czwartek, 8 września 2016

Rozdział XVII + rok bloga

            Carla opuściła salon Gryfonów i skierowała się do Wielkiej Sali, gdzie czekać miał na nią Tyrs. Po pierwszych lekcjach czuła się po prostu fatalnie. Cały dzień była rozkojarzona, więc nic jej na zajęciach nie wyszło. Na eliksirach udało jej się zniszczyć Wywar Dekompresyjny, mimo że Lily bardzo starała się jej pomóc. Na zielarstwie została podrapana i pogryziona przez jakąś okropnie złośliwą roślinę, którą mieli przesadzać, a na transmutacji ze zdenerwowania zamieniła żabę w nogę od szkatułki zamiast w całą skrzyneczkę. Miała przynajmniej nadzieję, że na Obronie Przed Czarną Magią pójdzie jej lepiej. W końcu był to przedmiot, z którym radziła sobie bardzo dobrze, wręcz znakomicie. Niestety na zajęciach profesor stwierdził, że tego dnia będą się pojedynkować. Nie byłoby w tym nic złego, gdyby nie fakt, że jej partnerem został Black. Przez to podczas walki rozsadzała ją złość, więc nie mogła się skupić i przegrała z kretesem, co Syriusz skomentował złośliwym uśmiechem.
     On nie pomógł jej wstać z podłogi, na której wylądowała po ostatnim, przesądzającym wynik pojedynku zaklęciu. Ona nie pogratulowała mu wygranej. Nie potrafiła znieść tego pełnego satysfakcji uśmieszku, nie umiała się zastosować do rad Scarlette, która kazała jej zachowywać się w stosunku do Blacka neutralnie. Blue wiedziała, że nie polepszyła tym ich relacji, ale po prostu nie dała rady się na to zdobyć.
         Tak więc tej części dnia na pewno nie mogła zaliczyć do całkiem udanych, ale była pewna, że czas spędzony z Tyrsem wynagrodzi jej dotychczasowe nieprzyjemności z zajęć.
        Chłopak stał zaraz przy wejściu do Wielkiej Sali, opierając się o ścianę. Kiedy tylko ją zobaczył, uśmiechnął się promiennie i pomachał. Ostatnią odległość przebyła dwa razy szybszym krokiem, dzięki czemu w mig znalazła się u boku Greka. Objął ją na przywitanie.
            – To gdzie idziemy? – spytała Carla z nieukrywanym entuzjazmem w głosie.
            – Wiem, że to niezbyt oryginalne, ale jedynym miejscem, które zdążyłem poznać w Hogwarcie i nadaje się na spacer, to błonia, więc może… – Podrapał się po karku.
       – Pewnie! To świetne miejsce – od razu potwierdziła, bo mimo że błonia nie należały do najbardziej kreatywnych pomysłów, to idealnie nadawały się na takie okazje i można było na nich świetnie spędzić czas.
            Tyrs wyraźnie się rozpromienił. Włożyli kurtki, które wcześniej ze sobą zabrali, i wyszli z zamku.
        Od razu uderzył w nich mroźny podmuch wiatru, wdzierając się przez małe szczeliny w ubraniach i owijając ich ciała lodowatym powietrzem. Warstwa śniegu leżąca na błoniach przez ostatni czas znacznie się zmniejszyła, więc bez większych problemów mogli się poruszać. Carla od razu wcisnęła ręce do kieszeni, bo nie zabrała ze sobą rękawiczek. Nie było to zbyt mądrym posunięciem, ale przecież nie będzie się teraz wracać do dormitorium. Najwyżej będą ją szczypały palce od zimna.
            – Jak ci się podobały pierwsze lekcje? – zagadała Carla i spojrzała na Greka.
Chłopak opowiadał jej o swoich zajęciach, a ona przypatrywała się mu uważnie. Jego oczy już nie były tak nienaturalnie zielone, jak dnia poprzedniego. Widocznie to półmrok i magiczna atmosfera nieużywanej klasy sprawiły, że ich barwa wydawała się być tak intensywna. Zauważyła także, że na twarzy i szyi miał małe brunatne przebarwienia, których nie zauważyła ostatnio. Przeszło jej przez myśl, że w gruncie rzeczy wcale nie odejmują mu uroku.
         – Skąd to masz? – wyrwało jej się. Nie zdążyła dokończyć nawet pytania, a jej policzki już płonęły czerwienią, bo zdała sobie sprawę, że przerwała Tyrsowi opowieść. W sumie… I tak jej nie słuchała, była zbyt zajęta przypatrywaniem się mu.
      – Te plamy? – Na szczęście chłopak uśmiechnął się do niej, co na pewno znaczyło, że się nie obraził. – To od słońca. W Grecji nie jest tak ponuro i deszczowo jak tutaj. Trochę brakuje mi tamtejszego klimatu, ale nie mam wyjścia.
            – Dlaczego się przeprowadziłeś?
            Tyrs jakby sposępniał, a jego zielone oczy pociemniały.
            – Tata dostał tutaj pracę.
           Dostrzegła zmianę nastroju chłopaka, więc nie drążyła tego tematu. Postanowiła opowiedzieć mu raczej, jak to jest u nich w Hogwarcie, mówiła o swoich koleżankach z dormitorium, wspomniała o kawałach, jakie przeprowadzili z huncwotami, napomknęła o Hogsmeade, o sklepie Zonka, którego była częstą klientką. Tyrs opowiedział trochę o swojej starej szkole, o tamtejszych zwyczajach, o Greckich świętach, ale jak Carla  zauważyła, nie wspominał nic o swojej rodzinie.
            Czas zleciał im szybko, nawet się nie obejrzeli, a mrok spowił błonia, nadając im atmosfery tajemniczości. Na drzewach, w świetle leniwie wkraczającego na niebo księżyca połyskiwały ostre sople. Nieśmiało zaczęły błyszczeć także pierwsze gwiazdy, upodobniając się do złotej biżuterii lśniącej na straganach.
       Powoli skierowali się w stronę zamku. Czuli się w swoim towarzystwie swobodnie, ciągle wybuchając śmiechem i żartując. Carla miała wrażenie, jakby znała chłopaka od bardzo długiego czasu, tak dobrze jej się z nim rozmawiało, tak znakomicie ona rozumiała jego, a on ją.
         Tyrs odprowadził ją, aż pod samą wieżę Gryffindoru. Patrzył, jak uśmiecha się do niego szeroko, jak rumieni się, napotykając jego spojrzenie, jak szybko spuszcza wzrok.
          – Widzimy się w weekend?
          – Pewnie. Pokażę ci parę ciekawych miejsc w Hogwarcie – obiecała i zniknęła za portretem Grubej Damy.
        Jeszcze przez kilka sekund stał tam i uśmiechał się do siebie głupkowato, po czym wesoło pogwizdując, skierował się do Wieży Ravenclawu.
           

~~~~~~~~

        W pokoju wspólnym Gryffindoru Lily Evans pisała esej z transmutacji, który McGonagall zdążyła już im zadać.  Zastanawiała się, kiedy Carla się za niego zabierze, skoro przez cały dzień była na spacerze z tym Tyrsem, a teraz, rozsiadłszy się w fotelu, nieprzytomnym wzrokiem wpatrywała się w jakąś ozdobną kopertę. Po chwili doszła do wniosku, że pewnie po prostu to oleje albo naskrobie coś na szybko z samego rana, na śniadaniu. Pokiwała głową ze zrezygnowaniem i zamoczyła pióro w atramencie, aby napisać kolejne zdanie.
            Zamarła jednak z dłonią nad pergaminem, zdając sobie sprawę, że nie wie, co zawrzeć w następnym akapicie. Z westchnieniem schowała swoje rzeczy do torby i wyszła z pokoju wspólnego, aby w bibliotece wypożyczyć odpowiednią książkę, która pomogłaby jej z esejem.
            Zamek nie był już pusty. Korytarze wypełniali rozentuzjazmowani uczniowie, zewsząd dobiegały śmiechy, chichoty i przejęte rozmowy znajomych, mających sobie tyle do opowiedzenia po świętach. Od każdej grupki osób można było wyczuć emanujący zapał, typowy dla pierwszego dnia nauki po dłuższej przerwie. Każdy kąt, każdy najmniejszy fragment Hogwartu tętnił życiem i emocjami.
            – Lily! – krzyknął ktoś z jej prawej strony. Zanim zdążyła się choćby odwrócić w kierunku, z którego dochodził głos, Scarlette już ciągnęła ją przez tłumy uczniów.
            – Lubisz Jamesa, prawda? – spytała blondynka w biegu.
            – Co? Co to za pytanie?
            – Masz rację, zbyt oczywiste, nie musiałam nawet pytać. Ale słuchaj. Musisz zacząć z nim rozmowę, bo to ty niepotrzebnie zaczęłaś kłótnię i nikt tego za ciebie nie zrobi – mówiła na jednym tchu, nawet nie zatrzymawszy się, aby spojrzeć Evans w twarz.
        – Gdzie ty mnie ciągniesz, dziewczyno? – Lily krzyknęła, zaniepokojona tak bezpośrednim podejściem do tematu kłótni z Potterem, ale nie oponowała.
           – Nie mogę po prostu patrzeć, jak się do siebie nie odzywacie. Normalnie jak dzieci. Unikają się, zamiast wyjaśnić sprawę i porozmawiać.
            Ruda miała złe przeczucia. Co chciała zrobić Scarlette, żeby ich pogodzić? Po co dziewczyna ciągnęła ją przez cały zamek, przy okazji potrącając biednych uczniów? Lily co chwilę wykrzykiwała przeprosiny, kiedy przewracała jakiegoś młodszego dzieciaka lub ocierała się o przypadkowego przechodnia. Czy Scarlette zamierzała pokazać jej coś, co ułatwiłoby sprawę rozmowy z Potterem? A jeśli chciała zaprowadzić ją do samego Jamesa, zmuszając ją tym samym do jakiegokolwiek kontaktu z chłopakiem?
Ta myśl tak ją przeraziła, że zaparła się nogami, aby przystanąć. Problemem pozostawała jednak siła młodszej dziewczyny, która teraz okazała się się po prostu niewyobrażalnie wielka. Możliwe, że zostało to spowodowane determinacją Puchonki – tego Lily nie była pewna, ale wiedziała, że i tak nie da rady się wyrwać z jej uścisku i uciec.
            Podejrzenia Evans okazały się słuszne – kiedy zbiegły po schodach na czwarte piętro i skręciły kilkakrotnie, Lily go zobaczyła. Stał na balkonie zaraz przy Skrzekliwym Złym Gargulcu i nie zwracając uwagi na jego kpiny i złośliwości, wpatrywał się w przestrzeń.
            Mimo że widok na kamienne wieże Hogwartu i część błoni był naprawdę oszałamiający, Lily od razu nabrała ochoty, aby stąd zniknąć. Scarlette i jej mocny chwyt jej to jednak uniemożliwiły. Dziewczyna wypchnęła ją na balkon, szepnęła ,,powodzenia” i zniknęła w takim tempie, jakby się aportowała.
            Evans została sama z Jamesem, wpatrującym się w nią z nieodgadnionym wyrazem twarzy. Z ulgą stwierdziła, że nie widzi w jego oczach złości. Dodało jej to trochę odwagi, ale i tak wolałaby mieć już ułożony jakiś plan rozmowy, jakieś ładne słowa, którymi mogłaby przeprosić Pottera.
            – Hej – szepnęła, szukając na jego twarzy czegoś, co ułatwiłoby jej całą sprawę. Nie odpowiedział, więc od razu przeszła do sedna. – Ja chciałabym… cię przeprosić, bo wiem, że to moja wina. I… nie powinnam cię wtedy oskarżać, bo… poszłam przecież do Zakazanego Lasu z własnej woli… – mówiła, ze zdenerwowania wyginając palce. Czekała na jakiś znak od Pottera, na cokolwiek, co pozwoliłoby jej choćby się domyślać, co sądzi o tym James. – Nie powinnam tak na ciebie nawrzeszczeć. Przecież wiem, że nie miałeś złych zamiarów, a to, że ten mutant się tam pojawił, przecież nie było twoją winą.
            Gryfon w milczeniu zrobił krok do przodu i stanął zaraz przed dziewczyną. Przez chwilę patrzył na nią z góry, a ona ze zdenerwowania przygryzła wargę.
 – Przepraszam. Głupio się zachowałam – szepnęła jeszcze raz, na chwilę zamykając oczy, bo bała się patrzeć prosto w twarz chłopaka.
            Kiedy je ponownie otworzyła, odetchnęła z ulgą. James, uśmiechając się, wyciągał przed siebie ręce tak, żeby mogła się do niego przytulić. Szybko objęła go ramionami, jakby miał jej za chwilę uciec, i położyła swoją głowę na jego klatce piersiowej, słuchając rytmicznego bicia serca.
            – Ja też przepraszam, Lily. Nie powinienem był tego mówić. Nie powinienem był wracać do tamtych lat – wyszeptał w jej rude włosy.
            Nie odpowiedziała. Mocniej się do niego przytuliła, myśląc o tym, jak bardzo James musi być wyrozumiały, żeby bez żadnych skarg i dyskusji jej wszystko wybaczyć.
            – Dobra, kończcie już tą scenkę i sobie stąd idźcie, bo zaraz zwymiotuję z tej słodkości – mruknął Skrzekliwy Zły Gargulec, który wcześniej chyba tylko jakimś cudem znalazł w sobie tyle przyzwoitości, żeby nie przerywać im rozmowy.
            Popatrzyli na siebie zdezorientowali, po czym zaśmiali się szczerze, szczęśliwi, że nie dzieli już ich żadna bariera.



~~~~~~~~

Kolejnego dnia po lekcjach Carla zamarła z dłonią nad klamką drzwi gabinetu Rasuna i wzięła głęboki wdech. Zaraz miały się zacząć jej pierwsze zajęcia z tym profesorem, o których została poinformowana przez sowią pocztę. Naprawdę nie lubiła tego człowieka. Był odpychający, niemiły i po prostu przerażający. Nigdy nie mogła powstrzymać dreszczu, który mimowolnie przebiegał po jej plecach, kiedy tylko napotykała spojrzenie jego czarnych oczu.
Policzyła do trzech i nakazawszy sobie się uspokoić, położyła rękę na klamce. Zdała sobie sprawę, że ze zdenerwowania zapomniałaby zapukać, więc od razu się poprawiła. Kiedy z wnętrza pomieszczenia dobiegło ją mrukliwe, lecz stanowcze ,,Wejść”, wyprostowana, z głową uniesioną wysoko do góry wmaszerowała do pokoju. Starała się wyglądać pewnie.
Po jej lewej stronie znajdowały się regały, a kiedy przechodziła obok nich, aby usiąść na krześle przed biurkiem Rasuna, zauważyła, że nie było na nich nawet najmniejszej drobinki kurzu. Cała zawartość szafek została poustawiana w idealnych rządkach, a książki od najmniejszego do największego.
            – Dzień dobry – powiedziała niezbyt zdecydowanym głosem, siadając na krześle.
            Nie odpowiedział, nawet nie odrywając wzroku od doskonale równej kupki papierów, które akurat przeglądał. Spojrzał na nią dopiero po czasie, w którym Carla zdążyła się dokładnie przyjrzeć pedantycznie zagospodarowanemu biurku. Znowu nie mogła powstrzymać dreszczu, który przebiegł jej całe ciało, co bardzo ją zirytowało. Nie chciała, aby znienawidzony przez nią nauczyciel budził w niej takie uczucia.
            – Przejdźmy od razu do sedna – zaczął bardzo rzeczowym tonem, całkowicie ignorując jej reakcje. – Ostatnio dużo przeżyłaś. Atak Śmierciożerców, śmierć Terry’ego, zły stan Syriusza. – Carla skrzywiła się nieznacznie przy imieniu przyjaciela. – Tym wydarzeniom towarzyszyło wiele różnych i na pewno silnych emocji, co mogłoby nam pomóc w odkryciu twoich mocy. Czy zdarzyło się ostatnio coś nienaturalnego nawet jak na świat czarodziejów? – spytał.
            Carla zastanowiła się na chwilę. Wspomnienia z bitwy pod kwaterą PWD przemykały jej szybko przed oczami, a połowa znajdowała się jakby za mgłą. Emocje, które jej wtedy towarzyszyły, były tak silne, że na niektóre z wydarzeń po prostu nie zwróciła większej uwagi zbyt przejęta stanem przyjaciół.
            Choćby taka rozmowa z dziadkiem. Z dziadkiem, który już od dawna przecież nie żyje.

            ~~~~~~~~
           

            – Za półtora tygodnia mamy mecz towarzyski z Hufflepuffem – oznajmił James, a większa część drużyny Gryfonów uśmiechnęła się kpiąco. Potter zauważył to i aż zaklął. Sarah Greybrick, jedyna dziewczyna w naszym składzie, posłała mu karcące spojrzenie. – Nigdy nie lekceważcie przeciwnika. Nigdy – nakazał poważnym tonem. – Lekceważenie może doprowadzić was tylko do przegranej. Przed meczem uda nam się spotkać jeszcze trzy razy. To bardzo mało, ale musimy sobie poradzić. Dlatego treningi będą długie i intensywne – oznajmił i chwytając miotłę do ręki, wyszedł z szatni. Odprowadziły go pełne rezygnacji westchnienia.
            Syriusz podniósł się z ławki i z męczeńskim wyrazem twarzy udał się za Potterem. Warunki atmosferyczne nie sprzyjały grze. Wiał mocny wiatr, z nieba padał śnieg, no i było piekielnie zimno. Blacka od razu zaczęły szczypać policzki, ale nie zwrócił na to uwagi, bo już wzbił się w powietrze, już znalazł się w swoim żywiole. Kochał latać. Czuł się wtedy lekko i beztrosko, jakby wraz ze zwiększającym się pędem spadał z niego cały ciężar problemów.
            – Syriusz! – Usłyszał wołanie Jamesa z ziemi. Od razu ostro zanurkował w dół i w mgnieniu oka znalazł się przy drużynie. Potter rzucił mu karcące spojrzenie i pokręcił głową ze zrezygnowaniem, ale nic nie powiedział.
            Porozdzielał ich na mniejsze grupki, po czym każdej wytłumaczył, co mają ćwiczyć. Sarah, ścigająca, miała trenować z Brianem Orlenem, obrońcą. Rick Stevens i Syriusz szlifowali najróżniejsze manewry, które mogliby wykorzystać podczas gry. Pałkarze jak zwykle odbijali tłuczki, a James podlatywał po kolei do każdej grupki, tłumacząc taktyki i wytykając im błędy. Kiedy pojawił się obok Syriusza i Ricka, komentując ich – jak twierdził niedopuszczalny – manewr Porskowej, Black miał ochotę mu rozwalić łeb. Przecież wykonali go idealnie, ale Potter oczywiście musiał się przyczepić. Stevens natomiast słuchał go w napięciu, jakby jego słowa były jakąś prawdą objawioną.
W dodatku co chwilę z ust kapitana wydobywał się przeciągły gwizd, który oznaczał przerwę na kilka ćwiczeń. Podciąganie się na miotle i te sprawy… Tę część Black najchętniej wyciąłby z ich treningu.
Wykonywali akurat przerzutkę, kiedy usłyszał, że ktoś go woła. Spojrzał w stronę trybun i zauważył Scarlette i Carlę, zapakowane w kurtki puchowe i szaliki. Zmarszczył brwi, zastanawiając się, co Blue tutaj robi. Przecież nigdy nie oglądała ich treningów… A obecna sytuacja na pewno wykluczała możliwość, że przyszła tutaj, aby mu pokibicować.
Kiedy Puchonka zauważyła, że je dostrzegł, energicznie pomachała do niego i szturchnęła Blue łokciem w żebra. Gryfonka uśmiechnęła się nieśmiało… A może mu się wydawało? W końcu odległość, która ich dzieliła, była dość duża, więc jak niby miałby dostrzec dokładną mimikę twarzy Carli?
I tak ważnym pozostawało tylko to, że podniosła rękę i także do niego pomachała. Co prawda nie zrobiła tego chętnie, zapewne została przymuszona przez młodszą koleżankę, ale i tak Syriusz poczuł coś na kształt satysfakcji.
            – Black, skup się, nie złapałeś kafla! – krzyknął Rick, a Black potrząsnął głową, całkiem skupiając się na grze.
           
~~~~~~~~



           – Idziemy – zarządziła Carla stanowczym głosem i podniosła się z ławeczki. Otrzepała swoje spodnie z malutkich płatków śniegu, które pokryły część materiału, i nie zwracając uwagi na reakcję Scarlette, ruszyła w stronę wyjścia z trybun. Nie odwróciła się już, żeby spojrzeć na grającą drużynę, w tym Blacka. – I co tym wszystkim osiągnęłaś? – spytała, kiedy młodsza koleżanka się z nią zrównała. – Tak bardzo zależało ci, żebym mu pomachała?
            – Pamiętasz, jak mówiłam ci, żebyś zachowywała się w stosunku do niego neutralnie? Musisz zakopać topór wojenny – odparła Puchonka z wyrazem gigantycznego zadowolenia na twarzy.
            Blue pokręciła głową i prychnęła.
            Dlaczego to ona musiała zaczynać doprowadzanie ich stosunku do normalności? Scarlette powinna zmusić Syriusza do zrobienia kolejnego kroku, a nie znęcać się nad nią. Poza tym póki Black nie odpowie na jej pokojowe wezwanie, ona nie posłucha więcej rad Puchonki. Nie będzie się o nic prosiła.
            – Rozmawiałaś w ogóle z Syriuszem na ten temat, co ze mną? – spytała zirytowana swoim przejawem dobrej woli, prowadzącej do początków ugody, i zachowaniem młodszej blondynki.
            – Tak, rozmawiałam – odparła wesoło, jakby spotkała ją najlepsza rzecz pod słońcem.
                – I co?
            – Wszystko idzie po mojej myśli – oznajmiła, a Carla uniosła prawą brew do góry, zastanawiając się, jak bardzo Scarlette chciała ich pogodzić.
            Pokręciła głową z niedowierzaniem, postanawiając nie drążyć już tematu i nie przystawać na głupie pomysły koleżanki.
            Ciepło, które owinęło ich po wejściu do zamku, przywitały z przyjemnością. Mimo że ubrały się naprawdę grubo, na zewnątrz panowało tak dojmujące zimno, że i tak zmarzły.
            – Scarlette? – odezwała się nagle Carla po długiej chwili milczenia, które między nimi zapadło. – Co się stało wtedy w Pokoju Życzeń?
            Puchonka spojrzała na nią zdziwiona i przerażona jednocześnie. Co mogło spowodować strach blondynki, spytała Blue siebie w myślach, co mogło być tak okropne, że wzbudziło w dziewczynie tak silne uczucia?
            Wydawało im się, że postacie z portretów naraz umilkły, a wszystkie szmery, które zwykle wypełniały Hogwart, ustały. Cisza, która teraz zawisła nad nimi niczym brzytwa, była tak uciążliwa i ostra, że mogłaby mierzyć się z najlepszym mieczem. Mimo tak nagłej zmiany atmosfery Gryfonka nie spuszczała wzroku z koleżanki, tym samym domagając się odpowiedzi na wcześniej zadane pytanie. Nie chciała odpuścić. Scarlette zasługiwała na to, żeby jej pomóc, i powinna im na to pozwolić.
            Może dziewczyna i tak miała zamiar im o tym wcześniej opowiedzieć, a może to pytanie Carli wpłynęło na taką decyzję, w każdym razie Puchonka kiwnęła głową, jakby potwierdzała, że zgadza się z wszystkiego im się zwierzyć.
       – Znajdźmy resztę – westchnęła głęboko, smutna, i odwróciła wzrok od niebieskich oczu Blue.

~~~~~~~~
           

            Aury salonu państwa Unimyth nie można było nazwać pogodną. Zimna biel, która obejmowała każdy kąt tego pokoju, sprawiała, że czuło się do tego miejsca niechęć. Nawet promienie słoneczne, wpadając przez uchylone okno, traciły na swoim cieple i radości, którymi jeszcze przed chwilą emanowały, tańcząc wśród nowoczesnych budynków Sunny Street i wirując między idealnie przystrzyżonymi żywopłotami.
            Państwu Unimyth jednak nie przeszkadzała taka atmosfera salonu, którego w gruncie rzeczy nigdy nie używali. Obydwoje pracowali w Ministerstwie Magii i byli zbyt zajęci, aby spędzać dużo czasu w swoim domu. Na ogół przebywali w pracy do późna, a kiedy już pojawiali się w swojej eleganckiej, białej willi, zamykali się we wspólnej pracowni lub szli spać. Salon więc pozostawał nietknięty przez kilka lat.
            Aż do czasu, kiedy w życie poukładanych państwa Unimyth wtargnął mały, pełen energii brzdąc. Scarlette urodziła się dwudziestego siódmego maja, sprawiając, że żywot i salon Elizabeth oraz Aarona Unimyth nabrały kolorów. Od tego czasu młodych rodziców spotykały zarówno te przyjemne, jak i mniej satysfakcjonujące niespodzianki.
            Biały salon się nieco ożywił. Przez dzień walały się po nim zabawki, które mała Scarlette uwielbiała rozrzucać po całym pomieszczeniu. Jego dawna atmosfera powracała tylko, kiedy dziewczynka szła spać, a jej szczery uśmiech nie odbijał się już echem między białymi meblami.
            I tak właśnie przez kilka lat państwo Unimyth trwali w wielkim szczęściu. Swoją córkę starali się wychować jak najlepiej, mimo że praca nadal zabierała im bardzo dużo czasu. Nie rozpieszczali Scarlette. Byli dla niej surowi i wymagający, ale jednocześnie na każdym kroku okazywali jej ogromną miłość. Kochali ją całym sercem, a ona kochała ich.
            Oczywiście, taki stan beztroski nie mógł trwać wiecznie. Wszystko zmieniło się pewnej letniej soboty.
            Pani Unimyth siedziała na leżaku, wystawiając twarz do słońca. Cieszyła się ciepłem promyków, kątem oka obserwując pięcioletnią Scarlette, biegającą na boska po idealnie przystrzyżonej, zielonej trawie. Bawiła się w ratowanie świata. Kobieta poczuła, że Aaron kładzie rękę na jej ramieniu. Podał jej szklankę z wodą i cytryną. Uśmiechnęła się do niego w podziękowaniu.
            – Patrz, jak się ładnie się bawi – zachwyciła się, spoglądając na Scarlette, która akurat skakała z kamienia, udając superbohatera. Była już cała brudna, a jej włosy okropnie się poplątały.
            Naraz dziewczynka upadła i uderzyła się w rękę. Ze śmiechem położyła dłoń na ranie, a z jej palców wypłynęło niebieskie światło. Nie był to pierwszy raz, kiedy Scarlette użyła swoich mocy, jednak Elizabeth nadal napawało to trwogą.
            Wzdrygnęła się, a jej mąż posłał jej pocieszający uśmiech. Musiała przyznać, że bała się nadzwyczajności córki, lękała się konsekwencji i odpowiedzialności, które mogły się z tym wiązać. Jej życie zawsze było idealnie poukładane, nie działo się w nim nic niespodziewanego. Nic więc dziwnego, że obawiała się rewelacji związanych z niecodziennymi umiejętnościami córki, które były nadzwyczajne nawet jak na świat czarodziejów.
            Jak się niedługo miało okazać, jej wątpliwości były całkiem uzasadnione.
            – Mamo, mamo, ktoś tu idzie! – Scarlette pociągnęła ją za koszulkę i wskazała palcem na mężczyzn podążających szybkim krokiem w ich kierunku.
            Było ich trzech. Czarne szaty powiewały za nimi złowrogo, a fakt, że wkroczyli na teren ich domu bez pozwolenia, i różdżki, które trzymali w dłoniach, świadczyły o tym, że nie mieli dobrych intencji.
            – Do domu i po różdżkę – syknął Aaron i pociągnął za sobą oniemiałą żonę i przerażoną córkę.
            Elizabeth chwyciła Scarlette na ręce i biegiem wpadła do domu. Zdążyła tylko jeszcze wypchać dziewczynkę z białego salonu i krzyknąć, aby gdzieś się schowała, kiedy do pomieszczenia wpadli mężczyźni i zaczęli szybko ciskać w nich zaklęciami. Na szczęście chybili.
            Elizabeth nie wiedziała, kim są ci zakapturzeni ludzie. Voldemort i jego poplecznicy nie zdążyli jeszcze w tych czasach zdobyć rozgłosu. To były początki morderczej działalności potężnego czarodzieja. Mimo to pani Unimyth domyśliła się, po co przyszli. Przyczyną była oczywiście Scarlette ze swoimi mocami.
            Elizabeth uniknęła zielonego światła, które poleciało w jej stronę, i rzuciła w przeciwnika kilkoma klątwami, jednak żadna z nich nie trafiła.
            Naraz zobaczyła promień zaklęcia uśmiercającego, który znajdował się bardzo blisko niej. Wiedziała, że już nie uda jej się odskoczyć. Nie uniknie śmierci. Nie bała się jednak o siebie. Martwiła się o Scarlette. Chciała, aby była bezpieczna.
            Zielone światło rozbłysło przed jej oczami, a potem niepokojąco kojąca ciemność otuliła jej umysł. Aaron upadł bez życia na podłogę dokładnie w tym samym momencie.
            A mała Scarlette patrzyła na to, nie rozumiejąc, co się stało. Dlaczego rodzice się nie podnoszą i nie walczą? Co zrobił im ten groźnie wyglądający mężczyzna, który teraz do niej podszedł?
            Pociągnął ją za włosy, a ona krzyknęła ze strachu. Starała się wyrwać z jego uścisku, ale on trzymał ją mocno. W oczach dziewczynki pojawiły się łzy rozpaczy i wściekłości. Zrozumiała, że zabił jej rodziców, a teraz chce ją gdzieś zabrać. Jeszcze raz szarpnęła się rozpaczliwie.
            – Uspokój się – syknął, jednak słowa zamarły mu na ustach.
            Scarlette patrzyła na umierającą twarz mordercy, ponownie nic nie rozumiejąc. Tym razem jednak nie towarzyszyła jej bezgraniczna rozpacz, a coś w rodzaju ulgi.
            Podeszła do niej jakaś kobieta, wyglądająca już znacznie przyjaźniej, i wzięła ją na ręce. Biło od niej takie ciepło, że dziewczynka nawet nie pomyślała o wyrywaniu się, a jej strach znacznie zmalał. Schowała twarz w jej ramieniu i cicho załkała.
            – Spokojnie – szepnęła kobieta. – Jestem Rose. Już nic ci nie grozi.

~~~~~~~~

            Tego samego dnia wieczorem Scarlette skończyła swoją opowieść i spojrzała na twarze swoich przyjaciół. Widziała na nich zakłopotanie, smutek, który na nich przeniosła, i współczucie. Nie wiedzieć czemu, ale wytypowali akurat Wielkie Schody na miejsce, w którym Scarlette miała im wszystko opowiedzieć. Może byli zbyt zniecierpliwieni, aby schodzić aż do Wielkiej Sali? Nie okazało się to jednak dobrym wyborem, bo chłód bijący od posadzki nie był zbyt przyjemny, a ruchy schodów kilka razy przerwały historię Puchonki.
Pierwsza podniosła się Lily. Podeszła do dziewczyny i przytuliła ją mocno. W jej ślady podążyli huncwoci, w tym Peter, którego ledwo znała, Carla i na samym końcu Pedro. Została zamknięta w tym zbiorowym uścisku tak, że od razu zrobiło jej się cieplej.
Trwali tak w ciszy przez dłuższą chwilę. Dopiero po chwili odsunęli się, przyglądając się uważnie jej twarzy, na której pojawiły się pierwsze łzy. Uśmiechnęli się do niej pocieszająco, ale nikt nie potrafił wydusić z siebie odpowiednich słów. Żaden z nich nie wiedział dokładnie, co czuła Scarlette, bo nikt nie stracił na zawsze kochających rodziców. Nie mieli pojęcia, jak bardzo to ją boli.
            Carla jednak kiedyś przeżywała odejście dziadka i była pewna, że nie należało teraz rozpaczać, a odciągnąć dziewczynę od nieprzyjemnych wspomnień. Zająć ją czymś ciekawym, żeby nie miała czasu na niepotrzebne roztrząsanie tej sprawy.
            – Chodźmy zagrać w Eksplodującego Durnia – zaproponowała pierwsze zajęcie, jakie jej przyszło do głowy, a reszta zgodnie przytaknęła.
            Scarlette pociągnęła nosem i uśmiechnęła się blado. Może nie miała rodziców, ale rodzinę zastępowali jej przyjaciele. A ciepło, które wcześniej poczuła, nie ogrzało tylko jej ciała, ale także serce.

~~~~~~~~

            Hej, hej!
            Dzisiaj rozdział duuuużo szybciej! Po trzynastu dniach, to chyba rekord tego roku.
            Ten rozdział taki spokojny mi się wydaje. Cały czas taki radosny, tutaj trochę Tyrsa, trochę Syriusza, trochę Jily. Może pomijając fragment ze Scarlette lub ten z Rasunem, one nie były wesołe. Ale, ale, nie przedłużając…
            Szóstego września wypadł roczek mojego bloga!!!! Jupijaj! I stuknęło mi 10 tys wyświetleń.
            Nie przypuszczałabym, że mogę wytrzymać aż tyle. A to tylko dzięki wam – wasze komentarze bardzo motywowały mnie do dalszej pracy. Mimo że między niektórymi rozdziałami była dwumiesięczna przerwy… Za które bardzo was przepraszam. Dziękuję wam za wszystko z całego serca.
            Ehhh, jakie to jest chaotyczne…
    W każdym razie chciałabym przejść do takich bardziej szczegółowych podziękowań.
            Zacznijmy od L, która jest ze mną zawsze i wszędzie. Towarzyszy mi każdego dnia, sprawdza moje rozdziały i wysłuchuje moich narzekań, że nie umiem nic napisać porządnego. A także musi znosić mnie narzekającą na śmierć Hana Solo (wtedy to byłam w naprawdę podłym humorze. Napisałam miniaturkę, w której zabiłam prawie wszystkich moich bohaterów, łącznie z huncwotami i Carlą, a to chyba coś znaczy. Kiedyś wam ją pokażę XD). Naprawdę dużo wniosłaś do tego bloga, dziękuję ci więc bardzo za to, za cierpliwość i ogromne wsparcie.
            Kolejne podziękowania należą się Mentrix, która łączyła się ze mną w bólu, kiedy nie mogłam poświęcić tyle czasu na zwiedzanie ruin, ile bym chciała. Mentrix pośpiesza mnie także, jeśli nie dodaję rozdziału na Zwiadowcach, a nawet ucieka się do szantażu. Ale ze mną chyba nie da się inaczej…
            Dziękuję rodzinie i przyjaciołom, którzy mnie wspierają. I mamie i tacie, którzy odciągają mnie od komputera, bo mi się wzrok psuje XD
            Eskaryno, moja kochana, heloł, feloł. Dziękuję ci za piękne, długie komentarze, które tak bardzo motywują mnie do dalszej pracy, za ekscytowanie się Cariusem, co bardzo ułatwia mi pracę. Dziękuję ci, że w ogóle to czytasz i nie złościsz się tak bardzo na mnie za okropnie długie przerwy. Dlatego dzisiaj jest szybciej XD
            Kocie, ty geniuszu zła! Dziękuję ci, bo za każdym razem, kiedy czytam twój komentarz, mam po prostu banana na twarzy. Naprawdę. A miałam jeszcze większego, kiedy nazwałaś moim imieniem bohaterkę twojego opowiadania. Dziękuję!

                 Dziękuję ci, Nique Em, za wytrwałe betowanie mojego opowiadania, wsparcie i cierpliwość :)
         Dziękuję ci, Sophie Casterwill, nie wiem, czy nadal masz taki nick, bo się zaczynam w nich gubić XD Dziękuję ci, bo naprawdę dużo wniosłaś do mojego łba, dzięki tobie zaczęłam zwracać uwagę na istotne sprawy, o których wcześniej nie myślałam.
            Dziękuję także tobie Gabsonku, bo dzięki tobie ogarnęłam interpunkcję w dialogach (taki żart, masz dużo większe zasługi XD Chociaż to też ważne). Dzięki tobie robię duuużo mniej błędów, poza tym byłaś chyba moim pierwszym czytelnikiem, który pisał tak długie komentarze. Dziękuję ci z całego serca, mój mistrzu!
             Dziękuję także Oli, która wytrwale czyta moje rozdziały, a swoimi komentarzami i groźbami wywołuje na twarzy tak szeroki uśmiech, że po prostu mi się nie mieści. Twoje teorie spisowe i bezwiedne inspirowanie i podsuwanie pomysłów są naprawdę cudowne!
            Dziękuję bardzo Optimist, Karolinie Ladzie, Natalii Żywickiej, OliAleksandrze i The Grey Lady za to, że jesteście, za wasze motywujące komentarze i za uśmiech, który pojawia się na mojej twarzy, kiedy je czytam. Przepraszam dodatkowo Natalię, bo dawno u ciebie nie skomentowałam. Ach i Ola, gratuluję wytrwałego nadrabiania rozdziałów XD KIMI, nadal czekam na twój rozdział!
            Amy Black! Znamy się od niedawna, ale zdążyłam cię tak polubić XD Twoje komentarze są po prostu tak pozytywne, tak optymistyczne… I te kropki zapychające komentarz XD Dziękuję ci za wszystko (za trzy małe pociechy Syriusza i Carli też)!
     Dziękuję wam, RedCriminal, Welniewicz, E.M.S. za ślad, który tutaj pozostawiłyście. Dziękuję wam za motywację i za wsparcie. Przepraszam, że jeszcze u was nie nadrobiłam wszystkich rozdziałów, ale jestem w trakcie. Więc komentarze pojawią się niedługo :)
            Dziękuję także wszystkim tym, którzy czytają, ale nie komentują :) Dziękuję, że jesteście!
          Jeśli kogokolwiek interesują statystyki, to przez ten rok nazbierało się 425 komentarzy, 10097 wyświetleń i 25 obserwatorów. Nie spodziewałam się takich liczb, naprawdę. A to wszystko dzięki wam!
            Kolejny rozdział już niebawem! Przepraszam za takie dzikie akapity, ale coś się popsuło.
            Pozdrowionka,
            Bianka!

39 komentarzy:

  1. Odpowiedzi
    1. USUNĄŁ MI SIE KOMENTARZ XDDDDDDDDDDDDDD
      NO TO JESZCZE RAZ. HUR DUR
      podobal mi sie opis dnia Carli, gdzie nic jej nie wychodzilo - w szczegolnosci pojedynek na OPCM z Syriuszem, którego charakter i zachowanie w kłótni zostały oddane idealnie. naprawdę. rozpuszczony, obrażony dzieciak, ale ja go takiego lubię xD zresztą u Ciebie on jeszcze młody jest, więc będzie miał okazję dorosnąć. no, chyba że go zabijesz, jak w tej miniaturce XD
      Tyrs. Ogólnie jego postać nie wydaje się być jakaś szczególnie negatywna, właściwie to jest nawet sympatyczny, ale musisz szybko napisać kolejny rozdział, bo jestem ciekawa, o co chodzi z tą jego rodziną. poza tym fakt, że jest Krukonem bardzo mi się podoba, sama wiesz dlaczego xD dobrze, że nie ma tego schematu, gdzie jak pojawia sie typ, ktory przeszkadza w czyims zwiazku, musi byc oczywiscie od poczatku zly i niedający się lubić. doceniam xd
      James i Lily. tutaj również ich charaktery świetnie pokazane - Lily, której ciężko przychodzi przyznanie się do błędu, ale potrafiąca się na to zdobyć i James, który nie potrafi być na nią zły i wybacza. piękna scena, a wieńczący ją gargulec to motyw tak genialny, że aż zazdroszczę, że nie jest on moim pomysłem xd no, i Scarlett godząca wszystkich. co by to było, gdyby nie ona?
      sytuacja u Rasuna chyba już coś zdradza, jednak nie będę spekulować, zeby przypadkiem nie bylo, ze to slepy strzał... dobra, jednak będę, to na pewno coś związanego ze światem zmarłych XD ale jak tak myślę, to rzeczywiście dużo rzeczy się zdarzyło, a u niej nic się nie obudziło. albo może się obudziło, na co wskazuje ta rozmowa, ale ona sama nie zdaje sobie z tego sprawy?
      trening mi się podobał, ale tak jak już Ci mówiłam, wciąż narzekam na jego długość xd James dobrze im powiedział odnośnie tego lekceważenia przeciwnika - ma całkowitą rację. carius, gdzie Syriusz od razu jest wytrącony z równowagi samą obecnością Carli, jest taki kochany! kłótnie kłótniami, ale to niewiele zmienia między nimi, tyle xd i jak zwykle - Scarlett saves the day!
      no i wreszcie historia Scar. przepięknie opisana, poza tym na małej dziewczynce bycie świadkiem czegoś takiego rzeczywiście musialo wywrzeć ogromny wpływ. w ogóle cały motyw tego salonu pokazuje, jak się pisarsko rozwinęłaś, no przepięknie.
      ha, i podziękowania! lubię podziękowania, tylko mnie zawsze peszą xd w każdym cierpliwość musisz raczej ty mieć do mnie, bo to chyba ja ględzę więcej xD no i to wszystko działa w obie strony, więc też dziękuję <3
      a teraz muszę lecieć, mam nadzieję, że to wszystko doda mi się w jednym komentarzu xD

      Usuń
    2. Hej, hej!
      Ach... Znam ten ból... Najgorzej...
      A dziękuję bardzo :) Czasami zdarzają się takie dni... Trochę złych ocen tego dnia zaliczyła, ale czemu by się tym przejmować, skoro zaraz ma spotkać się z naszym kochanym Tyrsem?
      Też go takiego kocham! Bardzo, bardzo!
      I tak wszyscy zginą XD dobra, to będzie alternatywne zakończenie, ale będzie.
      No, właśnie, w gruncie rzeczy nie rozumiem tego podejścia, bo skoro nie da się go lubić, to dlaczego główna bohaterka się w nim zakochuje? Rozumiem, że na przykład na początku nie poznajemy jego złych cech, co za tym idzie bohaterka także jeszcze ich nie zna, ale wtedy da się go lubić, czyli to nie ma związku ze schematem... Czyli odbiegam od tematu.
      Przynajmniej jednych trzeba było pogodzić i nie ciągnąć ich kłótni... W końcu ile czasu wszyscy mogą chodzić w smętnych humorach? Teraz będzie lepiej!
      Gargulec wpadł mi do głowy tak szybko, bo w sumie szukałam na wiki pomieszczeń w Hogwarcie i znalazłam balkon na czwartym piętrze. W każdym razie było tam napisane, że stał tam skrzekliwy zły gargulec. Taka historia XD
      Tak, tak, Scarlette to ważna osóbka!
      Tak, to na pewno związanego coś ze światem zmarłych. W koncu epona bogini jednocześnie słońca i śmierci, wybrałam to drugie, czemu nie? Wszystko powoli będzie się wyjaśniać... W końcu rozmowa ze zmarłym dziadkiem chyba nie stoi na porządku dziennym, prawda?
      Ech, wiem, że wolałabyś dłuższy, kolejny rzeczywiście taki będzie, dzisiaj tak krótko, bo nie miałam pomysłu. Albo potem będzie już mecz?
      James takim wspaniałym trenerem!
      W końcu są najlepszymi przyjaciółmi, prawda? Nic nie zniszczy ich przyjaźni! :)
      Ach, dziękuję! Starałam się, a pisałam to jeszcze na kolonii xd Przynajmniej to udało mi się napisać, bo jeśli chodzi o inne fragmenty, które napisałam podczas wakacji, to pożal się Merlinie, jak to teraz czytam.
      Przynajmniej Scarlette wszystko z siebie wyrzuciła. W ogóle Scar to ładne zdrobnienie, muszę go uzywać :)
      Niech cię nie peszą, bo zasługujesz :)
      Tyle, co ja ględziłam po śmierci Hana Solo, to pożal się Merlinie xd
      Pozdrowionka,
      Bianka

      Usuń
  2. Odpowiedzi
    1. Hej, hej :)
      Kurczę, faktycznie szybko dodałaś ten rozdział, bo ledwo zdążyłam nadrobić dwa poprzednie, a tu pojawił się nowy. Chociaż w sumie nie pamiętam, kiedy dokładnie komentowałam poprzedni rozdział, więc może nie mam za bardzo poczucia czasu. W każdym razie obiecałam chyba, że teraz już będę na bieżąco i mi się udało :)
      Okok, jak zwykle rozpisuję się o niczym :D
      Przeczytałam ten rozdział kilka godzin temu, więc jeśli o czymś zapomnę to nawet nie powinnam się dziwić, bo to bardzo w moim stylu.
      Ale zaczynając od początku - to smutne, że Syriusz nawet nie pomógł Carli się podnieść i jeszcze się głupio uśmiechał. Wcześniej myślałam, że czuje jakieś wyrzuty sumienia i będzie bardziej się starał z nią pogodzić, a okazało się, że był po prostu... syriuszowy :) I tak mam nadzieję, że niedługo się pogodzą ;)
      Ten Tyrs wydaje się w porządku, ale jest trochę tajemniczy i nadal zostaję przy swojej teorii, że to jakiś szpieg :D
      Jestem ciekawa, jak dalej potoczy się jego znajomość z Carlą.
      I dalej fragment Jily ♡♡♡ Jej, to było takie urocze i bardzo się cieszę, że się pogodzili. I że Scarlette im w tym pomogła. liczę teraz na więcej sytuacji z tą dwójką w roli głównej :)
      Ta rozmowa Carli z tym mężczyznom, którego imienia/nazwiska w tym momencie nie pamiętam, mnie zaciekawiła. Może niedługo coś zacznie się wyjaśniać :)
      Co do treningu, na samym początku zauważyłam, że napisałaś coś w rodzaju "jedyna dziewczyna w naszej drużynie" z perspektywy narratora, więc powinno być "w ich drużynie". Poza tym mam nadzieję, że Black się ogarnie i spróbuje pogodzić się z Carlą albo ona z nim, ale to pomachanie do niego jest już dobrym krokiem :)
      I na koniec opowieść Scarlette. Szczerze mówiąc tego się właśnie spodziewałam i nie zaskoczyłaś mnie, ale i tak mi się podobało i szkoda mi Scarlette. Przynajmniej zwierzyła się przyjaciołom, a oni zachowali się wobec niej bardzo ładnie i pewnie jakoś ją pocieszą.
      Teraz pogratuluję jeszcze rocznicy bloga i podziękuję za podziękowania :* Nie wiem, jak długo zamierzasz prowadzić, ale życzę Ci, żebyś doprowadziła to opowiadanie do końca i mogła cieszyć się z kolejnych wyświetleń, komentarzy i czytelników.
      To chyba tyle z mojej strony, teraz mogę czekać na następny rozdział i mam nadzieję, że będzie równie szybko :)
      Powodzenia w szkole, (chociaż nie jestem pewna, czy dalej do niej chodzisz, bo nie wiem, ile masz lat ^^), dużo weny i czasu.
      Pozdrawiam gorąco i przesyłam całusy :*
      Optimist

      Usuń
    2. PS. Przepraszam za wszystkie błędy w komentarzu, ale zapomniałam go przeczytać przed dodaniem 😂
      Teraz najbardziej rzuca mi się w oczy to "mężczyznom". Nie wierzę w to, co widzę :D Uznajmy, że tak miało być, ale chyba trochę nie myślę, chociaż jest jeszcze dość wcześnie :)

      Usuń
    3. Hej, hej!
      Przynajmniej raz udało mi się wyrobić w terminie. Mam nadzieję, że kolejny też dodam równie szybko.
      O, widzę, że już chcesz, żeby się pogodzili! Tak Syriusz tu zachował się trochę jak obrażony pięciolatek (Bo ona zabrała mi zabawkę!!), ale on czasami tak ma. Może później z tego wyrośnie :)
      Zobaczymy, zobaczymy...
      Ojej, cieszę się bardzo, że ci się podobał. Ja ogólnie mam problemy z takimi romantycznymi?, wzruszającymi?, nie wiem jak to nazwać, scenami, więc cieszę się, że się udało :)
      Profesor Rasun XD Powoli, powoli wszystko się wyjaśni. Ale na to trzeba jeszcze trochę poczekać...
      To się nazywa syndrom asphodelusa xd Po prostu L, która prowadzi tego bloga, pisze w narracji pierwszoosobowej. I ile razy czytam jej rozdziały, to zaczynam pisać w pierwszoosobowej xd Śmieszne, potem muszę poprawiać xd Dzięki, że napisałaś, bo tego nie zauważyłam :)
      I znowu Scarlette o wszystko musiała zadbać XD
      No nie było to trudne do przewidzenia z tymi wskazówkami, które dałam wcześniej, ale cóż... Taką ma historię :) To dobrze, że jej współczujesz... To oznacza emocje, a emocje są najważniejsze.
      Dziękuję bardzo! Sama nie wiem, ile to jeszcze potrwa... Jak skończę, to skończę XD Bianka i jej bezproblemowe podejście do życia.
      Też mam taką nadzieję. Dodawanie w terminie jednak cieszy XD
      Tak, tak, chodzę, mam dopiero piętnaście lat xd Dziękuję pięknie!
      A tam, błędami się nie przejmuj xd
      Pozdrowionka,
      Bianka!

      Usuń
  3. Odpowiedzi
    1. Witaj Bianeczko :*,
      jako, że jest już dość późna pora, z góry przepraszam za błędy i nieogarnięcie w tym komentarzu.
      Carla i Tyrs... no cóż, brakowało mi tam, żeby Syriusz zobaczył, jak oni się świetnie razem bawią. Miałby wyrzuty sumienia, przeprosiłby Carlę, ona też by go przeprosiła, potem byłyby całus na zgodę, następnego dnia zostaliby parą...
      sorry, trochę się zapędziłam. W każdym razie mają mieć kiedyś trójkę dzieci, bo jak nie to nazwę na twą cześć kogoś evilnego. Nie wiem, np przechrzczę Bellatrix na Biancę. Nawet pierwsza litera się zgadza. Będzie cudnie *zaciera łapki*
      Scena Lily i James była przeurocza. Nie wiem czemu, ale mnie rozczuliła. Chyba na starość robię się strasznie wrażliwa *powiedziała czternastolatka*.
      Nie lubię Rasuna. Ten gościu ma jakiś problem do wszystkich. Grrr... Mam nadzieję, że jak tylko odkryje moc Carli, to umrze. #Kottakievil
      Co do Quidditcha (#niemambladegopojęciajaktosiępisze) to bardzo podoba mi się James w roli przywódcy. Świetnie pasuje na tę rolę, co udowodnił między innymi tym, że nie faworyzował Syriusza (który tak, czy siak jest najlepszy ze wszystkich we wszystkim). Yay! Carla wyciągnęła rękę (dość dosłownie) na zgodę. Będzie całus!!! I trójka dzieci!!! Yay!!!
      Ta opowieść Scarlette jest taka smutna. Normalnie masakra. (ale i tak nie niszczy mojej radości ze względu na ślub Cariusa. Yay! *Odtańcuje taniec radości*)

      " Kocie, ty geniuszu zła! Dziękuję ci, bo za każdym razem, kiedy czytam twój komentarz, mam po prostu banana na twarzy. Naprawdę. A miałam jeszcze większego, kiedy nazwałaś moim imieniem bohaterkę twojego opowiadania. Dziękuję!"

      Ja płaczę. Na prawdę. Chlip, chlip. Dziękuję bardzo za takie wyróżnienie. Cieszę się też, że moje suche jak pięty Cejrowskiego komentarze cię śmieszą, bo to znaczy, że nie jest ze mną aż tak źle.
      *odtańcuje taniec radości po raz drugi*
      *napotyka karcący wzrok swojego kota*
      *przestaje zawstydzona*
      Pozdrawiam
      Koci Geniusz Zła (Błahahahaha)

      Usuń
    2. Hej, hej, hej, Kocie!
      Yhy, już widzę, jak przeprosiłby Carlę. On to by chyba w furię jakąś wpadł, zamknąłby się w sobie i śmiertelnie obraził, bo przecież jakim prawem ona ma innych kolegów niż on?
      Dobra, może trochę przesadzam, ale na pewno by jje dzięki temu nie przeprosił. No chyba, że by Scarlette na niego wpłynęła.
      Trójkę? Ja ich raczej widzę z jedną córeczką xd No ale skoro znowu się masz na mnie mścić to rozważę ten pomysł... Pomijając już fakt, że oni są tylko przyjaciółmi...
      To dobrze, że cię rozczuliła, bo chyba o to w niej chodziło. Raz na jakiś czas może się zdarzyć jakiś mały romantyczny kawałek...
      Rasun, Rasun, Rasun... Też go nie lubię, ale potrzebny jest jakiś gość, którego nikt nie lubi.
      A co jeśli zrobię ci na przekór i jako jedyny z wszystkich przeżyje, co? XD
      Dobrze napisałaś! Ach, ten Syriusz kochany. Wszyscy go uwielbiamy, ale na treningach to jednak nie ma łatwo... #Jamestakisprawiedliwy
      Faktycznie dosłownie XD Była co prawda zmuszona przez Scar, ale wyciągnęła, co na pewno połechtało ego Blacka XD
      Jaki ślub? NIE BĘDZIE ŻADNEGO ŚLUBU.
      To cieszę się, że udało mi się cię wzruszyć :) Ale zasługujesz na takie słowa, bo wszystko, co tam napisałam, to prawda :)
      Ach, te koty xd
      Pozdrowionka,
      Bianka :)

      Usuń
    3. Będzie ślub! Tak czy siak. Jak nie u ciebie to napiszę ff o twoim ff o Huncwotach i tam będzie ślub. Buahahahaha!!!

      Usuń
    4. Ależ ty jesteś pomysłowa xd Widzę, że zrobisz wszystko, żeby do tego ślubu doszło XD

      Usuń
    5. Buahahahaha. Owszem. Nawet zagroże śmiercią.
      (Co? Ja? Grożę tobie? Skądże znowu?)
      *wyciera sarkazm z klawiaturki*

      Usuń
    6. W takim razie muszę się gdzieś ukryć... Gdzieś, gdzie mnie nikt nie znajdzie, nawety...
      Ale co ty w ogóle mówisz? Przecież ty jesteś taka cierpliwa, wyrozumiała i łagodna, że przecież na pewno wybaczysz mi, jeśli ślubu nie będzie :)

      Usuń
    7. *patrzy jakbyś zabiła jej rodzinę*
      *wyciąga dzidę bojową i niespiesznie zaczyna ją ostrzyc*

      Usuń
    8. *ostrożnie wycofuje się z pola bitwy*

      Usuń
    9. - Nie tak prędko - mówi z iście demonicznym uśmiechem - nie odejdziesz stąd dopóki nie zmienisz zdania. Buahahahaha!

      Usuń
    10. *Z odwagą typową dla prawdziwej Gryfonki prostuje się dzielnie i sięga po broń, aby stoczyć walkę na śmierć i życie w obronie swoich przekonań i idei*

      Usuń
    11. *Przewraca oczami czytając tak patetyczne stwierdzenie*
      *atakuje przyokazji wyciągając nóż z pochwy wiszącej przy pasie*

      Usuń
    12. *Jest na to przygotowana, więc udaje jej się sparować cios*

      Usuń
    13. *wbija nóż w ramię przeciwniczki*
      *uśmiecha się na widok krwi*

      Usuń
    14. No to teraz, skoro nie mam ręki, to już na pewno nic nie napiszę. I nie bądź taka brutalna XD Ja bardzo lubiłam swoje ramię xd

      Usuń
    15. A ty nie bądź taka delikatna. Obciełam ci tylko lewą rękę. Nadal możesz pisać prawą xD

      Usuń
    16. Tak w sumie chyba nauczyłam się od moich Streferek xD

      Usuń
    17. Ale wiesz jak będzie mi wolno szło? Prędzej trafisz do zaświatów, niż ja dojdę do dorosłości Carli i Blacka. I nauczyłaś się pewnie od Bianci jeszcze. Tak, oczywiście, bo to ja jestem ta zła...

      Usuń
    18. Jakżeby inaczej. Tak w sumie zastanawiam się czy nie zmienić rozdziału 7 i nie sprawić źeby zabójczynią Carrie była twoja imiennicznka.
      Ja niniejszym ogłaszam że nie umrę do momentu aż przeczytam o ślubie Cariusa. Jeśli nie napiszesz to będę nieśmiertelna i będę cię nękać. Buahahahaha! A co do pisania, to możesz nagrać na dyktafon i wstawić ;)
      Albo zrobić skany twoich ręcznych zapisków (do których przecież lewej ręki nie potrzebujesz), albo ładnie mnie poprosić bym ci oddała rękę i magicznie ją przyszyła xD

      Usuń
    19. A tak powaźniej, to kiedy wstawisz kolejny rozdział?

      Usuń
    20. Ejejejej, aż taka zła nie jestem... Ja przecież tęsknię za Carrie... Czyli zostajemy przy wersji nieśmiertelości xD A ja będę nękana...
      W gruncie rzeczy lubiłam swoje ramię, więc może jednak byś mi je oddała, co?
      Kolejny rozdział jest napisany w połowie, ma już 6 stron, ale nie wiem, kiedy uda mi się go dokończyć...

      Usuń
    21. Czy jesteś tego pewna? J potrafię być na prawdę irytująca... jak chcę.
      Ech, no dobra, ale jak rozdział sie nie pojawi w ciagu tygodniu to znowu ci je zabiorę. Buahahahaha (bosh, jakie fajne jest bycie evil)

      Usuń
    22. Lepiej z irytującą osobą niż w samotności xd
      W ciągu tygodnia? Musi się pojawić! Koniecznie!

      Usuń
    23. Okay, właśnie zrobiłam screena. Jak się nie pojawi to będę miała powód by ci zabrać rączkę, a może nawet i nóżkę ;)
      Jestem taka dumna, że cię zmotywowałam do szybkiego skończenia :,)
      No niby prawda xD

      Usuń
  4. O :D A więc mamy urodziny prawie tak samo, ja założyłam bloga 6 września 2015 roku :) Kurczę, chyba nie przeczytałam ostatniego rozdziału, lecę nadrobić :)
    Pozdrawiam i zaraz napiszę coś o poście :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mamy urodziny bloga dokładnie tak samo XD też mam 6 września, ale chciałam dodać te podziękowania razem z postem :)

      Usuń
  5. A, rzeczywiście :D Teraz doczytałam :D Kurczę, rozdział jest fajny! Wszyscy się godzą itp, więc jest miło. Oprócz opowieści Scarlette – biedna dziewczyna :( Ale gratuluję tempa! :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Skoro jest miło... TRZEBA TO ZEPSUĆ! Spodziewajcie się najgorszego xd
      A dziękuję :)

      Usuń
  6. Gratulacje z okazji rocznicy! To wyraźna granica na Twojej drodze i życzę Ci, żeby kolejna była równie udana :)
    I dedykacja dla mnie! No mój dear fellow, wiesz dobrze, że nie znoszę długich przerw, ale dla Ciebie zawsze robiłam wyjątek i szybko się to pewnie nie zmieni. Zwłaszcza jeśli znajdziesz czas na romans Carli i Syriusza, to dobry argument w każdej sytuacji :D
    Wracając jednak do rozdziału.
    Podobało mi się, że opisałaś rozkojarzenie Carli poprzez zajęcia. To naprawdę dobrze odwzorowuje sytuację, bo jednak do wszystkich lekcji potrzeba koncentracji, a tu było o nią wyjątkowo trudno.
    Tym bardziej, że Black KOMPLETNIE nie ma pojęcia jak powinien zachowywać się gentleman. Merlinie, każdy facet powinien rodzić się z taką umiejętnością, świat byłby wtedy o wiele lepszy.
    Ale jeszcze bardziej podobało mi się, ze Carla zaczęła zauważać drobne niedoskonałości u Tyrsa! Inny kolor tęczówek, małe przebarwienia... Niby są, ale kto to w ogóle uwzględnia? Super, że pojawiły się u Ciebie. No i jeszcze ten wątek romansowy, naprawdę nie ma się czego czepiać.
    Scarlette, dobry duch, wkracza do akcji! Czasem niestety trzeba, żeby ktoś (jak Lily dostał obuchem w łeb i się uspokoił. Wiadomo, James nie zachowywał się jak powinien, ale zbytnie wyolbrzymianie tego też nie ma sensu.
    ZWŁASZCZA ŻE pogodzenie się Jamesa i Lily było taaaakie słodkie, że się rozpływam i trzeba mnie nosić w wiaderku! Ja nie chcę pokazywać palcem, kto jest za to odpowiedzialny, ale sama dobrze wiesz! Kurczę, wyobrażam sobie to raz po raz i ciągle mi mało, Wystarczy dodać, że nawet gargulcowi dech zaparło.
    Fragment o jeszcze nieodkrytych mocach Carli był bardzo ciekawy. Na pewno nie tylko ja, ale i inni czytelnicy zastanawiają się, co tak naprawdę Carla potrafi i co zmniejsza lub zwiększa jej talent, jakie to okoliczności? Naprawdę bardzo ciekawa kwestia.
    Trening Gryfonów też był bardzo ciekawy, bo łamał oczywiste stereotypy. O romansach nawet już wspominam, wiadomo, że jestem jak najbardziej za <3
    No nie, nie wierzę, ten rozdział to apodeum wszystkich punktów wspólnych! Już się zaczęłam cieszyć, taaak, Lily uświadomi sobie wszystko wobec Jamesa, a Syriusz wobec Carli, ale nieee, oczywiście nie ma tak łatwo...
    Końcówka była tak mocna, że brak słów, Co prawda, po dotychczasowych wskazówkach domyślałam się, że historia Scarlette jest wyjątkowo traumatyczna, ale żeby aż tak? Naprawdę, pytań jest o wiele więcej niż odpowiedzi, więc bierz się za pisanie i szybko i pisze da,szy ciąg!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hej, hej!
      A dzięki wielkie! Na pewno drugie urodzinki też bd udane :) Nie przewiduję innej możliwości XD
      A jak! Należy ci się dedykacja!
      Wiesz ile razy pisałam ten fragment? Okropnie dużo. Chyba ze cztery podejścia... ale chyba w końcu się udało :)
      Hmmm, on ma pojęcie xd Tylko że nie raczył tej wiedzy wykorzystać. I tutaj się muszę z tobą zgodzić – świat byłby wiele piękniejszy!
      Nie ma przecież ludzi bez skaz, prawda? Choćby takich na twarzy :)
      Co oni by zrobili bez tej Scarlette? Dziewczyna myśli o nich bardziej niż oni sami o sobie xd
      Uff... to dobrze że wyszedł ten fragment, bo naprawdę się obawiałam. Nie potrafię pisać takich romantycznych scen... a przynajmniej sprawiajà mi trudność. Ale raz na czas niech soę coś takiego pojawi...
      Zacznie się to wyjaśniac... Wkrótce xd
      Pomachali do siebie! To postęp!
      Przed Syriuszem i Carlą to jeszcze trochę drogi jest xd
      Jest już połowa rozdziału! A może nawet trochę ponad!
      Dzirkuję za komentarz!
      Pozdrowionka,
      Bianka!

      Usuń
  7. Wowowowowo! TRZYNAŚCIE dni? Faktycznie rekord :D I dobrze myślałam, jeśli chodzi o ten "pokój Scarlette". A propos Syriusza i Carli...nazwijmy ich.. emmmmm... Sirlotte? Charius? Będą mieć ślub. Jestem po stronie Kota. Plus ta dwójka, trójka dzieci. A Tyrs, jak chce oczywiście, może EWENTUALNIE być chrzestnym któregoś malucha ^^ W sumie to nawet fajny się wydaje XD Ale nie chwalę dnia przed zachodem słońca XD Wgl, wiesz Bianko skąd mój nick? Xdd Zapcham kropkami, bo nwm, czy dostatecznie długo to piszę XDDD
    .
    .
    .
    .
    .
    .
    .
    .
    .
    .
    .
    .
    .
    .
    .
    .
    .
    .
    .
    ..
    .
    .
    .
    .
    .
    .
    ..
    .
    .
    .
    .
    .
    .
    .
    ..
    .
    KONIEC. Amy Black pozdrawia! ;**

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tego nie trudno było się domyślić xd Akurat to było zbyt przewidywalne no ale cóż xd
      Byłaś blisko, nawet bardzo xD zostali nazwani Carius, ale Sirlotte to też w gruncie rzeczy ładna nazwa xd Będę o niej pamiętać!
      Nie, nie będą mieć ślubu. Walczę o to z Kotem od kilku dni. I trójka dzieci to za dużo, przecież biedni by nie mieli czas dla siebie xD gdzie bym wtedy wcisnęła ich romansiki? Widzę ich z jednym xD
      Właśnie, Tyrs wcale nie jest taki zły. Może jednak nie dojdzie do tego jednego malucha? Xd
      Właśnie nie wiem o co ci chodzi z tym nickiem skoro to ja jestem przyszłą żoną MOJEGO Syriusza xd
      Haha, kropki zawsze spoko xd
      Dziękuję ci za komentarz, bo czytałam go z takim ogromnym uśmiechem na twarzy!
      Pozdrowionka,
      Bianka! <3

      Usuń

Obserwatorzy

Lydia Land of Grafic