Carla opuściła salon
Gryfonów i skierowała się do Wielkiej Sali, gdzie czekać miał na nią Tyrs. Po
pierwszych lekcjach czuła się po prostu fatalnie. Cały dzień była rozkojarzona,
więc nic jej na zajęciach nie wyszło. Na eliksirach udało jej się zniszczyć Wywar
Dekompresyjny, mimo że Lily bardzo starała się jej pomóc. Na zielarstwie
została podrapana i pogryziona przez jakąś okropnie złośliwą roślinę, którą
mieli przesadzać, a na transmutacji ze zdenerwowania zamieniła żabę w nogę od
szkatułki zamiast w całą skrzyneczkę. Miała przynajmniej nadzieję, że na
Obronie Przed Czarną Magią pójdzie jej lepiej. W końcu był to przedmiot, z
którym radziła sobie bardzo dobrze, wręcz znakomicie. Niestety na zajęciach
profesor stwierdził, że tego dnia będą się pojedynkować. Nie byłoby w tym nic
złego, gdyby nie fakt, że jej partnerem został Black. Przez to podczas walki
rozsadzała ją złość, więc nie mogła się skupić i przegrała z kretesem, co
Syriusz skomentował złośliwym uśmiechem.
On nie pomógł jej wstać z
podłogi, na której wylądowała po ostatnim, przesądzającym wynik pojedynku
zaklęciu. Ona nie pogratulowała mu wygranej. Nie potrafiła znieść tego pełnego
satysfakcji uśmieszku, nie umiała się zastosować do rad Scarlette, która kazała
jej zachowywać się w stosunku do Blacka neutralnie. Blue wiedziała, że nie
polepszyła tym ich relacji, ale po prostu nie dała rady się na to zdobyć.
Tak więc tej części dnia
na pewno nie mogła zaliczyć do całkiem udanych, ale była pewna, że czas
spędzony z Tyrsem wynagrodzi jej dotychczasowe nieprzyjemności z zajęć.
Chłopak stał zaraz przy
wejściu do Wielkiej Sali, opierając się o ścianę. Kiedy tylko ją zobaczył,
uśmiechnął się promiennie i pomachał. Ostatnią odległość przebyła dwa razy
szybszym krokiem, dzięki czemu w mig znalazła się u boku Greka. Objął ją na
przywitanie.
– To gdzie idziemy? –
spytała Carla z nieukrywanym entuzjazmem w głosie.
– Wiem, że to niezbyt
oryginalne, ale jedynym miejscem, które zdążyłem poznać w Hogwarcie i nadaje
się na spacer, to błonia, więc może… – Podrapał się po karku.
– Pewnie! To świetne
miejsce – od razu potwierdziła, bo mimo że błonia nie należały do najbardziej
kreatywnych pomysłów, to idealnie nadawały się na takie okazje i można było na
nich świetnie spędzić czas.
Tyrs wyraźnie się
rozpromienił. Włożyli kurtki, które wcześniej ze sobą zabrali, i wyszli z
zamku.
Od razu uderzył w nich
mroźny podmuch wiatru, wdzierając się przez małe szczeliny w ubraniach i
owijając ich ciała lodowatym powietrzem. Warstwa śniegu leżąca na błoniach
przez ostatni czas znacznie się zmniejszyła, więc bez większych problemów mogli
się poruszać. Carla od razu wcisnęła ręce do kieszeni, bo nie zabrała ze sobą
rękawiczek. Nie było to zbyt mądrym posunięciem, ale przecież nie będzie się
teraz wracać do dormitorium. Najwyżej będą ją szczypały palce od zimna.
– Jak ci się podobały
pierwsze lekcje? – zagadała Carla i spojrzała na Greka.
Chłopak opowiadał jej o swoich zajęciach,
a ona przypatrywała się mu uważnie. Jego oczy już nie były tak nienaturalnie
zielone, jak dnia poprzedniego. Widocznie to półmrok i magiczna atmosfera
nieużywanej klasy sprawiły, że ich barwa wydawała się być tak intensywna.
Zauważyła także, że na twarzy i szyi miał małe brunatne przebarwienia, których
nie zauważyła ostatnio. Przeszło jej przez myśl, że w gruncie rzeczy wcale nie
odejmują mu uroku.
– Skąd to masz? – wyrwało
jej się. Nie zdążyła dokończyć nawet pytania, a jej policzki już płonęły
czerwienią, bo zdała sobie sprawę, że przerwała Tyrsowi opowieść. W sumie… I
tak jej nie słuchała, była zbyt zajęta przypatrywaniem się mu.
– Te plamy? – Na szczęście
chłopak uśmiechnął się do niej, co na pewno znaczyło, że się nie obraził. – To
od słońca. W Grecji nie jest tak ponuro i deszczowo jak tutaj. Trochę brakuje
mi tamtejszego klimatu, ale nie mam wyjścia.
– Dlaczego się
przeprowadziłeś?
Tyrs jakby sposępniał, a
jego zielone oczy pociemniały.
– Tata dostał tutaj pracę.
Dostrzegła zmianę nastroju
chłopaka, więc nie drążyła tego tematu. Postanowiła opowiedzieć mu raczej, jak
to jest u nich w Hogwarcie, mówiła o swoich koleżankach z dormitorium,
wspomniała o kawałach, jakie przeprowadzili z huncwotami, napomknęła o
Hogsmeade, o sklepie Zonka, którego była częstą klientką. Tyrs opowiedział
trochę o swojej starej szkole, o tamtejszych zwyczajach, o Greckich świętach,
ale jak Carla zauważyła, nie wspominał nic o swojej rodzinie.
Czas zleciał im szybko,
nawet się nie obejrzeli, a mrok spowił błonia, nadając im atmosfery
tajemniczości. Na drzewach, w świetle leniwie wkraczającego na niebo księżyca połyskiwały
ostre sople. Nieśmiało zaczęły błyszczeć także pierwsze gwiazdy, upodobniając
się do złotej biżuterii lśniącej na straganach.
Powoli skierowali się w stronę zamku.
Czuli się w swoim towarzystwie swobodnie, ciągle wybuchając śmiechem i żartując.
Carla miała wrażenie, jakby znała chłopaka od bardzo długiego czasu, tak dobrze
jej się z nim rozmawiało, tak znakomicie ona rozumiała jego, a on ją.
Tyrs odprowadził ją, aż
pod samą wieżę Gryffindoru. Patrzył, jak uśmiecha się do niego szeroko, jak
rumieni się, napotykając jego spojrzenie, jak szybko spuszcza wzrok.
– Widzimy się w weekend?
– Pewnie. Pokażę ci parę
ciekawych miejsc w Hogwarcie – obiecała i zniknęła za portretem Grubej Damy.
Jeszcze przez kilka sekund
stał tam i uśmiechał się do siebie głupkowato, po czym wesoło pogwizdując,
skierował się do Wieży Ravenclawu.
~~~~~~~~
W pokoju wspólnym
Gryffindoru Lily Evans pisała esej z transmutacji, który McGonagall zdążyła już
im zadać. Zastanawiała się, kiedy Carla się za niego zabierze, skoro
przez cały dzień była na spacerze z tym Tyrsem, a teraz, rozsiadłszy się w
fotelu, nieprzytomnym wzrokiem wpatrywała się w jakąś ozdobną kopertę. Po
chwili doszła do wniosku, że pewnie po prostu to oleje albo naskrobie coś na
szybko z samego rana, na śniadaniu. Pokiwała głową ze zrezygnowaniem i
zamoczyła pióro w atramencie, aby napisać kolejne zdanie.
Zamarła jednak z dłonią
nad pergaminem, zdając sobie sprawę, że nie wie, co zawrzeć w następnym
akapicie. Z westchnieniem schowała swoje rzeczy do torby i wyszła z pokoju
wspólnego, aby w bibliotece wypożyczyć odpowiednią książkę, która pomogłaby jej
z esejem.
Zamek nie był już pusty.
Korytarze wypełniali rozentuzjazmowani uczniowie, zewsząd dobiegały śmiechy,
chichoty i przejęte rozmowy znajomych, mających sobie tyle do opowiedzenia po
świętach. Od każdej grupki osób można było wyczuć emanujący zapał, typowy dla
pierwszego dnia nauki po dłuższej przerwie. Każdy kąt, każdy najmniejszy
fragment Hogwartu tętnił życiem i emocjami.
– Lily! – krzyknął ktoś z
jej prawej strony. Zanim zdążyła się choćby odwrócić w kierunku, z którego
dochodził głos, Scarlette już ciągnęła ją przez tłumy uczniów.
– Lubisz Jamesa, prawda? –
spytała blondynka w biegu.
– Co? Co to za pytanie?
– Masz rację, zbyt
oczywiste, nie musiałam nawet pytać. Ale słuchaj. Musisz zacząć z nim rozmowę,
bo to ty niepotrzebnie zaczęłaś kłótnię i nikt tego za ciebie nie zrobi –
mówiła na jednym tchu, nawet nie zatrzymawszy się, aby spojrzeć Evans w twarz.
– Gdzie ty mnie ciągniesz,
dziewczyno? – Lily krzyknęła, zaniepokojona tak bezpośrednim podejściem do
tematu kłótni z Potterem, ale nie oponowała.
– Nie mogę po prostu
patrzeć, jak się do siebie nie odzywacie. Normalnie jak dzieci. Unikają się,
zamiast wyjaśnić sprawę i porozmawiać.
Ruda miała złe przeczucia.
Co chciała zrobić Scarlette, żeby ich pogodzić? Po co dziewczyna ciągnęła ją
przez cały zamek, przy okazji potrącając biednych uczniów? Lily co chwilę
wykrzykiwała przeprosiny, kiedy przewracała jakiegoś młodszego dzieciaka lub
ocierała się o przypadkowego przechodnia. Czy Scarlette zamierzała pokazać jej
coś, co ułatwiłoby sprawę rozmowy z Potterem? A jeśli chciała zaprowadzić ją do
samego Jamesa, zmuszając ją tym samym do jakiegokolwiek kontaktu z chłopakiem?
Ta myśl tak ją przeraziła, że zaparła się
nogami, aby przystanąć. Problemem pozostawała jednak siła młodszej dziewczyny,
która teraz okazała się się po prostu niewyobrażalnie wielka. Możliwe, że
zostało to spowodowane determinacją Puchonki – tego Lily nie była pewna, ale
wiedziała, że i tak nie da rady się wyrwać z jej uścisku i uciec.
Podejrzenia Evans okazały
się słuszne – kiedy zbiegły po schodach na czwarte piętro i skręciły
kilkakrotnie, Lily go zobaczyła. Stał na balkonie zaraz przy Skrzekliwym Złym
Gargulcu i nie zwracając uwagi na jego kpiny i złośliwości, wpatrywał się w
przestrzeń.
Mimo że widok na kamienne
wieże Hogwartu i część błoni był naprawdę oszałamiający, Lily od razu nabrała
ochoty, aby stąd zniknąć. Scarlette i jej mocny chwyt jej to jednak
uniemożliwiły. Dziewczyna wypchnęła ją na balkon, szepnęła ,,powodzenia” i
zniknęła w takim tempie, jakby się aportowała.
Evans została sama z
Jamesem, wpatrującym się w nią z nieodgadnionym wyrazem twarzy. Z ulgą
stwierdziła, że nie widzi w jego oczach złości. Dodało jej to trochę odwagi,
ale i tak wolałaby mieć już ułożony jakiś plan rozmowy, jakieś ładne słowa,
którymi mogłaby przeprosić Pottera.
– Hej – szepnęła, szukając
na jego twarzy czegoś, co ułatwiłoby jej całą sprawę. Nie odpowiedział, więc od
razu przeszła do sedna. – Ja chciałabym… cię przeprosić, bo wiem, że to moja
wina. I… nie powinnam cię wtedy oskarżać, bo… poszłam przecież do Zakazanego
Lasu z własnej woli… – mówiła, ze zdenerwowania wyginając palce. Czekała na
jakiś znak od Pottera, na cokolwiek, co pozwoliłoby jej choćby się domyślać, co
sądzi o tym James. – Nie powinnam tak na ciebie nawrzeszczeć. Przecież wiem, że
nie miałeś złych zamiarów, a to, że ten mutant się tam pojawił, przecież nie
było twoją winą.
Gryfon w milczeniu zrobił
krok do przodu i stanął zaraz przed dziewczyną. Przez chwilę patrzył na nią z
góry, a ona ze zdenerwowania przygryzła wargę.
– Przepraszam. Głupio się zachowałam – szepnęła jeszcze raz, na
chwilę zamykając oczy, bo bała się patrzeć prosto w twarz chłopaka.
Kiedy je ponownie
otworzyła, odetchnęła z ulgą. James, uśmiechając się, wyciągał przed siebie
ręce tak, żeby mogła się do niego przytulić. Szybko objęła go ramionami, jakby
miał jej za chwilę uciec, i położyła swoją głowę na jego klatce piersiowej,
słuchając rytmicznego bicia serca.
– Ja też przepraszam,
Lily. Nie powinienem był tego mówić. Nie powinienem był wracać do tamtych lat –
wyszeptał w jej rude włosy.
Nie odpowiedziała. Mocniej
się do niego przytuliła, myśląc o tym, jak bardzo James musi być wyrozumiały,
żeby bez żadnych skarg i dyskusji jej wszystko wybaczyć.
– Dobra, kończcie już tą
scenkę i sobie stąd idźcie, bo zaraz zwymiotuję z tej słodkości – mruknął
Skrzekliwy Zły Gargulec, który wcześniej chyba tylko jakimś cudem znalazł w
sobie tyle przyzwoitości, żeby nie przerywać im rozmowy.
Popatrzyli na siebie
zdezorientowali, po czym zaśmiali się szczerze, szczęśliwi, że nie dzieli już
ich żadna bariera.
~~~~~~~~
Kolejnego dnia po lekcjach Carla zamarła z
dłonią nad klamką drzwi gabinetu Rasuna i wzięła głęboki wdech. Zaraz miały się
zacząć jej pierwsze zajęcia z tym profesorem, o których została poinformowana
przez sowią pocztę. Naprawdę nie lubiła tego człowieka. Był odpychający,
niemiły i po prostu przerażający. Nigdy nie mogła powstrzymać dreszczu, który
mimowolnie przebiegał po jej plecach, kiedy tylko napotykała spojrzenie jego
czarnych oczu.
Policzyła do trzech i nakazawszy sobie się
uspokoić, położyła rękę na klamce. Zdała sobie sprawę, że ze zdenerwowania
zapomniałaby zapukać, więc od razu się poprawiła. Kiedy z wnętrza pomieszczenia
dobiegło ją mrukliwe, lecz stanowcze ,,Wejść”, wyprostowana, z głową uniesioną
wysoko do góry wmaszerowała do pokoju. Starała się wyglądać pewnie.
Po jej lewej stronie znajdowały się
regały, a kiedy przechodziła obok nich, aby usiąść na krześle przed biurkiem
Rasuna, zauważyła, że nie było na nich nawet najmniejszej drobinki kurzu. Cała
zawartość szafek została poustawiana w idealnych rządkach, a książki od
najmniejszego do największego.
– Dzień dobry –
powiedziała niezbyt zdecydowanym głosem, siadając na krześle.
Nie odpowiedział, nawet
nie odrywając wzroku od doskonale równej kupki papierów, które akurat
przeglądał. Spojrzał na nią dopiero po czasie, w którym Carla zdążyła się
dokładnie przyjrzeć pedantycznie zagospodarowanemu biurku. Znowu nie mogła
powstrzymać dreszczu, który przebiegł jej całe ciało, co bardzo ją zirytowało.
Nie chciała, aby znienawidzony przez nią nauczyciel budził w niej takie
uczucia.
– Przejdźmy od razu do
sedna – zaczął bardzo rzeczowym tonem, całkowicie ignorując jej reakcje. –
Ostatnio dużo przeżyłaś. Atak Śmierciożerców, śmierć Terry’ego, zły stan
Syriusza. – Carla skrzywiła się nieznacznie przy imieniu przyjaciela. – Tym
wydarzeniom towarzyszyło wiele różnych i na pewno silnych emocji, co mogłoby
nam pomóc w odkryciu twoich mocy. Czy zdarzyło się ostatnio coś nienaturalnego
nawet jak na świat czarodziejów? – spytał.
Carla zastanowiła się na
chwilę. Wspomnienia z bitwy pod kwaterą PWD przemykały jej szybko przed oczami,
a połowa znajdowała się jakby za mgłą. Emocje, które jej wtedy towarzyszyły,
były tak silne, że na niektóre z wydarzeń po prostu nie zwróciła większej uwagi
zbyt przejęta stanem przyjaciół.
Choćby taka rozmowa z
dziadkiem. Z dziadkiem, który już od dawna przecież nie żyje.
~~~~~~~~
– Za półtora tygodnia mamy
mecz towarzyski z Hufflepuffem – oznajmił James, a większa część drużyny
Gryfonów uśmiechnęła się kpiąco. Potter zauważył to i aż zaklął. Sarah
Greybrick, jedyna dziewczyna w naszym składzie, posłała mu karcące spojrzenie.
– Nigdy nie lekceważcie przeciwnika. Nigdy – nakazał poważnym tonem. –
Lekceważenie może doprowadzić was tylko do przegranej. Przed meczem uda nam się
spotkać jeszcze trzy razy. To bardzo mało, ale musimy sobie poradzić. Dlatego
treningi będą długie i intensywne – oznajmił i chwytając miotłę do ręki,
wyszedł z szatni. Odprowadziły go pełne rezygnacji westchnienia.
Syriusz podniósł się z
ławki i z męczeńskim wyrazem twarzy udał się za Potterem. Warunki atmosferyczne
nie sprzyjały grze. Wiał mocny wiatr, z nieba padał śnieg, no i było piekielnie
zimno. Blacka od razu zaczęły szczypać policzki, ale nie zwrócił na to uwagi,
bo już wzbił się w powietrze, już znalazł się w swoim żywiole. Kochał latać.
Czuł się wtedy lekko i beztrosko, jakby wraz ze zwiększającym się pędem spadał
z niego cały ciężar problemów.
– Syriusz! – Usłyszał
wołanie Jamesa z ziemi. Od razu ostro zanurkował w dół i w mgnieniu oka znalazł
się przy drużynie. Potter rzucił mu karcące spojrzenie i pokręcił głową ze
zrezygnowaniem, ale nic nie powiedział.
Porozdzielał ich na
mniejsze grupki, po czym każdej wytłumaczył, co mają ćwiczyć. Sarah, ścigająca,
miała trenować z Brianem Orlenem, obrońcą. Rick Stevens i Syriusz szlifowali
najróżniejsze manewry, które mogliby wykorzystać podczas gry. Pałkarze jak
zwykle odbijali tłuczki, a James podlatywał po kolei do każdej grupki,
tłumacząc taktyki i wytykając im błędy. Kiedy pojawił się obok Syriusza i
Ricka, komentując ich – jak twierdził niedopuszczalny – manewr Porskowej, Black
miał ochotę mu rozwalić łeb. Przecież wykonali go idealnie, ale Potter
oczywiście musiał się przyczepić. Stevens natomiast słuchał go w napięciu,
jakby jego słowa były jakąś prawdą objawioną.
W dodatku co chwilę z ust kapitana
wydobywał się przeciągły gwizd, który oznaczał przerwę na kilka ćwiczeń.
Podciąganie się na miotle i te sprawy… Tę część Black najchętniej wyciąłby z
ich treningu.
Wykonywali akurat przerzutkę, kiedy
usłyszał, że ktoś go woła. Spojrzał w stronę trybun i zauważył Scarlette i
Carlę, zapakowane w kurtki puchowe i szaliki. Zmarszczył brwi, zastanawiając
się, co Blue tutaj robi. Przecież nigdy nie oglądała ich treningów… A obecna
sytuacja na pewno wykluczała możliwość, że przyszła tutaj, aby mu pokibicować.
Kiedy Puchonka zauważyła, że je dostrzegł,
energicznie pomachała do niego i szturchnęła Blue łokciem w żebra. Gryfonka
uśmiechnęła się nieśmiało… A może mu się wydawało? W końcu odległość, która ich
dzieliła, była dość duża, więc jak niby miałby dostrzec dokładną mimikę twarzy
Carli?
I tak ważnym pozostawało tylko to, że
podniosła rękę i także do niego pomachała. Co prawda nie zrobiła tego chętnie,
zapewne została przymuszona przez młodszą koleżankę, ale i tak Syriusz poczuł
coś na kształt satysfakcji.
– Black, skup się, nie
złapałeś kafla! – krzyknął Rick, a Black potrząsnął głową, całkiem skupiając
się na grze.
~~~~~~~~
– Idziemy – zarządziła
Carla stanowczym głosem i podniosła się z ławeczki. Otrzepała swoje spodnie z
malutkich płatków śniegu, które pokryły część materiału, i nie zwracając uwagi
na reakcję Scarlette, ruszyła w stronę wyjścia z trybun. Nie odwróciła się już,
żeby spojrzeć na grającą drużynę, w tym Blacka. – I co tym wszystkim
osiągnęłaś? – spytała, kiedy młodsza koleżanka się z nią zrównała. – Tak bardzo
zależało ci, żebym mu pomachała?
– Pamiętasz, jak mówiłam
ci, żebyś zachowywała się w stosunku do niego neutralnie? Musisz zakopać topór
wojenny – odparła Puchonka z wyrazem gigantycznego zadowolenia na twarzy.
Blue pokręciła głową i
prychnęła.
Dlaczego to ona musiała
zaczynać doprowadzanie ich stosunku do normalności? Scarlette powinna zmusić
Syriusza do zrobienia kolejnego kroku, a nie znęcać się nad nią. Poza tym póki
Black nie odpowie na jej pokojowe wezwanie, ona nie posłucha więcej rad
Puchonki. Nie będzie się o nic prosiła.
– Rozmawiałaś w ogóle z
Syriuszem na ten temat, co ze mną? – spytała zirytowana swoim przejawem dobrej
woli, prowadzącej do początków ugody, i zachowaniem młodszej blondynki.
– Tak, rozmawiałam –
odparła wesoło, jakby spotkała ją najlepsza rzecz pod słońcem.
– I co?
– Wszystko idzie po mojej
myśli – oznajmiła, a Carla uniosła prawą brew do góry, zastanawiając się, jak
bardzo Scarlette chciała ich pogodzić.
Pokręciła głową z
niedowierzaniem, postanawiając nie drążyć już tematu i nie przystawać na głupie
pomysły koleżanki.
Ciepło, które owinęło ich
po wejściu do zamku, przywitały z przyjemnością. Mimo że ubrały się naprawdę
grubo, na zewnątrz panowało tak dojmujące zimno, że i tak zmarzły.
– Scarlette? – odezwała
się nagle Carla po długiej chwili milczenia, które między nimi zapadło. – Co
się stało wtedy w Pokoju Życzeń?
Puchonka spojrzała na nią
zdziwiona i przerażona jednocześnie. Co mogło spowodować strach blondynki,
spytała Blue siebie w myślach, co mogło być tak okropne, że wzbudziło w
dziewczynie tak silne uczucia?
Wydawało im się, że
postacie z portretów naraz umilkły, a wszystkie szmery, które zwykle wypełniały
Hogwart, ustały. Cisza, która teraz zawisła nad nimi niczym brzytwa, była tak
uciążliwa i ostra, że mogłaby mierzyć się z najlepszym mieczem. Mimo tak nagłej
zmiany atmosfery Gryfonka nie spuszczała wzroku z koleżanki, tym samym
domagając się odpowiedzi na wcześniej zadane pytanie. Nie chciała odpuścić.
Scarlette zasługiwała na to, żeby jej pomóc, i powinna im na to pozwolić.
Może dziewczyna i tak
miała zamiar im o tym wcześniej opowiedzieć, a może to pytanie Carli wpłynęło
na taką decyzję, w każdym razie Puchonka kiwnęła głową, jakby potwierdzała, że
zgadza się z wszystkiego im się zwierzyć.
– Znajdźmy resztę –
westchnęła głęboko, smutna, i odwróciła wzrok od niebieskich oczu Blue.
~~~~~~~~
Aury salonu państwa
Unimyth nie można było nazwać pogodną. Zimna biel, która obejmowała każdy kąt
tego pokoju, sprawiała, że czuło się do tego miejsca niechęć. Nawet promienie
słoneczne, wpadając przez uchylone okno, traciły na swoim cieple i radości, którymi
jeszcze przed chwilą emanowały, tańcząc wśród nowoczesnych budynków Sunny
Street i wirując między idealnie przystrzyżonymi żywopłotami.
Państwu Unimyth jednak nie
przeszkadzała taka atmosfera salonu, którego w gruncie rzeczy nigdy nie
używali. Obydwoje pracowali w Ministerstwie Magii i byli zbyt zajęci, aby
spędzać dużo czasu w swoim domu. Na ogół przebywali w pracy do późna, a kiedy
już pojawiali się w swojej eleganckiej, białej willi, zamykali się we wspólnej
pracowni lub szli spać. Salon więc pozostawał nietknięty przez kilka lat.
Aż do czasu, kiedy w życie
poukładanych państwa Unimyth wtargnął mały, pełen energii brzdąc. Scarlette
urodziła się dwudziestego siódmego maja, sprawiając, że żywot i salon Elizabeth
oraz Aarona Unimyth nabrały kolorów. Od tego czasu młodych rodziców spotykały
zarówno te przyjemne, jak i mniej satysfakcjonujące niespodzianki.
Biały salon się nieco
ożywił. Przez dzień walały się po nim zabawki, które mała Scarlette uwielbiała
rozrzucać po całym pomieszczeniu. Jego dawna atmosfera powracała tylko, kiedy
dziewczynka szła spać, a jej szczery uśmiech nie odbijał się już echem między
białymi meblami.
I tak właśnie przez kilka
lat państwo Unimyth trwali w wielkim szczęściu. Swoją córkę starali się
wychować jak najlepiej, mimo że praca nadal zabierała im bardzo dużo czasu. Nie
rozpieszczali Scarlette. Byli dla niej surowi i wymagający, ale jednocześnie na
każdym kroku okazywali jej ogromną miłość. Kochali ją całym sercem, a ona
kochała ich.
Oczywiście, taki stan
beztroski nie mógł trwać wiecznie. Wszystko zmieniło się pewnej letniej soboty.
Pani Unimyth siedziała na
leżaku, wystawiając twarz do słońca. Cieszyła się ciepłem promyków, kątem oka
obserwując pięcioletnią Scarlette, biegającą na boska po idealnie
przystrzyżonej, zielonej trawie. Bawiła się w ratowanie świata. Kobieta
poczuła, że Aaron kładzie rękę na jej ramieniu. Podał jej szklankę z wodą i
cytryną. Uśmiechnęła się do niego w podziękowaniu.
– Patrz, jak się ładnie
się bawi – zachwyciła się, spoglądając na Scarlette, która akurat skakała z
kamienia, udając superbohatera. Była już cała brudna, a jej włosy okropnie się
poplątały.
Naraz dziewczynka upadła i
uderzyła się w rękę. Ze śmiechem położyła dłoń na ranie, a z jej palców
wypłynęło niebieskie światło. Nie był to pierwszy raz, kiedy Scarlette użyła
swoich mocy, jednak Elizabeth nadal napawało to trwogą.
Wzdrygnęła się, a jej mąż
posłał jej pocieszający uśmiech. Musiała przyznać, że bała się nadzwyczajności
córki, lękała się konsekwencji i odpowiedzialności, które mogły się z tym
wiązać. Jej życie zawsze było idealnie poukładane, nie działo się w nim nic
niespodziewanego. Nic więc dziwnego, że obawiała się rewelacji związanych z
niecodziennymi umiejętnościami córki, które były nadzwyczajne nawet jak na
świat czarodziejów.
Jak się niedługo miało
okazać, jej wątpliwości były całkiem uzasadnione.
– Mamo, mamo, ktoś tu
idzie! – Scarlette pociągnęła ją za koszulkę i wskazała palcem na mężczyzn
podążających szybkim krokiem w ich kierunku.
Było ich trzech. Czarne
szaty powiewały za nimi złowrogo, a fakt, że wkroczyli na teren ich domu bez
pozwolenia, i różdżki, które trzymali w dłoniach, świadczyły o tym, że nie
mieli dobrych intencji.
– Do domu i po różdżkę –
syknął Aaron i pociągnął za sobą oniemiałą żonę i przerażoną córkę.
Elizabeth chwyciła
Scarlette na ręce i biegiem wpadła do domu. Zdążyła tylko jeszcze wypchać
dziewczynkę z białego salonu i krzyknąć, aby gdzieś się schowała, kiedy do
pomieszczenia wpadli mężczyźni i zaczęli szybko ciskać w nich zaklęciami. Na
szczęście chybili.
Elizabeth nie wiedziała,
kim są ci zakapturzeni ludzie. Voldemort i jego poplecznicy nie zdążyli jeszcze
w tych czasach zdobyć rozgłosu. To były początki morderczej działalności
potężnego czarodzieja. Mimo to pani Unimyth domyśliła się, po co przyszli.
Przyczyną była oczywiście Scarlette ze swoimi mocami.
Elizabeth uniknęła
zielonego światła, które poleciało w jej stronę, i rzuciła w przeciwnika
kilkoma klątwami, jednak żadna z nich nie trafiła.
Naraz zobaczyła promień
zaklęcia uśmiercającego, który znajdował się bardzo blisko niej. Wiedziała, że
już nie uda jej się odskoczyć. Nie uniknie śmierci. Nie bała się jednak o
siebie. Martwiła się o Scarlette. Chciała, aby była bezpieczna.
Zielone światło rozbłysło
przed jej oczami, a potem niepokojąco kojąca ciemność otuliła jej umysł. Aaron
upadł bez życia na podłogę dokładnie w tym samym momencie.
A mała Scarlette patrzyła
na to, nie rozumiejąc, co się stało. Dlaczego rodzice się nie podnoszą i nie
walczą? Co zrobił im ten groźnie wyglądający mężczyzna, który teraz do niej
podszedł?
Pociągnął ją za włosy, a
ona krzyknęła ze strachu. Starała się wyrwać z jego uścisku, ale on trzymał ją
mocno. W oczach dziewczynki pojawiły się łzy rozpaczy i wściekłości.
Zrozumiała, że zabił jej rodziców, a teraz chce ją gdzieś zabrać. Jeszcze raz
szarpnęła się rozpaczliwie.
– Uspokój się – syknął,
jednak słowa zamarły mu na ustach.
Scarlette patrzyła na
umierającą twarz mordercy, ponownie nic nie rozumiejąc. Tym razem jednak nie
towarzyszyła jej bezgraniczna rozpacz, a coś w rodzaju ulgi.
Podeszła do niej jakaś
kobieta, wyglądająca już znacznie przyjaźniej, i wzięła ją na ręce. Biło od
niej takie ciepło, że dziewczynka nawet nie pomyślała o wyrywaniu się, a jej
strach znacznie zmalał. Schowała twarz w jej ramieniu i cicho załkała.
– Spokojnie – szepnęła
kobieta. – Jestem Rose. Już nic ci nie grozi.
~~~~~~~~
Tego samego dnia wieczorem
Scarlette skończyła swoją opowieść i spojrzała na twarze swoich przyjaciół.
Widziała na nich zakłopotanie, smutek, który na nich przeniosła, i współczucie.
Nie wiedzieć czemu, ale wytypowali akurat Wielkie Schody na miejsce, w którym
Scarlette miała im wszystko opowiedzieć. Może byli zbyt zniecierpliwieni, aby
schodzić aż do Wielkiej Sali? Nie okazało się to jednak dobrym wyborem, bo
chłód bijący od posadzki nie był zbyt przyjemny, a ruchy schodów kilka razy
przerwały historię Puchonki.
Pierwsza podniosła się Lily. Podeszła do
dziewczyny i przytuliła ją mocno. W jej ślady podążyli huncwoci, w tym Peter,
którego ledwo znała, Carla i na samym końcu Pedro. Została zamknięta w tym
zbiorowym uścisku tak, że od razu zrobiło jej się cieplej.
Trwali tak w ciszy przez dłuższą chwilę.
Dopiero po chwili odsunęli się, przyglądając się uważnie jej twarzy, na której
pojawiły się pierwsze łzy. Uśmiechnęli się do niej pocieszająco, ale nikt nie
potrafił wydusić z siebie odpowiednich słów. Żaden z nich nie wiedział
dokładnie, co czuła Scarlette, bo nikt nie stracił na zawsze kochających
rodziców. Nie mieli pojęcia, jak bardzo to ją boli.
Carla jednak kiedyś
przeżywała odejście dziadka i była pewna, że nie należało teraz rozpaczać, a
odciągnąć dziewczynę od nieprzyjemnych wspomnień. Zająć ją czymś ciekawym, żeby
nie miała czasu na niepotrzebne roztrząsanie tej sprawy.
– Chodźmy zagrać w
Eksplodującego Durnia – zaproponowała pierwsze zajęcie, jakie jej przyszło do
głowy, a reszta zgodnie przytaknęła.
Scarlette pociągnęła nosem
i uśmiechnęła się blado. Może nie miała rodziców, ale rodzinę zastępowali jej
przyjaciele. A ciepło, które wcześniej poczuła, nie ogrzało tylko jej ciała,
ale także serce.
~~~~~~~~
Hej, hej!
Dzisiaj rozdział duuuużo szybciej! Po trzynastu dniach, to chyba rekord tego roku.
Dzisiaj rozdział duuuużo szybciej! Po trzynastu dniach, to chyba rekord tego roku.
Ten rozdział taki spokojny
mi się wydaje. Cały czas taki radosny, tutaj trochę Tyrsa, trochę Syriusza,
trochę Jily. Może pomijając fragment ze Scarlette lub ten z Rasunem, one nie
były wesołe. Ale, ale, nie przedłużając…
Szóstego września wypadł
roczek mojego bloga!!!! Jupijaj! I stuknęło mi 10 tys wyświetleń.
Nie przypuszczałabym, że
mogę wytrzymać aż tyle. A to tylko dzięki wam – wasze komentarze bardzo
motywowały mnie do dalszej pracy. Mimo że między niektórymi rozdziałami była
dwumiesięczna przerwy… Za które bardzo was przepraszam. Dziękuję wam za
wszystko z całego serca.
Ehhh, jakie to jest
chaotyczne…
W każdym razie chciałabym
przejść do takich bardziej szczegółowych podziękowań.
Zacznijmy od L, która jest
ze mną zawsze i wszędzie. Towarzyszy mi każdego dnia, sprawdza moje rozdziały i
wysłuchuje moich narzekań, że nie umiem nic napisać porządnego. A także musi
znosić mnie narzekającą na śmierć Hana Solo (wtedy to byłam w naprawdę podłym
humorze. Napisałam miniaturkę, w której zabiłam prawie wszystkich moich
bohaterów, łącznie z huncwotami i Carlą, a to chyba coś znaczy. Kiedyś wam ją
pokażę XD). Naprawdę dużo wniosłaś do tego bloga, dziękuję ci więc bardzo za to,
za cierpliwość i ogromne wsparcie.
Kolejne podziękowania
należą się Mentrix, która łączyła się ze mną w bólu, kiedy nie mogłam poświęcić
tyle czasu na zwiedzanie ruin, ile bym chciała. Mentrix pośpiesza mnie także,
jeśli nie dodaję rozdziału na Zwiadowcach, a nawet ucieka się do szantażu. Ale
ze mną chyba nie da się inaczej…
Dziękuję rodzinie i
przyjaciołom, którzy mnie wspierają. I mamie i tacie, którzy odciągają mnie od
komputera, bo mi się wzrok psuje XD
Eskaryno, moja kochana,
heloł, feloł. Dziękuję ci za piękne, długie komentarze, które tak bardzo
motywują mnie do dalszej pracy, za ekscytowanie się Cariusem, co bardzo ułatwia
mi pracę. Dziękuję ci, że w ogóle to czytasz i nie złościsz się tak bardzo na
mnie za okropnie długie przerwy. Dlatego dzisiaj jest szybciej XD
Kocie, ty geniuszu zła! Dziękuję ci, bo za każdym razem, kiedy czytam twój komentarz, mam po prostu banana na twarzy. Naprawdę. A miałam jeszcze większego, kiedy nazwałaś moim imieniem bohaterkę twojego opowiadania. Dziękuję!
Dziękuję ci, Nique Em, za wytrwałe betowanie mojego opowiadania, wsparcie i cierpliwość :)
Kocie, ty geniuszu zła! Dziękuję ci, bo za każdym razem, kiedy czytam twój komentarz, mam po prostu banana na twarzy. Naprawdę. A miałam jeszcze większego, kiedy nazwałaś moim imieniem bohaterkę twojego opowiadania. Dziękuję!
Dziękuję ci, Nique Em, za wytrwałe betowanie mojego opowiadania, wsparcie i cierpliwość :)
Dziękuję ci, Sophie
Casterwill, nie wiem, czy nadal masz taki nick, bo się zaczynam w nich gubić XD
Dziękuję ci, bo naprawdę dużo wniosłaś do mojego łba, dzięki tobie zaczęłam
zwracać uwagę na istotne sprawy, o których wcześniej nie myślałam.
Dziękuję także tobie
Gabsonku, bo dzięki tobie ogarnęłam interpunkcję w dialogach (taki żart, masz
dużo większe zasługi XD Chociaż to też ważne). Dzięki tobie robię duuużo mniej
błędów, poza tym byłaś chyba moim pierwszym czytelnikiem, który pisał tak
długie komentarze. Dziękuję ci z całego serca, mój mistrzu!
Dziękuję także Oli, która wytrwale czyta moje rozdziały, a swoimi komentarzami i groźbami wywołuje na twarzy tak szeroki uśmiech, że po prostu mi się nie mieści. Twoje teorie spisowe i bezwiedne inspirowanie i podsuwanie pomysłów są naprawdę cudowne!
Dziękuję także Oli, która wytrwale czyta moje rozdziały, a swoimi komentarzami i groźbami wywołuje na twarzy tak szeroki uśmiech, że po prostu mi się nie mieści. Twoje teorie spisowe i bezwiedne inspirowanie i podsuwanie pomysłów są naprawdę cudowne!
Dziękuję bardzo Optimist,
Karolinie Ladzie, Natalii Żywickiej, OliAleksandrze i The Grey Lady za to, że
jesteście, za wasze motywujące komentarze i za uśmiech, który pojawia się na
mojej twarzy, kiedy je czytam. Przepraszam dodatkowo Natalię, bo dawno u ciebie
nie skomentowałam. Ach i Ola, gratuluję wytrwałego nadrabiania rozdziałów XD
KIMI, nadal czekam na twój rozdział!
Amy Black! Znamy się od
niedawna, ale zdążyłam cię tak polubić XD Twoje komentarze są po prostu tak
pozytywne, tak optymistyczne… I te kropki zapychające komentarz XD Dziękuję ci
za wszystko (za trzy małe pociechy Syriusza i Carli też)!
Dziękuję wam, RedCriminal, Welniewicz, E.M.S. za ślad, który tutaj pozostawiłyście. Dziękuję wam
za motywację i za wsparcie. Przepraszam, że jeszcze u was nie nadrobiłam
wszystkich rozdziałów, ale jestem w trakcie. Więc komentarze pojawią się
niedługo :)
Dziękuję także wszystkim
tym, którzy czytają, ale nie komentują :) Dziękuję, że jesteście!
Jeśli kogokolwiek interesują
statystyki, to przez ten rok nazbierało się 425 komentarzy, 10097 wyświetleń i
25 obserwatorów. Nie spodziewałam się takich liczb, naprawdę. A to wszystko
dzięki wam!
Kolejny rozdział już
niebawem! Przepraszam za takie dzikie akapity, ale coś się popsuło.
Pozdrowionka,
Pozdrowionka,
Bianka!
pierwsza, pierwsza!
OdpowiedzUsuńUSUNĄŁ MI SIE KOMENTARZ XDDDDDDDDDDDDDD
UsuńNO TO JESZCZE RAZ. HUR DUR
podobal mi sie opis dnia Carli, gdzie nic jej nie wychodzilo - w szczegolnosci pojedynek na OPCM z Syriuszem, którego charakter i zachowanie w kłótni zostały oddane idealnie. naprawdę. rozpuszczony, obrażony dzieciak, ale ja go takiego lubię xD zresztą u Ciebie on jeszcze młody jest, więc będzie miał okazję dorosnąć. no, chyba że go zabijesz, jak w tej miniaturce XD
Tyrs. Ogólnie jego postać nie wydaje się być jakaś szczególnie negatywna, właściwie to jest nawet sympatyczny, ale musisz szybko napisać kolejny rozdział, bo jestem ciekawa, o co chodzi z tą jego rodziną. poza tym fakt, że jest Krukonem bardzo mi się podoba, sama wiesz dlaczego xD dobrze, że nie ma tego schematu, gdzie jak pojawia sie typ, ktory przeszkadza w czyims zwiazku, musi byc oczywiscie od poczatku zly i niedający się lubić. doceniam xd
James i Lily. tutaj również ich charaktery świetnie pokazane - Lily, której ciężko przychodzi przyznanie się do błędu, ale potrafiąca się na to zdobyć i James, który nie potrafi być na nią zły i wybacza. piękna scena, a wieńczący ją gargulec to motyw tak genialny, że aż zazdroszczę, że nie jest on moim pomysłem xd no, i Scarlett godząca wszystkich. co by to było, gdyby nie ona?
sytuacja u Rasuna chyba już coś zdradza, jednak nie będę spekulować, zeby przypadkiem nie bylo, ze to slepy strzał... dobra, jednak będę, to na pewno coś związanego ze światem zmarłych XD ale jak tak myślę, to rzeczywiście dużo rzeczy się zdarzyło, a u niej nic się nie obudziło. albo może się obudziło, na co wskazuje ta rozmowa, ale ona sama nie zdaje sobie z tego sprawy?
trening mi się podobał, ale tak jak już Ci mówiłam, wciąż narzekam na jego długość xd James dobrze im powiedział odnośnie tego lekceważenia przeciwnika - ma całkowitą rację. carius, gdzie Syriusz od razu jest wytrącony z równowagi samą obecnością Carli, jest taki kochany! kłótnie kłótniami, ale to niewiele zmienia między nimi, tyle xd i jak zwykle - Scarlett saves the day!
no i wreszcie historia Scar. przepięknie opisana, poza tym na małej dziewczynce bycie świadkiem czegoś takiego rzeczywiście musialo wywrzeć ogromny wpływ. w ogóle cały motyw tego salonu pokazuje, jak się pisarsko rozwinęłaś, no przepięknie.
ha, i podziękowania! lubię podziękowania, tylko mnie zawsze peszą xd w każdym cierpliwość musisz raczej ty mieć do mnie, bo to chyba ja ględzę więcej xD no i to wszystko działa w obie strony, więc też dziękuję <3
a teraz muszę lecieć, mam nadzieję, że to wszystko doda mi się w jednym komentarzu xD
Hej, hej!
UsuńAch... Znam ten ból... Najgorzej...
A dziękuję bardzo :) Czasami zdarzają się takie dni... Trochę złych ocen tego dnia zaliczyła, ale czemu by się tym przejmować, skoro zaraz ma spotkać się z naszym kochanym Tyrsem?
Też go takiego kocham! Bardzo, bardzo!
I tak wszyscy zginą XD dobra, to będzie alternatywne zakończenie, ale będzie.
No, właśnie, w gruncie rzeczy nie rozumiem tego podejścia, bo skoro nie da się go lubić, to dlaczego główna bohaterka się w nim zakochuje? Rozumiem, że na przykład na początku nie poznajemy jego złych cech, co za tym idzie bohaterka także jeszcze ich nie zna, ale wtedy da się go lubić, czyli to nie ma związku ze schematem... Czyli odbiegam od tematu.
Przynajmniej jednych trzeba było pogodzić i nie ciągnąć ich kłótni... W końcu ile czasu wszyscy mogą chodzić w smętnych humorach? Teraz będzie lepiej!
Gargulec wpadł mi do głowy tak szybko, bo w sumie szukałam na wiki pomieszczeń w Hogwarcie i znalazłam balkon na czwartym piętrze. W każdym razie było tam napisane, że stał tam skrzekliwy zły gargulec. Taka historia XD
Tak, tak, Scarlette to ważna osóbka!
Tak, to na pewno związanego coś ze światem zmarłych. W koncu epona bogini jednocześnie słońca i śmierci, wybrałam to drugie, czemu nie? Wszystko powoli będzie się wyjaśniać... W końcu rozmowa ze zmarłym dziadkiem chyba nie stoi na porządku dziennym, prawda?
Ech, wiem, że wolałabyś dłuższy, kolejny rzeczywiście taki będzie, dzisiaj tak krótko, bo nie miałam pomysłu. Albo potem będzie już mecz?
James takim wspaniałym trenerem!
W końcu są najlepszymi przyjaciółmi, prawda? Nic nie zniszczy ich przyjaźni! :)
Ach, dziękuję! Starałam się, a pisałam to jeszcze na kolonii xd Przynajmniej to udało mi się napisać, bo jeśli chodzi o inne fragmenty, które napisałam podczas wakacji, to pożal się Merlinie, jak to teraz czytam.
Przynajmniej Scarlette wszystko z siebie wyrzuciła. W ogóle Scar to ładne zdrobnienie, muszę go uzywać :)
Niech cię nie peszą, bo zasługujesz :)
Tyle, co ja ględziłam po śmierci Hana Solo, to pożal się Merlinie xd
Pozdrowionka,
Bianka
Druga :)
OdpowiedzUsuńHej, hej :)
UsuńKurczę, faktycznie szybko dodałaś ten rozdział, bo ledwo zdążyłam nadrobić dwa poprzednie, a tu pojawił się nowy. Chociaż w sumie nie pamiętam, kiedy dokładnie komentowałam poprzedni rozdział, więc może nie mam za bardzo poczucia czasu. W każdym razie obiecałam chyba, że teraz już będę na bieżąco i mi się udało :)
Okok, jak zwykle rozpisuję się o niczym :D
Przeczytałam ten rozdział kilka godzin temu, więc jeśli o czymś zapomnę to nawet nie powinnam się dziwić, bo to bardzo w moim stylu.
Ale zaczynając od początku - to smutne, że Syriusz nawet nie pomógł Carli się podnieść i jeszcze się głupio uśmiechał. Wcześniej myślałam, że czuje jakieś wyrzuty sumienia i będzie bardziej się starał z nią pogodzić, a okazało się, że był po prostu... syriuszowy :) I tak mam nadzieję, że niedługo się pogodzą ;)
Ten Tyrs wydaje się w porządku, ale jest trochę tajemniczy i nadal zostaję przy swojej teorii, że to jakiś szpieg :D
Jestem ciekawa, jak dalej potoczy się jego znajomość z Carlą.
I dalej fragment Jily ♡♡♡ Jej, to było takie urocze i bardzo się cieszę, że się pogodzili. I że Scarlette im w tym pomogła. liczę teraz na więcej sytuacji z tą dwójką w roli głównej :)
Ta rozmowa Carli z tym mężczyznom, którego imienia/nazwiska w tym momencie nie pamiętam, mnie zaciekawiła. Może niedługo coś zacznie się wyjaśniać :)
Co do treningu, na samym początku zauważyłam, że napisałaś coś w rodzaju "jedyna dziewczyna w naszej drużynie" z perspektywy narratora, więc powinno być "w ich drużynie". Poza tym mam nadzieję, że Black się ogarnie i spróbuje pogodzić się z Carlą albo ona z nim, ale to pomachanie do niego jest już dobrym krokiem :)
I na koniec opowieść Scarlette. Szczerze mówiąc tego się właśnie spodziewałam i nie zaskoczyłaś mnie, ale i tak mi się podobało i szkoda mi Scarlette. Przynajmniej zwierzyła się przyjaciołom, a oni zachowali się wobec niej bardzo ładnie i pewnie jakoś ją pocieszą.
Teraz pogratuluję jeszcze rocznicy bloga i podziękuję za podziękowania :* Nie wiem, jak długo zamierzasz prowadzić, ale życzę Ci, żebyś doprowadziła to opowiadanie do końca i mogła cieszyć się z kolejnych wyświetleń, komentarzy i czytelników.
To chyba tyle z mojej strony, teraz mogę czekać na następny rozdział i mam nadzieję, że będzie równie szybko :)
Powodzenia w szkole, (chociaż nie jestem pewna, czy dalej do niej chodzisz, bo nie wiem, ile masz lat ^^), dużo weny i czasu.
Pozdrawiam gorąco i przesyłam całusy :*
Optimist
PS. Przepraszam za wszystkie błędy w komentarzu, ale zapomniałam go przeczytać przed dodaniem 😂
UsuńTeraz najbardziej rzuca mi się w oczy to "mężczyznom". Nie wierzę w to, co widzę :D Uznajmy, że tak miało być, ale chyba trochę nie myślę, chociaż jest jeszcze dość wcześnie :)
Hej, hej!
UsuńPrzynajmniej raz udało mi się wyrobić w terminie. Mam nadzieję, że kolejny też dodam równie szybko.
O, widzę, że już chcesz, żeby się pogodzili! Tak Syriusz tu zachował się trochę jak obrażony pięciolatek (Bo ona zabrała mi zabawkę!!), ale on czasami tak ma. Może później z tego wyrośnie :)
Zobaczymy, zobaczymy...
Ojej, cieszę się bardzo, że ci się podobał. Ja ogólnie mam problemy z takimi romantycznymi?, wzruszającymi?, nie wiem jak to nazwać, scenami, więc cieszę się, że się udało :)
Profesor Rasun XD Powoli, powoli wszystko się wyjaśni. Ale na to trzeba jeszcze trochę poczekać...
To się nazywa syndrom asphodelusa xd Po prostu L, która prowadzi tego bloga, pisze w narracji pierwszoosobowej. I ile razy czytam jej rozdziały, to zaczynam pisać w pierwszoosobowej xd Śmieszne, potem muszę poprawiać xd Dzięki, że napisałaś, bo tego nie zauważyłam :)
I znowu Scarlette o wszystko musiała zadbać XD
No nie było to trudne do przewidzenia z tymi wskazówkami, które dałam wcześniej, ale cóż... Taką ma historię :) To dobrze, że jej współczujesz... To oznacza emocje, a emocje są najważniejsze.
Dziękuję bardzo! Sama nie wiem, ile to jeszcze potrwa... Jak skończę, to skończę XD Bianka i jej bezproblemowe podejście do życia.
Też mam taką nadzieję. Dodawanie w terminie jednak cieszy XD
Tak, tak, chodzę, mam dopiero piętnaście lat xd Dziękuję pięknie!
A tam, błędami się nie przejmuj xd
Pozdrowionka,
Bianka!
Trzecia ;*
OdpowiedzUsuńWitaj Bianeczko :*,
Usuńjako, że jest już dość późna pora, z góry przepraszam za błędy i nieogarnięcie w tym komentarzu.
Carla i Tyrs... no cóż, brakowało mi tam, żeby Syriusz zobaczył, jak oni się świetnie razem bawią. Miałby wyrzuty sumienia, przeprosiłby Carlę, ona też by go przeprosiła, potem byłyby całus na zgodę, następnego dnia zostaliby parą...
sorry, trochę się zapędziłam. W każdym razie mają mieć kiedyś trójkę dzieci, bo jak nie to nazwę na twą cześć kogoś evilnego. Nie wiem, np przechrzczę Bellatrix na Biancę. Nawet pierwsza litera się zgadza. Będzie cudnie *zaciera łapki*
Scena Lily i James była przeurocza. Nie wiem czemu, ale mnie rozczuliła. Chyba na starość robię się strasznie wrażliwa *powiedziała czternastolatka*.
Nie lubię Rasuna. Ten gościu ma jakiś problem do wszystkich. Grrr... Mam nadzieję, że jak tylko odkryje moc Carli, to umrze. #Kottakievil
Co do Quidditcha (#niemambladegopojęciajaktosiępisze) to bardzo podoba mi się James w roli przywódcy. Świetnie pasuje na tę rolę, co udowodnił między innymi tym, że nie faworyzował Syriusza (który tak, czy siak jest najlepszy ze wszystkich we wszystkim). Yay! Carla wyciągnęła rękę (dość dosłownie) na zgodę. Będzie całus!!! I trójka dzieci!!! Yay!!!
Ta opowieść Scarlette jest taka smutna. Normalnie masakra. (ale i tak nie niszczy mojej radości ze względu na ślub Cariusa. Yay! *Odtańcuje taniec radości*)
" Kocie, ty geniuszu zła! Dziękuję ci, bo za każdym razem, kiedy czytam twój komentarz, mam po prostu banana na twarzy. Naprawdę. A miałam jeszcze większego, kiedy nazwałaś moim imieniem bohaterkę twojego opowiadania. Dziękuję!"
Ja płaczę. Na prawdę. Chlip, chlip. Dziękuję bardzo za takie wyróżnienie. Cieszę się też, że moje suche jak pięty Cejrowskiego komentarze cię śmieszą, bo to znaczy, że nie jest ze mną aż tak źle.
*odtańcuje taniec radości po raz drugi*
*napotyka karcący wzrok swojego kota*
*przestaje zawstydzona*
Pozdrawiam
Koci Geniusz Zła (Błahahahaha)
Hej, hej, hej, Kocie!
UsuńYhy, już widzę, jak przeprosiłby Carlę. On to by chyba w furię jakąś wpadł, zamknąłby się w sobie i śmiertelnie obraził, bo przecież jakim prawem ona ma innych kolegów niż on?
Dobra, może trochę przesadzam, ale na pewno by jje dzięki temu nie przeprosił. No chyba, że by Scarlette na niego wpłynęła.
Trójkę? Ja ich raczej widzę z jedną córeczką xd No ale skoro znowu się masz na mnie mścić to rozważę ten pomysł... Pomijając już fakt, że oni są tylko przyjaciółmi...
To dobrze, że cię rozczuliła, bo chyba o to w niej chodziło. Raz na jakiś czas może się zdarzyć jakiś mały romantyczny kawałek...
Rasun, Rasun, Rasun... Też go nie lubię, ale potrzebny jest jakiś gość, którego nikt nie lubi.
A co jeśli zrobię ci na przekór i jako jedyny z wszystkich przeżyje, co? XD
Dobrze napisałaś! Ach, ten Syriusz kochany. Wszyscy go uwielbiamy, ale na treningach to jednak nie ma łatwo... #Jamestakisprawiedliwy
Faktycznie dosłownie XD Była co prawda zmuszona przez Scar, ale wyciągnęła, co na pewno połechtało ego Blacka XD
Jaki ślub? NIE BĘDZIE ŻADNEGO ŚLUBU.
To cieszę się, że udało mi się cię wzruszyć :) Ale zasługujesz na takie słowa, bo wszystko, co tam napisałam, to prawda :)
Ach, te koty xd
Pozdrowionka,
Bianka :)
Będzie ślub! Tak czy siak. Jak nie u ciebie to napiszę ff o twoim ff o Huncwotach i tam będzie ślub. Buahahahaha!!!
UsuńAleż ty jesteś pomysłowa xd Widzę, że zrobisz wszystko, żeby do tego ślubu doszło XD
UsuńBuahahahaha. Owszem. Nawet zagroże śmiercią.
Usuń(Co? Ja? Grożę tobie? Skądże znowu?)
*wyciera sarkazm z klawiaturki*
W takim razie muszę się gdzieś ukryć... Gdzieś, gdzie mnie nikt nie znajdzie, nawety...
UsuńAle co ty w ogóle mówisz? Przecież ty jesteś taka cierpliwa, wyrozumiała i łagodna, że przecież na pewno wybaczysz mi, jeśli ślubu nie będzie :)
*patrzy jakbyś zabiła jej rodzinę*
Usuń*wyciąga dzidę bojową i niespiesznie zaczyna ją ostrzyc*
*ostrożnie wycofuje się z pola bitwy*
Usuń- Nie tak prędko - mówi z iście demonicznym uśmiechem - nie odejdziesz stąd dopóki nie zmienisz zdania. Buahahahaha!
Usuń*Z odwagą typową dla prawdziwej Gryfonki prostuje się dzielnie i sięga po broń, aby stoczyć walkę na śmierć i życie w obronie swoich przekonań i idei*
Usuń*Przewraca oczami czytając tak patetyczne stwierdzenie*
Usuń*atakuje przyokazji wyciągając nóż z pochwy wiszącej przy pasie*
*Jest na to przygotowana, więc udaje jej się sparować cios*
Usuń*wbija nóż w ramię przeciwniczki*
Usuń*uśmiecha się na widok krwi*
No to teraz, skoro nie mam ręki, to już na pewno nic nie napiszę. I nie bądź taka brutalna XD Ja bardzo lubiłam swoje ramię xd
UsuńA ty nie bądź taka delikatna. Obciełam ci tylko lewą rękę. Nadal możesz pisać prawą xD
UsuńTak w sumie chyba nauczyłam się od moich Streferek xD
UsuńAle wiesz jak będzie mi wolno szło? Prędzej trafisz do zaświatów, niż ja dojdę do dorosłości Carli i Blacka. I nauczyłaś się pewnie od Bianci jeszcze. Tak, oczywiście, bo to ja jestem ta zła...
UsuńJakżeby inaczej. Tak w sumie zastanawiam się czy nie zmienić rozdziału 7 i nie sprawić źeby zabójczynią Carrie była twoja imiennicznka.
UsuńJa niniejszym ogłaszam że nie umrę do momentu aż przeczytam o ślubie Cariusa. Jeśli nie napiszesz to będę nieśmiertelna i będę cię nękać. Buahahahaha! A co do pisania, to możesz nagrać na dyktafon i wstawić ;)
Albo zrobić skany twoich ręcznych zapisków (do których przecież lewej ręki nie potrzebujesz), albo ładnie mnie poprosić bym ci oddała rękę i magicznie ją przyszyła xD
A tak powaźniej, to kiedy wstawisz kolejny rozdział?
UsuńEjejejej, aż taka zła nie jestem... Ja przecież tęsknię za Carrie... Czyli zostajemy przy wersji nieśmiertelości xD A ja będę nękana...
UsuńW gruncie rzeczy lubiłam swoje ramię, więc może jednak byś mi je oddała, co?
Kolejny rozdział jest napisany w połowie, ma już 6 stron, ale nie wiem, kiedy uda mi się go dokończyć...
Czy jesteś tego pewna? J potrafię być na prawdę irytująca... jak chcę.
UsuńEch, no dobra, ale jak rozdział sie nie pojawi w ciagu tygodniu to znowu ci je zabiorę. Buahahahaha (bosh, jakie fajne jest bycie evil)
Lepiej z irytującą osobą niż w samotności xd
UsuńW ciągu tygodnia? Musi się pojawić! Koniecznie!
Okay, właśnie zrobiłam screena. Jak się nie pojawi to będę miała powód by ci zabrać rączkę, a może nawet i nóżkę ;)
UsuńJestem taka dumna, że cię zmotywowałam do szybkiego skończenia :,)
No niby prawda xD
O :D A więc mamy urodziny prawie tak samo, ja założyłam bloga 6 września 2015 roku :) Kurczę, chyba nie przeczytałam ostatniego rozdziału, lecę nadrobić :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i zaraz napiszę coś o poście :)
Mamy urodziny bloga dokładnie tak samo XD też mam 6 września, ale chciałam dodać te podziękowania razem z postem :)
UsuńA, rzeczywiście :D Teraz doczytałam :D Kurczę, rozdział jest fajny! Wszyscy się godzą itp, więc jest miło. Oprócz opowieści Scarlette – biedna dziewczyna :( Ale gratuluję tempa! :*
OdpowiedzUsuńSkoro jest miło... TRZEBA TO ZEPSUĆ! Spodziewajcie się najgorszego xd
UsuńA dziękuję :)
Gratulacje z okazji rocznicy! To wyraźna granica na Twojej drodze i życzę Ci, żeby kolejna była równie udana :)
OdpowiedzUsuńI dedykacja dla mnie! No mój dear fellow, wiesz dobrze, że nie znoszę długich przerw, ale dla Ciebie zawsze robiłam wyjątek i szybko się to pewnie nie zmieni. Zwłaszcza jeśli znajdziesz czas na romans Carli i Syriusza, to dobry argument w każdej sytuacji :D
Wracając jednak do rozdziału.
Podobało mi się, że opisałaś rozkojarzenie Carli poprzez zajęcia. To naprawdę dobrze odwzorowuje sytuację, bo jednak do wszystkich lekcji potrzeba koncentracji, a tu było o nią wyjątkowo trudno.
Tym bardziej, że Black KOMPLETNIE nie ma pojęcia jak powinien zachowywać się gentleman. Merlinie, każdy facet powinien rodzić się z taką umiejętnością, świat byłby wtedy o wiele lepszy.
Ale jeszcze bardziej podobało mi się, ze Carla zaczęła zauważać drobne niedoskonałości u Tyrsa! Inny kolor tęczówek, małe przebarwienia... Niby są, ale kto to w ogóle uwzględnia? Super, że pojawiły się u Ciebie. No i jeszcze ten wątek romansowy, naprawdę nie ma się czego czepiać.
Scarlette, dobry duch, wkracza do akcji! Czasem niestety trzeba, żeby ktoś (jak Lily dostał obuchem w łeb i się uspokoił. Wiadomo, James nie zachowywał się jak powinien, ale zbytnie wyolbrzymianie tego też nie ma sensu.
ZWŁASZCZA ŻE pogodzenie się Jamesa i Lily było taaaakie słodkie, że się rozpływam i trzeba mnie nosić w wiaderku! Ja nie chcę pokazywać palcem, kto jest za to odpowiedzialny, ale sama dobrze wiesz! Kurczę, wyobrażam sobie to raz po raz i ciągle mi mało, Wystarczy dodać, że nawet gargulcowi dech zaparło.
Fragment o jeszcze nieodkrytych mocach Carli był bardzo ciekawy. Na pewno nie tylko ja, ale i inni czytelnicy zastanawiają się, co tak naprawdę Carla potrafi i co zmniejsza lub zwiększa jej talent, jakie to okoliczności? Naprawdę bardzo ciekawa kwestia.
Trening Gryfonów też był bardzo ciekawy, bo łamał oczywiste stereotypy. O romansach nawet już wspominam, wiadomo, że jestem jak najbardziej za <3
No nie, nie wierzę, ten rozdział to apodeum wszystkich punktów wspólnych! Już się zaczęłam cieszyć, taaak, Lily uświadomi sobie wszystko wobec Jamesa, a Syriusz wobec Carli, ale nieee, oczywiście nie ma tak łatwo...
Końcówka była tak mocna, że brak słów, Co prawda, po dotychczasowych wskazówkach domyślałam się, że historia Scarlette jest wyjątkowo traumatyczna, ale żeby aż tak? Naprawdę, pytań jest o wiele więcej niż odpowiedzi, więc bierz się za pisanie i szybko i pisze da,szy ciąg!
Hej, hej!
UsuńA dzięki wielkie! Na pewno drugie urodzinki też bd udane :) Nie przewiduję innej możliwości XD
A jak! Należy ci się dedykacja!
Wiesz ile razy pisałam ten fragment? Okropnie dużo. Chyba ze cztery podejścia... ale chyba w końcu się udało :)
Hmmm, on ma pojęcie xd Tylko że nie raczył tej wiedzy wykorzystać. I tutaj się muszę z tobą zgodzić – świat byłby wiele piękniejszy!
Nie ma przecież ludzi bez skaz, prawda? Choćby takich na twarzy :)
Co oni by zrobili bez tej Scarlette? Dziewczyna myśli o nich bardziej niż oni sami o sobie xd
Uff... to dobrze że wyszedł ten fragment, bo naprawdę się obawiałam. Nie potrafię pisać takich romantycznych scen... a przynajmniej sprawiajà mi trudność. Ale raz na czas niech soę coś takiego pojawi...
Zacznie się to wyjaśniac... Wkrótce xd
Pomachali do siebie! To postęp!
Przed Syriuszem i Carlą to jeszcze trochę drogi jest xd
Jest już połowa rozdziału! A może nawet trochę ponad!
Dzirkuję za komentarz!
Pozdrowionka,
Bianka!
Wowowowowo! TRZYNAŚCIE dni? Faktycznie rekord :D I dobrze myślałam, jeśli chodzi o ten "pokój Scarlette". A propos Syriusza i Carli...nazwijmy ich.. emmmmm... Sirlotte? Charius? Będą mieć ślub. Jestem po stronie Kota. Plus ta dwójka, trójka dzieci. A Tyrs, jak chce oczywiście, może EWENTUALNIE być chrzestnym któregoś malucha ^^ W sumie to nawet fajny się wydaje XD Ale nie chwalę dnia przed zachodem słońca XD Wgl, wiesz Bianko skąd mój nick? Xdd Zapcham kropkami, bo nwm, czy dostatecznie długo to piszę XDDD
OdpowiedzUsuń.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
..
.
.
.
.
.
.
..
.
.
.
.
.
.
.
..
.
KONIEC. Amy Black pozdrawia! ;**
Tego nie trudno było się domyślić xd Akurat to było zbyt przewidywalne no ale cóż xd
UsuńByłaś blisko, nawet bardzo xD zostali nazwani Carius, ale Sirlotte to też w gruncie rzeczy ładna nazwa xd Będę o niej pamiętać!
Nie, nie będą mieć ślubu. Walczę o to z Kotem od kilku dni. I trójka dzieci to za dużo, przecież biedni by nie mieli czas dla siebie xD gdzie bym wtedy wcisnęła ich romansiki? Widzę ich z jednym xD
Właśnie, Tyrs wcale nie jest taki zły. Może jednak nie dojdzie do tego jednego malucha? Xd
Właśnie nie wiem o co ci chodzi z tym nickiem skoro to ja jestem przyszłą żoną MOJEGO Syriusza xd
Haha, kropki zawsze spoko xd
Dziękuję ci za komentarz, bo czytałam go z takim ogromnym uśmiechem na twarzy!
Pozdrowionka,
Bianka! <3