopak
już zdążył wstać.
– Nie jestem głodny. Pójdę już – rzucił i
szybkim krokiem się oddalił.
– James… – wyszeptała jeszcze raz Lily,
ale ten już jej nie słyszał.
Patrzyła jeszcze za oddalającą się spiętą sylwetką chłopaka, a kiedy
zniknął za drzwiami Wielkiej Sali odwróciła wzrok i spojrzała na swój pusty
talerz. Pomimo, że nie przepadała za Jamesem, sprawiało jej ból, kiedy go
raniła.
– Co mu odbiło? – spytał Syriusz, lecz
nikt oprócz Carli i Lily nie wiedział co się stało, a dziewczyny nie kwapiły
się do wyjaśnień.
Nagle do sali wleciało mnóstwo
różnobarwnych sów, roznoszących pocztę. Każda podlatywała do któregoś z uczniów
i dziobała po rękach domagając się pieszczot. Carla spojrzała w górę, żeby
sprawdzić czy jakiś ptak nie kieruje się czasem do niej, chociaż bardzo w to
wątpiła. Jednak jej serce zamarło, kiedy w jej stronę leciała mała, szara
sówka, identyczna jak w jej śnie. A może to nie był sen. Jak w transie od nóżki
zwierzątka odwiązała list i spojrzała na dane adresata. Nie musiała ich nawet
czytać, bo i tak rozpoznała to pochyłe pismo. Ręce zaczęły jej się trząść i
zakręcił się jej w głowie, więc szybko wybiegła z wielkiej sali, nie zwracając
uwagi na wołania jej przyjaciół.
~~~~~~~~~~
Oto i trzeci rozdział. Mam nadzieję, że się wam spodoba. Coś mi się wydaje, że opisy uczuć postaci są niespójne i poplątane, ale tak jakoś wyszło. Proszę was o komentarze!!!