Reszta ferii minęła im w ekspresowym tempie, nawet się nie obejrzeli, a już nadszedł ostatni dzień. Do szkoły niedługo mieli napłynąć uczniowie, zapełniając jej wszystkie zakamarki gwarą i hałasem.
Scarlette i Pedro zmierzali do Wielkiej Sali na śniadanie, ciesząc się ostatnimi chwilami spokoju. W głowie chłopaka już zaczęły pojawiać się wizje zatłoczonych korytarzy, przez które nie będzie w stanie przebrnąć nawet z użyciem swojej siły łokci. Pokręcił głową ze zrezygnowaniem, to na pewno nie okaże się wygodne.
Dziewczyna z przejęciem opowiadała mu o nowościach, które wyczytała w kolejnej książce o mitologii celtyckiej. Twierdziła, że była to lektura wyjątkowa, bo jako jedyna wspominała o powiązaniu człowieka z danym bogiem. Co prawda, nie rozwijała tego tematu w takim stopniu, na jaki Puchonka liczyła, ale nie zmniejszało to jej podekscytowania, ponieważ był to pierwszy egzemplarz, w którym znalazła choć najmniejsze wzmianki o ich beznadziejnym przypadku.
Tak, Pedro uważał go za beznadziejny.
O ile Scarlette zawsze cieszyła się ze swoich mocy, którymi mogła służyć i pomagać innym, Hiszpan wcale nie radował się ze swojego powiązania z bogiem wojny Netem. Co więcej, bał się go. Przerażał go fakt, że wojna łączyła się z morderstwami, śmiercią niewinnych ludzi, niezgodą i kłamstwem. Lękał się cech, które zostały mu przekazane wraz z nadzwyczajną umiejętnością walki. Czuł trwogę, kiedy doprowadzał do kłótni swoich przyjaciół, kiedy w jego głowie pojawiały się myśli o morderstwach.
Bał się siebie samego i czynów, których mógłby dokonać.
Na szczęście miał Scarlette, dziewczynę, która w jakiś dziwny sposób potrafiła go uspokoić. Tylko przy niej nie myślał o takich rzeczach, nie miał problemów ze swoim drugim ja.
Tak, był pewien, że to o to chodziło. W jego umyśle musiały walczyć dwie sprzeczne osobowości. Jak inaczej miałby wytłumaczyć przyjęcie go do Hufflepuffu, domu osób pomocnych, lojalnych i przyjaznych?
– Pedro, czy ty mnie w ogóle słuchasz? – Blondynka stanęła przed nim, ręce kładąc na biodra. Gdyby była trochę wyższa, a jej rysy twarzy mniej dziecięce, może wyglądałaby tak groźnie, jak chciała.
Mruknął coś pod nosem. Odebrała to chyba jako zaprzeczenie, bo po chwili krzyknęła, kręcąc głową ze zrezygnowaniem:
– To w końcu zacznij! To są bardzo ważne informacje, powinieneś wiedzieć o naszych bogach jak najwięcej!
Na szczęście znaleźli się już w Wielkiej Sali i Puchonka nie kontynuowała swojego wykładu. Dosiedli się do stołu Gryffindoru, gdzie przebywali już Carla, Lily i huncwoci.
Atmosfera od kilku dni była dość napięta. James i Syriusz rozmawiali między sobą, nie wymieniając zabawnych uwag z resztą grupy, jak na ogół mieli w zwyczaju to robić. Carla i Lily siedziały nieruchomo, wpatrując się w swoje tosty, a Peter, podparłszy głowę na ręce, bezcelowo mieszał łyżką w swojej zupie. Remus jako jedyny starał się zachęcić do rozmowy swoich przyjaciół, ale z marnym skutkiem. Ani Potter i Black, ani Evans, Blue i Pettigrew nie byli zainteresowani rozmową z mającym dobre intencje kolegą.
Pedro, jak zawsze milczący, usiadł obok nich i nie zwracając uwagi na atmosferę, zabrał się za swoje śniadanie.
– Nic się nie zmieniło? – spytała, dosiadając się do Lunatyka.
– Nic, a nic. Nadal się nie pogodzili, nadal są w parszywych humorach, nadal nie chcą ze mną rozmawiać.
Lupin westchnął, zmęczony przygnębiającymi nastrojami reszty. Scarlette trochę się zmartwiła. Jeśli przyjaciele nie pogodzą się w najbliższym czasie, kolejne dni mogą okazać się nie najszczęśliwsze dla nich wszystkich. Widziała, że humor reszty udzielał się powoli i Remusowi, a niedługo jedyną osobą, z którą będzie mogła normalnie porozmawiać, pozostanie Pedro. Chociaż czy można to było także nazwać normalną rozmową? Raczej prowadzeniem monologu.
Nie żeby narzekała. Przy niej chłopak i tak częściej się odzywał niż przy innych. Co prawda nadal był skryty i na ogół nie mówił o sobie, a rzucał tylko pojedyncze komentarze na temat jej problemów, ale kochała go takiego, jakim jest. Czasami żałowała tylko, że nie zwierza jej się tak samo, jak ona mu. Robiło jej się naprawdę przykro, kiedy widziała, że coś go dręczy, a ona nie potrafiła mu pomóc, bo nie chciał jej nic powiedzieć.
Westchnęła głęboko, odrzucając od siebie nieprzyjemne myśli. Nie przewidziała jednak, że rzeczywistość, do której naraz powróciła, będzie równie beznadziejna. Pokłóceni przyjaciele na pewno nie poprawili jej humoru.
Zmarszczyła brwi, postanawiając coś z tym zrobić. W końcu była powiązana z bogiem jedności, prawda? To była jej działka. Kto nadawałby się do tej sprawy lepiej?
~~~~~~~~
O godzinie siedemnastej tego samego dnia ponownie musieli stawić się w gabinecie profesor McGonagall. Już dawno przestali liczyć szlabany, i tak nie było widać ich końca. Po prostu przychodzili, w ponurych nastrojach robili, co mieli do zrobienia, i ponownie zajmowali się swoimi sprawami. Lily zazwyczaj uczyła się do zbliżających się lekcji, Carla przypatrywała się koleżance, nie mając nic lepszego do roboty, Scarlette i Pedro spędzali czas w pokoju wspólnym Puchonów, Syriusz i James gdzieś znikali, Remus pałętał się między ich pokłóconą grupą, a Peter siadywał przed kominkiem, dołączał się do Evans i Blue lub odwiedzał kuchnię.
Tym razem nic nie zapowiadało, że cokolwiek miałoby zmienić ich ponurą rzeczywistość.
Nauczycielka transmutacji rozdzieliła między nich zadania. Tym razem Carla wylądowała wraz z Syriuszem i Jamesem w jakiejś starej, zakurzonej klasie. Gdyby nie kłótnia z chłopakami, pewnie nawet ucieszyłaby się z takiego przydziału. Potter i Black pewnie stale by żartowali, a brud znajdujący się na regałach okazałby się dużo mniej straszny. Także klimat pomieszczenia znacznie umiliłby szlaban. Promyki słońca wpadały przez w połowie przysłonięte starą zasłoną okna, oświetlając migoczące złotym pyłem książki, dzienniki, instrumenty, wazony i innego rodzaju magiczne przedmioty, które uzbierały się przez kilka lat nieużywania sali.
Teraz jednak jedyne, o czym była w stanie myśleć, to ilość tych wszystkich drobiazgów, które będzie musiała własnoręcznie wyczyścić. I to jeszcze w towarzystwie Blacka i Pottera. Po prostu świetnie, pomyślała i aż prychnęła ze złości.
– Czy ona oszalała? – narzekał James na McGonagall, stanąwszy w drzwiach. – Czy ty, Syriusz, widzisz, ile tutaj tego jest?
Carla od razu zabrała się do roboty, chcąc zająć czymś swoje myśli, aby nie popłynęły na niebezpieczne tory związane z kłótnią z Blackiem. Nie chciała się znowu denerwować. Smutek minął już kilka dni temu, teraz tylko wściekała się, kiedy wracała do słów, które wypowiedział.
Spojrzała na Jamesa i Syriusza, którzy stali w wejściu, nonszalancko opierając się o framugę, i wciąż rozglądali się po pomieszczeniu.
– Może byście wzięli się do roboty? – spytała, chcąc jak najszybciej sobie stąd iść. Szlabany u McGonagall nie były czasowe. Mieli do posprzątania jedną salę na dzień, a w tym wypadku wydawało jej się mało możliwe, aby uwinęli się z tym tak szybko, jak to było z poprzednimi klasami.
Rozejrzała się dookoła. Z regałów zaczęła wyciągać ich zawartość i ustawiać po kolei na biurku, aby później móc wytrzeć szafki. Kolejno chwytała w dłoń talerz, pudełko pełne starej i na pewno wartościowej biżuterii, zwoje pergaminów, zdobioną azjatyckimi wzorami filiżankę, wazon, w którym coś niebezpiecznie się poruszyło, uderzając o ścianki, i w końcu małą skrzynkę, która szczególnie przyciągnęła jej uwagę.
W gruncie rzeczy nie wiedziała dlaczego. Wygląd szkatułki nie był nadzwyczajny, niczym się nie wyróżniał. Nie miała żadnych ozdób, zdobień czy wyrytych wzorów, ot proste drewniane pudełko z metalowym zamknięciem.
Coś jednak pchnęło Carlę, aby je otworzyć, jakaś silna moc ją do tego przyciągała.
Włożyła paznokcie pod pokrywkę i pociągnęła mocno, lecz skrzyneczka nie uchyliła się – musiała być zamknięta na klucz. Wzruszyła ramionami i odłożyła drewnianą szkatułkę na biurko, aby wrócić do niej później.
Szybko rzuciła okiem do tyłu, żeby sprawdzić, co robią James i Syriusz, i poczuła się naprawdę głupio. Nie odezwali się do siebie od początku szlabanu, a przecież z Potterem tak naprawdę nie była pokłócona i mogła z nim bez żadnych przeszkód porozmawiać. Postanawiając urozmaicić sobie jakoś ten czas, chwyciła pierwszy lepszy talerz i wycierając go, podeszła do Rogacza z zamiarem zagadania go. Na szczęście nie stał teraz z Syriuszem, który po drugiej stronie pokoju otworzył jakiś kufer i zaczął przeszukiwać jego zawartość.
– Jak tam idzie? – spytała, usilnie wpatrując się w swoje naczynie, które swoją drogą było już prawie czyste. Nie wiedziała, jak zareaguje chłopak. W końcu przez kilka ostatnich dni nie była dla niego zbyt miła, co wynikało z faktu, że zawsze kiedy na siebie wpadali, Jamesowi towarzyszyć musiał oczywiście Black, którego obecność wprawiała ją w niemałe poirytowanie.
Spojrzał na nią nieco zdziwiony, ale uśmiechnął się do niej przyjaźnie. Chyba rozumiał, że nie chodziło o niego, a o jego kompana. Odetchnęła z ulgą. Czyli nie miał jej tego za złe i chciał pozostać poza ich konfliktem, choć Carla dobrze wiedziała, że w razie większej sprzeczki stanąłby murem za Syriuszem. Ale to się teraz niezbyt dla niej liczyło. W duchu podziękowała Merlinowi.
– Odkopałem trochę gratów, ale nic nadzwyczajnego. Szukam czegoś, co by się nam mogło w przyszłości przydać do kawałów.
Pokiwała ze zrozumieniem głową. Trudno przychodziła jej teraz rozmowa z Potterem. Czuła się trochę niezręcznie po tym, jak nie zachowywała się w stosunku do niego sprawiedliwie.
– Przepraszam – wyszeptała, zdając sobie sprawę, że w tym wypadku cała wina leżała po jej stronie.
– Słucham?
– No, bo ostatnio nie byłam zbyt miła dla ciebie – wytłumaczyła.
– Ah, to. Daj spokój. Miałaś ciężkie dni. – Uśmiechnął się i ponownie zanurkował w czeluściach regałów.
Carli kamień spadł z serca. Bała się, że Potter będzie chował do niej urazę i wcale by mu się nie dziwiła. Sama pewnie na jego miejscu by się zdenerwowała. Tymczasem Rogacz był dla niej tak wyrozumiały.
Zdała sobie sprawę z faktu, że jej talerz od dłuższego czasu jest już czysty, więc odłożyła go na wytarty wcześniej regał i chwyciła kolejne naczynie z tego samego zestawu. Kiedy wróciła do Jamesa, ten z poważną miną wyłonił się zza szafy.
– Czy Evans wspominała coś o naszej kłótni?
Carla spojrzała na niego zdziwiona, bo wcale nie spodziewała się takiego pytania.
– Jest jej przykro – oznajmiła. – I jest zła. Z dwóch powodów.
– Jakich? – dopytywał się Potter.
Blue założyła ręce na klatce piersiowej, a jej usta wykrzywił chytry uśmieszek.
– A co ja będę z tego miała? Czy będą jakieś zyski? Chyba wypadałoby dać mi coś w zamian za tak cenne informacje?
James pokręcił głową z niedowierzaniem – widocznie wróciła do nich ta stara Carla. Potterowi brakowało tych sprzeczek z dziewczyną, mimo że minęło zaledwie pięć dni, od kiedy całkiem straciła humor i chęci do żartowania.
– A czego sobie szanowna pani życzy w zamian?
Uśmiech Blue poszerzył się jeszcze bardziej.
– Niewiele. Od jutra zaczynają się zajęcia, więc wystarczy mi, że napiszesz za mnie dziesięć pierwszych esejów z eliksirów.
Potter skrzywił się nieznacznie. Dziesięć?!
– Trzy.
– Siedem.
– Cztery.
– Nie zejdę poniżej sześciu.
– Pięć.
– Pięć.
– W takim razie sam sobie zgaduj, dlaczego Lily jest na ciebie zła.
– Dobrze, napiszę sześć.
Na twarzy Blue pojawiła się satysfakcja.
– W takim razie przejdźmy do rzeczy. Jest jej przykro i jest wściekła, ponieważ ją zraniłeś. Od jakiegoś czasu starała się naprawić to, jak się kiedyś zachowywała, a teraz ty jej to wypomniałeś.
Potter zmarszczył brwi, wyraźnie zakłopotany. Carla domyśliła się, że jest na siebie zły. Na pewno nie chciał zranić Evans, w końcu był w niej zakochany aż po uszy.
– Co tam porabiacie, gołąbeczki? – wtrącił się Black, podchodząc do nich. Oparł się plecami o regał, niedbale wcisnąwszy ręce do kieszeni.
Oczy Blue zwęziły się do małych szparek, kiedy pogardliwie zlustrowała go wzrokiem.
– Rozmawiamy. Stałeś od nas cztery kroki. Myślę więc, że to pytanie było zbędne – odparła i od razu odwróciła głowę od chłopaka, wracając do wcześniej obranego tematu i okazując mu całkowity brak zainteresowania. – Drugi powód jednak jest dla ciebie dużo lepszy, James – zaczęła łagodnym tonem. – Lily jest zła na siebie, ponieważ to ona niepotrzebnie wywołała tę kłótnię, niesłusznie oskarżając cię o namówienie jej na wyjście do Zakazanego Lasu. W końcu nie jesteś w tej sprawie niczemu winien, a ona to zrozumiała. I teraz jest jej też z tego powodu przykro.
– Aha.
– Elokwencja i umiejętność wyrażania myśli od zawsze były twoją mocną stroną – zauważyła Carla.
James roześmiał się głośno, ale już nie skomentował wcześniejszych słów Blue. Zastanawiała się, czy nadal był bardzo zły na Evans. Ona sama na jego miejscu nadal by się wściekała, ale Potter odznaczał się znacznie większą wyrozumiałością, o czym przekonała się zaledwie kilka minut wcześniej.
Porzuciła ten temat, dochodząc do wniosku, że ta dwójka i tak w najbliższym czasie się pogodzi, i ponownie zajęła się sprzątaniem.
Naraz drzwi otworzyły się, a do pomieszczenia wpadł jakiś chłopak. Całkowicie nie zwracając na nich uwagi, dał nura między regały tak, że nie było go w ogóle widać.
– Mnie tu nie ma – rozległ się szept.
Blue uśmiechnęła się i udając, że nic się nie stało powróciła do swoich czynności. To samo zrobili James i Syriusz, więc kiedy drzwi klasy ponownie się otworzyły i stanął w nich czerwony z wściekłości Filch, nic nie wskazywało na to, że jakiś uczeń się tutaj chowa.
Woźny rozejrzał się wokół, mrużąc oczy, ale nic nie dostrzegłszy, spojrzał na nich.
– Czy ktoś tutaj był? – warknął.
– A kto tutaj miałby być? – spytała Carla.
– Parszywe chłopisko, wysmarowało pół korytarza klejącą mazią, nie da się tego umyć – mamrotał rozgniewany.
Blue pokręciła głową, jakby była co najmniej zdegustowana zachowaniem śmiałka, który zadarł z Filchem.
– Niemożliwe! Tutaj w każdym razie go nie ma, ale mam nadzieję, że uda się panu go złapać! – wykrzyknęła, a w jej głosie było słychać tak duże oburzenie, że człowiek jej nieznający naprawdę uwierzyłby w fakt, iż potępia wybryk chłopaka.
Woźny jednak znał ją, Syriusza i Jamesa, a ich kawały dawały mu mocno w kość przez ostatnie pięć lat, więc nie nabrał się na świetne aktorstwo Carli.
A fakt, że właśnie sprzątali klasę, odrabiając szlaban, także nie przemawiał za wiarygodnością słów dziewczyny.
– Jeszcze się doigracie – mruknął. – Jeszcze będziecie wisieć za ręce na ścianie.
Jeszcze raz rozejrzał się dookoła, po czym odwrócił się do nich tyłem i wyszedł z pomieszczenia, złorzecząc i klnąc pod nosem po cichu.
Cała ich trójka roześmiała się głośno, zginając się wpół. Carla musiała się złapać za brzuch, bo po kolejnych salwach zaczął ją boleć. Przez chwilę nawet zapomniała o Syriuszu, czuła się tak jak wcześniej, przed kłótnią. Zaraz jednak zatoczyła się ze śmiechu i wpadła niechcący na Blacka, co skutecznie przypomniało jej o jego obecności i słowach, które ją zraniły. Od razu się wyprostowała, a jej wesołość natychmiast ustała.
Nawet nie zauważyli, kiedy nieznajomy chłopak wyszedł ze swojej kryjówki i zaczął przypatrywać im się z zaciekawieniem i uśmiechem na ustach.
Blue odwróciła się w jego stronę, dopiero kiedy znacząco chrząknął. Musiała przyznać, że chłopak był przystojny. Jego zmierzwione, brązowe włosy opadały mu na intensywnie zielone oczy. Miał ciemną karnację i lekki zarost na mocno zarysowanej szczęce. Wysoki, wydawał się być wprost idealny.
I nagrabił sobie u Filcha – to musiało po prostu coś znaczyć.
Uśmiechnął się do niej promiennie, ukazując rząd równych, białych zębów. Była pewna, że jej policzki teraz płonęły czerwienią.
– Charlotte Blue, jeśli się nie mylę.
– Znamy się? – spytała zaskoczona, a chłopak pokręcił głową.
– Ty mnie nie. Nazywam się Tyrs.
– Tyrs? A co to za imię? – zdziwiła się Carla.
– Jestem w połowie Grekiem – odparł. – Przyjechałem do Hogwartu dopiero kilka dni temu.
– I już zdążyłeś poznać moje imię? Muszę być bardzo sławna.
– Uczepiła się mnie jakaś plotkara. W jeden wieczór streściła mi informacje chyba o połowie uczniów z tej szkoły. Zapewne nie wszystkie prawdziwe – roześmiał się.
– Tak? A co powiedziała o mnie? – Carla uniosła jedną brew.
– Dobra, dobra – przerwał Syriusz nieco oschłym tonem. – Nie ma czasu na pogaduszki. Mamy robotę do wykonania.
Blue rzuciła mu mordercze spojrzenie. Tak dobrze rozmawiało jej się z Tyrsem, ale Black musiał oczywiście wszystko zepsuć. Czy ten facet już całkowicie zapomniał, co to znaczy takt? Już chciała mu powiedzieć, co o tym myśli, ale zdała sobie sprawę, że w gruncie rzeczy Łapa ma rację, co jeszcze bardziej ją zdenerwowało.
Mocniej zacisnęła palce na szmatce, żeby powstrzymać się od wybuchu, ale kolejne słowa Tyrsa ją uspokoiły.
– Może się jeszcze spotkamy? Na przykład jutro, kiedy skończysz zajęcia.
Nie spodziewała się od razu takiego pytania, ale po krótkim zastanowieniu się zgodziła. Tyrs był przystojny i zabawny, dlaczego więc nie miałaby poznać go lepiej?
– Pod Wielką Salą? – spytał, a kiedy przytaknęła skierował się w stronę wyjścia. Przechodząc obok, lekko otarł się o jej ramię i zostawił za sobą silny zapach greckich oliwek, którego intensywność sprawiła, że aż zakręciło jej się w głowie. – To do jutra. – Uśmiechnął się promiennie i opuścił klasę.
Odwróciła się w stronę chłopaków. Syriusz patrzył na nią chłodno i starał się wyglądać na opanowanego, ale znała go dobrze, więc wiedziała, że w środku rozsadza go złość. James natomiast, przyglądając się przyjacielowi, chichotał cicho pod nosem prawie jak zakochana małolata.
Blue zarzuciła sobie szmatkę na ramię, posłała im najbardziej niewinny uśmiech, na jaki było ją stać, odwróciła się tyłem i w o wiele lepszym humorze ponownie zabrała się za sprzątnie. Pod nosem podśpiewywała sobie refren piosenki jakiegoś mugolskiego zespołu.
~~~~~~~~
Syriusz był wściekły z wielu powodów. Irytowała go McGonagall, dlatego że dała im tak zagraconą salę do posprzątania. Zdenerwował go James, bo rozmawiał z Carlą tak swobodnie. Drażniły go wesołe postacie z portretów, które mijał, idąc korytarzem. Do szewskiej pasji doprowadziła go Blue. Na nią był zły za wszystko. Za to, że nazwała go idiotą i palantem. Za to, że nie rozumiała, dlaczego zachowywał się tak w stosunku do Petera. Za to, że będąc z nim pokłócona, umawiała się z jakimś obcym Grekiem. Za to, że miała czelność się do niego uśmiechnąć, jakby i on powinien się z tego wszystkiego cieszyć. Za to, że nie rozumiała, co czuje.
Uderzył otwartą dłonią o kamienną ścianę tak mocno, że echo huku, który się przy tym wydobył, słyszał jeszcze przez całą drogę do Pokoju Życzeń. Chciał tam odpocząć, na chwilę się odizolować i uspokoić.
Kiedy dotarł jednak na siódme piętro i stanął przed gobelinem przedstawiającym Barnabasza Bzika i trolle rozzłościł się jeszcze bardziej. Powróciło do niego wspomnienie Scarlette i białego salonu, więc teraz czuł wzburzenie także w jej kierunku. Dlaczego jeszcze nie powiedziała im, co wiąże się z tym pomieszczeniem? Co takiego skrywa? Blacka bardzo ta sprawa zaniepokoiła i już miał dość tej niewiedzy, która towarzyszyła mu od dnia zwiedzania Hogwartu. Dziewczyna mogłaby przynajmniej choć trochę go uspokoić. Czy nie rozumiała, że się martwi?
Przeszedł trzy razy pod pustą ścianą, myśląc o pokoju, w którym mógłby poukładać sobie wszystko w głowie.
Po chwili pojawiły się dobrze znane mu drzwi, które otworzył szeroko, wkładając w tą czynność całą swoją siłę i gniew, który odczuwał. Drzwi zatrzasnęły się za nim z hukiem.
Pomieszczenie było prawie puste. Na jasnozielonych ścianach nie wisiały obrazy, a jedynym meblem okazało się szerokie, stojące zaraz naprzeciw wejścia łóżko z mnóstwem poduszek. Widocznie Pokój Życzeń uznał, że nic nie powinno rozpraszać Blacka podczas rozmyślania na temat jego aktualnych problemów.
Łapa rzucił się na stertę jaśków, ułożył wygodnie i spojrzał na biały sufit, uznając to za najciekawszą czynność, jaką mógłby teraz wykonać. Po chwili jednak zamknął oczy, stwierdziwszy, że tak będzie mu łatwiej opanować swój gniew.
Przychodziło mu to z trudem, bo do jego głowy cały czas powracał obraz niewinnie uśmiechającej się Carli. Teraz już rozumiał, dlaczego w pomieszczeniu nie znajdowały się żadne inne meble. Miał wielką ochotę rozbić jakiś wazon, lampę, cokolwiek, byleby tylko się wyżyć. Zamiast tego musiał zadowolić się zwykłą poduszką, która ze świstem poszybowała w stronę pustej ściany.
Obrócił się na lewy bok na łóżku, nie mogąc znieść ciągłego bezruchu. Dlaczego to wszystko się tak pokomplikowało? Dlaczego nie mógł zostawić Petera w spokoju i nie narażać się na kłótnie z Carlą? Ale przecież to nie była wyłącznie jego wina. Blue nie powinna od razu wyzywać go od palantów i wpadać w taki gniew. Zwłaszcza że robił to wszystko głównie z jej powodu.
Black wstał z łóżka i nerwowo zaczął chodzić po pokoju. I jeszcze ten idiotyczny Grek musiał się nawinąć. Akurat w takim momencie. Niby nic nie zrobił, w sumie zaprosił tylko jego przyjaciółkę, z którą był aktualnie pokłócony, na zwykłe spotkanie. Chcą poznać się lepiej, porozmawiać, to przecież normalne wśród młodych ludzi. Ile to on razy wychodził do Hogsmeade z różnymi dziewczynami, ile razy zabierał je na spacer po błoniach? Dlaczego więc teraz tak bardzo go to zirytowało?
Syriusz znał odpowiedź, choć nie do końca chciał dopuścić jej do swojej świadomości, zwłaszcza kiedy na myśl o Blue rozsadzał go gniew.
Był po prostu o tę dziewczynę piekielnie zazdrosny.
~~~~~~~~~
Carla i Lily siedziały na kanapie przy kominku, obserwując jak do pokoju wspólnego powoli napływają powracający z przerwy świątecznej Gryfoni. Wyczekiwały, aż w pomieszczeniu pojawią się znajome twarze bliźniaczek, żeby mogły je uściskać i wypytać o święta. Wydawało im się, jakby od ostatniego momentu, w którym się widziały minął rok albo i więcej. Tymczasem było to zaledwie trochę ponad dwa tygodnie.
Przez portret Grubej Damy przeciskali się w pośpiechu uczniowie, jakby ta minuta lub dwie mniej czekania na korytarzu mogła ich w jakiś sposób zbawić. W końcu dziewczyny dostrzegły dwie głowy, z których na wszystkie strony sterczały krótkie, blond włosy.
Lily uniosła brwi wysoko, jakby nie dowierzała, że Cassie i Keylie mogły się podczas świąt obciąć. Swoją drogą Blue także zdziwiła ta metamorfoza – dziewczyny zawsze lubiły swoje długie, lśniące włosy, a decyzja, że w najbliższej przyszłości ich nie zetną, była jedyną, w której się zgadzały. Widocznie najbliższa przyszłość już się skończyła.
– Cassie, Keylie! – zawołała Blue i jak szalona zaczęła machać ręką. – Tutaj jesteśmy!
Po chwili poczuła uderzenie w okolicy żołądka. To Cassie wpadła na nią i opatuliła się rękami wokoł jej tali.
– Carla! Lily! – krzyknęła i przytuliła się do Evans.
Także Keylie nie mogła sobie odmówić tej przyjemności, mimo że widząc tak wylewny entuzjazm siostry, pokręciła z politowaniem głową.
Razem rozsiadły się na kanapach i fotelach przed kominkiem, które tylko cudem pozostały jeszcze wolne.
– Jak minęły święta? Opowiadajcie – zarządziła Blue, przypatrując im się z ciekawością.
Z ust Cassie wypłynął słowotok. Przez kolejne pół godziny opowiadała im o zabawnych kuzynach, którzy ich odwiedzili, o pysznych potrawach, jakie miały okazję zjeść, o prezentach znalezionych pod choinką, o wspólnym bożonarodzeniowym spacerze, o irytującej, rozpuszczonej do granic możliwości, młodszej kuzynce i o dziwnym wujku, który przez całe dwa tygodnie nie odezwał się do nich ani razu, mimo że próbowały zachęcić go do rozmowy. Keylie czasami dodawała coś od siebie, ale nie miała ku temu za dużo okazji, bo jej siostra mówiła i mówiła, prawie w ogóle, nie robiąc przerw na oddech.
– Chyba musicie być głodne – stwierdziła Blue, kiedy Cassie skończyła. – Może pójdziemy już na kolację? Pewnie będą tam też huncwoci.
Wstały, a Carla pomyślała, że nie doceniała wcześniej uroków pustego pokoju wspólnego, póki go jej nie odebrano. Salon Gryffindoru był wypełniony po brzegi, naprawdę ledwo dało się przez niego przecisnąć. Pomyśleć, że jeszcze godzinę temu panowały tu cisza i spokój, a spotkanie choćby jednego ucznia graniczyło z cudem. Blue westchnęła głęboko i zaczęła się przeciskać przez tłum podekscytowanych powrotem do Hogwartu uczniów, a dziewczyny ruszyły za nią, korzystając z utorowanej łokciami Carli ścieżki.
Przez chwilę nie słychać było głosu Cassie, po chwili jednak dziewczyna znowu się odezwała, zaczynając opowiadać o ich przebojowej cioci z Kanady. Carla pokręciła głową z niedowierzaniem, nie mogąc zrozumieć, jak to jest możliwe, że ta blondynka nie potrafi choćby przez minutę być cicho. W duchu jednak stwierdziła, że brakowało jej tego wiecznie radosnego głosu.
~~~~~~~~
Carla obudziła się w nocy, nękana koszmarami. Oddychała głęboko, miała szeroko otwarte oczy, ale chyba nie krzyczała, bo Lily, Cassie i Keylie jak zabite spały na łóżkach obok. Jej dłonie lekko drżały.
Podeszła do okna i uchyliła je. Do pomieszczenia wpadło zimne powietrze nocy, które orzeźwiło ją nieco i całkiem wyrwało z objęć koszmarów sennych.
Znowu śnił jej się dzień bitwy pod kwaterą PWD. Ponownie przed jej oczami pojawił się obraz Terry’ego leżącego bez życia na ziemi i Scarlette, która pochylała się nad nim, łkając cicho. Kolejny raz już zobaczyła nieruchomego Syriusza, który nieświadomie stał na krawędzi między życiem a śmiercią. Znowu poczuła tą bezgraniczną rozpacz, jakby ponownie przeżywała te straszliwe chwile. Widziała zadowoloną twarz Śmierciożercy, przygotowującego się do wypowiedzenia ostatecznego zaklęcia uśmiercającego.
A najgorsze w tym wszystkim było to, że ten sen nie był tylko wytworem jej wyobraźni, bezsensownym zlepkiem obrazów zachowanych w jej podświadomości. To wszystko były jej dokładne wspomnienia, które ponownie pojawiły się w jej głowie, a ona musiała ten koszmar przeżywać jeszcze raz.
Wróciła do swojego łóżka, zapominając zamknąć okno i zostawiając je lekko uchylone. Przykryła się szczelnie kołdrą, ponieważ poczuła lodowaty podmuch wiatru, który wdarł się do pokoju przez zostawioną przez nią szczelinę. Nie miała siły jednak wstać i dokładnie zamknąć okna.
Wbrew swoim oczekiwaniom nie zasnęła od razu. Przewracała się z boku na bok, a zimne powietrze, które co chwilę ją otaczało, nie dawało jej spokoju. W końcu wstała, uznając, że i tak w najbliższym czasie nie zaśnie. Zamknęła okno, ale nie wróciła już do swojego łóżka.
Chwyciła pierwszą lepszą książkę leżącą na półce Evans, opatuliła się kocem, który leżał zmięty w rogu jej łóżka, i zeszła po schodach do salonu Gryffindoru.
Na szczęście był całkiem opustoszały. Żaden inny uczeń nie wpadł na świetny pomysł błąkania się po nocy po pokoju wspólnym, co bardzo ją usatysfakcjonowało. Wolała być sama, usiąść sobie przy dogasającym ogniu i poczekać aż ponownie zmorzy ją sen.
Rzuciła się na czerwoną kanapę, nogi przewieszając przez podłokietnik, bo była za duża, żeby w całości się zmieścić, otworzyła książkę i zaczęła czytać.
Jej myśli jednak nie popłynęły w kierunku zagadki, którą miał do rozwiązania Herkules Poirot, bohater książki. Cały czas wracała do wizji ze snu, przed jej oczami pojawiały się twarze śmiertelnie przerażonych przyjaciół i zadowolonych z bliskiej wygranej Śmierciożerców. I to wszystko z jej powodu. Przypomniała sobie rozmowę z Syriuszem, która odbyła się zaraz przed bitwą. Mówił wtedy, że to nie jej wina, iż Śmierciożercy zaatakowali, że cała ich grupa i tak w końcu sprzeciwiłaby Voldemortowi, czy Carla byłaby Obdarzoną, czy nie. Sama Blue wiedziała najlepiej, że huncwoci i Lily wstąpiliby do Zakonu Feniksa. Jednak wszystkie te pocieszania straciły na wartości po słowach, które wypowiedział Black podczas ich kłótni, a ona znowu poczuła się winna, że zabrała huncwotom i Evans kilka beztroskich lat, podczas których żyliby sobie w Hogwracie, nie martwiąc się o żadne niebezpieczeństwo.
Naraz portret Grubej Damy uchylił się, a do salonu Gryffindoru ktoś wszedł. Początkowo osoba ta stała ukryta w cieniu, lecz kiedy się wyłoniła, Blue od razu ją poznała. Syriusz Black zaszczycił ją swoją obecnością.
Zmierzyła go obojętnym spojrzeniem, choć w środku cała wrzała z rozgoryczenia i złości. Chwyciła książkę, która nadal leżała otwarta na jej brzuchu, i podnosząc ją sobie przed twarz, zaczęła czytać. A raczej udawać, że to robi, bo Black, który stał cały czas bez ruchu i się jej przypatrywał, skutecznie ją rozpraszał. Przymknęła oczy z irytacji.
– Czegoś potrzebujesz? – spytała, siląc się na beznamiętny ton. – Czy może jakiegoś niedowładu dostałeś, że tak stoisz jak wryty?
– Co tu robisz? – spytał, przyglądając jej się podejrzliwie.
– Czytam, ślepy jesteś?
– O tej porze? – Nie dawał za wygraną.
– Tak, właśnie o tej porze – odparła i powróciła do przejeżdżania wzrokiem po stronach książki, bo czytaniem nie można było tego nazwać.
Syriusz jednak nie odszedł, na co z całego serca liczyła Blue, i nie spuszczał z niej wzroku.
– Będziesz tutaj tak stał?
– Tak, będę. Tak bardzo przeszkadza ci moja obecność?
Carla podniosła wzrok i wzięła głęboki wdech, aby się opanować i nie wybuchnąć gniewem.
– Owszem, przeszkadza mi – syknęła, a jej głos zadrżał ze złości, mimo że bardzo starała się zachować zrównoważenie. – Po tym jak uświadomiłeś mi, że jestem winna temu, że się narażasz na niebezpieczeństwo, ataki Śmierciożerców i gniew Voldemorta, kiedy ciebie widzę, to trochę się denerwuję. Więc jeśli zechciałbyś oddać mi małą przysługę, to rusz swoje cztery litery i opuść to pomieszczenie, z łaski swojej.
Syriusz skrzywił się nieznacznie, za chwilę na nowo się opanowując, ale Blue zdążyła zauważyć tę chwilę załamania. O dziwo, poczuła się trochę lżej, kiedy powiedziała to wszystko Blackowi w twarz, a nawet ogarnął ją pewien rodzaj satysfakcji. Reakcja Łapy upewniła ją w przekonaniu, że Lily miała rację – Syriusz przynajmniej trochę żałował swoich słów. Może nawet tak nie myślał.
Black spojrzał na nią jeszcze raz – teraz jednak nie nic potrafiła z jego oczu wyczytać, ponieważ chłopak schował się w cieniu – po czym odwrócił się i wcisnąwszy dłonie do kieszeni, wyszedł z pokoju wspólnego.
~~~~~~~~
Kiedy rankiem pierwszego dnia nauki Blue zeszła na śniadanie do Wielkiej Sali, nie miała zbyt dobrego humoru. Została obudzona zdecydowanie zbyt wcześnie. Brutalni Gryfoni, którzy o nienormalnej porze zeszli do pokoju wspólnego, nie mogli po prostu zachowywać się cicho. Bo przecież całkiem naturalnym jest, żeby o szóstej trzydzieści wrzeszczeć na siebie, zamiast spać pod ciepłą, miłą kołdrą.
Dlatego też Carla ze złością zgarnęła swoje rzeczy z kanapy i udała się do dormitorium. Tam jednak emocje w niej buzujące od samego przebudzenia nie pozwoliły jej ponownie zapaść w sen. Nie chcąc więc tracić czasu na niepotrzebne gapienie się w sufit, zeszła do Wielkiej Sali na śniadanie. W końcu im więcej czasu tam spędzi, tym więcej uda jej się zjeść, prawda?
Teraz usiadła sobie na jednym z mnóstwa wolnych miejsc przy ławie Gryffindoru, nałożyła na talerz jajko sadzone oraz dwie bułki, jedną z pasztetem, a drugą z dżemem i nalała do szklanki trochę soku dyniowego.
Przez chwilę nawet była bardzo zadowolona. Jej śniadanie wyglądało smakowicie, więc z zapałem zabrała się za jego jedzenie. Później jednak przypomniała sobie wczorajszą rozmowę z Blackiem, co skutecznie popsuło jej humor.
Jego bezczelność osiągnęła po prostu szczyt. Zachowywał się, jakby nic takiego nie zrobił, jakby to ona była wszystkiemu winna. Przynajmniej powiedziała mu wprost, co o tym wszystkim sądzi. Przyniosło jej to trochę ulgi, jakby w końcu pozbyła się jakiegoś ciężkiego brzemienia, i satysfakcję. Mogąc obserwować, jak Syriusz krzywi się, jakby powiedziała mu coś bardzo niemiłego, a nie przytoczyła jego słowa z ich kłótni, czuła się po prostu wniebowzięta.
– Cześć, Carla! – Usłyszała wesoły i beztroski głos Scarlette, która pędziła w jej stronę, lawirując między kręcącymi się po Wielkiej Sali uczniami.
Po chwili już siedziała przy niej z talerzem pełnym jedzenia.
– Jak tam dzień? Dlaczego wstałaś tak wcześnie? – spytała.
– Źle. Zostałam brutalnie obudzona.
– Czyżby Syriusz znowu coś zrobił? – spytała bezpośrednio.
– Słucham?
– No, czy Black coś znowu narobił? – powtórzyła, nie przejmując się zdziwieniem przyjaciółki. – Bo ostatnio to przez niego jesteś ciągle zła.
Carla uniosła brew z niedowierzaniem. Czy to było aż tak oczywiste, że znowu Łapa jej się naraził? Widocznie tak, skoro Puchonka potrafiła odgadnąć to po zaledwie trzydziestu sekundach rozmowy. Pokręciła głową. Była zbyt przewidywalna.
– Tak, to znowu on – przyznała, uznając, że warto porozmawiać o tym z młodszą blondynką. – Zachowuje się okropnie! Jakby nic nie zrobił! Jest bezczelny! Nie mogę po prostu w to uwierzyć!
– Chcesz się z nim pogodzić? – Scarlette spytała z całkowitą powagą.
– Słucham? – Blue ponownie była zdziwiona taką szybką zmianą, a po chwili zastanowienia dodała: – No, chciałabym. W końcu to mój przyjaciel i trochę mnie boli, że jesteśmy pokłóceni i jeśli się do siebie odzywamy, to z odpowiednią porcją jadu, ale to, co mi wtedy powiedział, było po prostu… – spuściwszy głowę, przyznała ze smutkiem. Nie potrafiła dokończyć. Zabrakło jej słów.
Puchonka pokiwała głową powoli, marszcząc czoło, jakby mocno zastanawiała się nad swoimi kolejnymi słowami.
– Jeśli tak, to musisz mu dać szansę, żeby to wszystko naprawił. Zawinił i to mocno, ale póki będziesz cały czas mu dogryzać, on nie zbierze się w sobie i nie przeprosi cię.
– A jeśli on nie chce? Jeśli to, co wtedy powiedział, to prawda? Jeśli naprawdę uważa, że zabrałam im kilka lat, podczas których mogliby spokojnie żyć?
– Zastanów się. Nie traktowałby w taki sposób Petera, gdyby żałował, że poszedł wraz z tobą walczyć z Voldemortem, nie uważasz? I jestem pewna, że chce to wszystko naprawić, mimo że teraz, podobnie jak ty, jest wściekły. W końcu jest twoim przyjacielem. Na pewno boli go, że jesteście pokłóceni i jeśli się do siebie odzywacie, to z odpowiednią porcją jadu – wytłumaczyła, używając słów Blue i uśmiechając się do niej pocieszająco.
Carla westchnęła głośno.
– Pewnie masz rację. Lily też twierdziła, że żałuje tych słów i wcale tak nie myśli. Dziękuję ci.
Scarlette jeszcze raz posłała jej szczery uśmiech, po czym chwyciła swój talerz i wstała od ławy.
– Przesiądę się do reszty Puchonów. Chcę poznać kogoś z naszego domu.
Blue pokiwała głową ze zrozumieniem i jeszcze raz jej podziękowała.
Młodsza blondynka oddaliła się; zanim dosiadła się do uczniów z Hufflepuffu, pomyślała tylko, że poszło łatwiej niż myślała. Teraz jeszcze tylko rozmowa z Blackiem, a reszta między tą dwójką potoczy się już sama.
~~~~~~~~
Hej, hej!
Pamiętacie, jak mówiłam wam, że rozdział dodam od razu po moich wczasach? Znowu w życiu mi nie wyszło... A wszystko przez to, że jestem leniem. Znowu dodaję po miesiącu. Przepraszam :( A najlepsze jest to, że on był napisany już jakiś miesiąc temu! Miałam go tylko sprawdzić i dodać od razu, kiedy złapię wifi. A ja wróciłam do domu, internet był, ale jakoś tak wyszło, że nie miałam czasu na sprawdzanie. Przez dwa tygodnie. Tak, tak, nie miałam czasu przez dwa tygodnie. Wcale nie leżałam na łóżku i nie gapiłam się w sufit, kiedy mogłam robić coś bardziej kreatywnego i produktywnego. Wcale nie.
Jak obiecałam, jest trochę Pedro. Jego postać będzie się powoli rozwijać, dostanie nieco swoich wątków. Mam nadzieję, że będzie ciekawie :)
No i standardowo Carla i Syriusz. I Tyrs! Obiecuję go więcej w kolejnym rozdziale! Czy tego chcecie, czy też nie!
Przepraszam za okropne zaległości u was. Już powoli się biorę za nadrabianie waszych rozdziałów. U niektórych jeszcze w ogóle nie zdążyłam skomentować, ale obiecuję, że się poprawię. Zaczyna się w końcu szkoła, co ja będę tam robiła? XD
Zachęcam do komentowania!
Pozdrowionka,
Bianka!