Carla
przypatrywała się uważnie Dumbledore'owi, który z na wpół przymkniętymi oczami
intensywnie myślał. Opowiedziała mu właśnie szczegółowo o swoim śnie,
nie pomijając żadnego szczegółu. Miała do dyrektora zaufanie – w
przeciwieństwie do profesora Rasuna, do którego nie poszła z tą sprawą, mimo że
sen był ściśle związany z jej mocami.
Starała się nie
wybuchnąć płaczem. Jeszcze kiedy tutaj szła, zdała sobie sprawę z faktu, że
jeśli jej nadnaturalną umiejętnością rzeczywiście jest komunikacja ze zmarłymi,
to jej babcia nie żyje.
Próbowała nie
dopuszczać do siebie takiej możliwości, chciała wmówić sobie, że to przecież
jest niemożliwe, że póki ktoś nie potwierdzi jej obaw, nie powinna się
przejmować – dobrze jednak wiedziała, że to prawda. Z każdą chwilą jej wargi
zaczynały drżeć coraz bardziej, a w jej przełyku rosła gula od powstrzymywanego
płaczu. Nie zwracając uwagi na otoczenie, na regały, których zawartość
wcześniej tak ją ciekawiła, na płomiennego feniksa i na inne rozmaitości
znajdujące się w gabinecie, wpatrywała się rozpaczliwie w dyrektora i czekała,
aż powie coś, co wyprowadziłoby ją z błędu, dało choć iskrę nadziei.
Dumbledore
jednak spojrzał na nią ze współczuciem i to właśnie był element, który sprawił,
że już nie mogła wytrzymać. Po jej policzkach popłynęły łzy, a z gardła wydobył
się niekontrolowany szloch.
Miała nadzieję,
że jeszcze ją zobaczy. Że będzie mogła się do niej przytulić, że przez łzy
wzruszenia zobaczy uśmiech na jej twarzy, że jeszcze raz będzie mogła pochwalić
przepyszną zupę, przygotowaną przez babcię. A teraz…Teraz to wszystko zostało
zniszczone… Kolejna osoba, którą kochała, która sprawiała, że choć na chwilę
Carla chciała powrócić do swojego domu, odeszła.
Nie bacząc na
to, że znajduje się w gabinecie dyrektora, podciągnęła pod siebie nogi, skuliła
się i wybuchnęła płaczem. Cała drżała.
Dlaczego ona?
Dlaczego to ją
spotyka tyle nieszczęść?
Nie wiedziała,
ile czasu płakała. Przez łzy nagromadzone pod powiekami widziała cały świat
rozmazany, więc nic dziwnego, że nie zauważyła, kiedy Dumbledore do niej
podszedł. Poczuła na ramieniu delikatny dotyk jego dłoni, który nieco ją
uspokoił. Nadal z jej oczu ciekły łzy, ale nie wstrząsały już nią dreszcze i
zaczęła zwracać uwagę na otoczenie. Dopiero teraz dostrzegła, że do
pomieszczenia weszła McGonagall, która teraz spoglądała na nią ze smutkiem i
pocieszeniem w oczach.
– Porozmawiam o
tym z profesorem Rasunem, dobrze? – Dumbledore odezwał się, a Carla pokiwała
głową, dziękując Merlinowi, że to nie ona będzie musiała o tym mu opowiadać. –
Tymczasem profesor McGonagall odprowadzi cię do pokoju wspólnego.
Blue ponownie skinęła,
pociągając nosem i wciągając ze świstem powietrze, starając się opanować
szlochy, co chwilę wydobywające się z jej gardła. Wstała z krzesła, którego
musiała się przytrzymać, żeby złapać równowagę. Głowa bolała ją od płaczu.
Chwiejnie podeszła do wyjścia, jednak dyrektor jeszcze na chwilę ją zatrzymał:
– Może
cytrynowego dropsa? Tak na pocieszenie? – spytał. Spojrzała na Dumbledore'a
zaskoczona, ale doszła do wniosku, że w gruncie rzeczy ma ochotę na tego
cukierka. Pokiwała głową, twierdząco, i mimo wszystko uśmiechnęła się przez
łzy.
~~~~~~~~~
Black rozejrzał
się po dormitorium w poszukiwaniu swojej koszulki, którą gdzieś tutaj rzucił po
przyjściu z zajęć. Wybierał się do kuchni i wolał mieć na sobie coś więcej niż
spodnie i bieliznę, mimo że pewnie większość dziewczyn byłaby zachwycona, gdyby
jednak z niej zrezygnował. Zajrzał za szafę i pod swoje łóżko, przy okazji
wygrzebując stamtąd bluzę, a potem przekopał cały kufer. Zaginioną część
garderoby znalazł dopiero pod kołdrą, którą dzisiaj rano w pośpiechu rzucił w
kąt pokoju. Nie wiedział, jak ta koszulka tam trafiła, ale cóż – ważne, że
była.
Ubrał się i
wyszedł z dormitorium. Leniwym krokiem zszedł do pokoju wspólnego, przywołał
machnięciem ręką Jamesa, który oglądał, jak Remus i Peter grają w szachy, i
skierował się do portretu Grubej Damy. Nie zdążył jednak pchnąć obrazu, bo ten
otworzył się sam, a on stanął naprzeciwko Carli.
Od razu
zauważył, że płakała. Miała czerwone oczy, w zagłębieniu na policzku
zgromadziły się łzy, a jej wargi drżały. Kiedy go zobaczyła, od razu spuściła
głowę i próbowała go wyminąć. Zagrodził jej drogę.
– Co jest? –
Usłyszał za sobą głos Jamesa, ale nie odpowiedział, przyglądając się uważnie
dziewczynie, a raczej czubkowi jej głowy, bo Blue nadal nie podniosła na niego
spojrzenia.
Nie
zastanawiając się długo i zapominając o ich wcześniejszych kłótniach i
niezręczności, która przez ostatni czas nieco ich dzieliła, chwycił Carlę za
rękę i pociągnął za sobą do swojego dormitorium. Wymijając rzeczy walące się po
podłodze, posadził Blue na swoim łóżku i usiadł obok niej. Jeśli to Tyrs
doprowadził ją do takiego stanu, to go zamorduję, pomyślał i spytał:
– Co się stało?
Dopiero teraz na
niego spojrzała – jej oczy błyszczały się od łez, jakby za chwilę znów miała
wybuchnąć płaczem.
– Co się stało?
– powtórzył.
Nie
odpowiedziała mu, ale zarzuciła mu ręce na ramiona i przytuliła się do niego
mocno, powtarzając między kolejnymi szlochami:
– Przepraszam za
to, co wtedy powiedziałam, ja wcale tak nie myślę, to nie tak, przepraszam,
przepraszam…
Na początku nie
zrozumiał, o co chodzi. Był tak zaskoczony, że nie wiedział, co zrobić. Dopiero
po chwili zorientował się, że Carla mówi o ich kłótni. Pogładził ją lekko po
plecach i też wymruczał ciche ,,przepraszam” w jej włosy. Usłyszał, że Potter,
który do tej pory oglądał biernie całą tę sytuację, cicho wymyka się z
pomieszczenia. Na z trudem znalezionej koszulce Blacka pojawiła się mokra
plama.
Ale dalej nie
wiedział, co się, na Merlina, stało. Kiedy Carla trochę się uspokoiła,
odciągnął ją od siebie, chwycił za ramiona i spojrzał głęboko w oczy. Nie
zdążył jednak o nic zapytać, bo Blue, pociągnowszy nosem, odezwała się
pierwsza:
– Moja babcia
umarła. Odkryłam moją moc. Mogę komunikować się ze zmarłymi. I miałam sen – był
w nim dziadek i babcia i ja z nimi rozmawiałam. Mówili o jakimś
niebezpieczeństwie i… – nie dokończyła, bo Black przytulił ją mocno.
Ułożyła głowę na
jego ramieniu i zamknęła oczy. Syriusz naprawdę współczuł Carli. Trochę
rozczarowało go, że to nie Tyrs był powodem zmartwień Blue, ale teraz nie
zwracał na to uwagi, zbyt przejęty smutkiem dziewczyny.
Po chwili
parsknął cicho śmiechem, bo usłyszał chrapanie – Carla zasnęła, zapewne
przytłoczona zbyt dużą ilością emocji. Delikatnie ułożył ją na swoim łóżku i
przykrył kołdrą. W ciszy opuścił dormitorium, rzucając z nikłym uśmiechem
jeszcze jedno spojrzenie na pogrążoną we śnie dziewczynę, i zszedł do pokoju
wspólnego.
~~~~~~~~~~
Carlę obudził
odgłos chrapania. Kiedy otworzyła oczy, nie mogła zorientować się, gdzie się
znajduje. Dopiero po chwili przypomniało jej się, co stało się wczoraj, i od
razu zrobiło jej się niedobrze.
Jej babcia nie
żyła.
– O, wstałaś –
zauważył szeptem Remus, który już ubrany pakował podręczniki do torby. Reszta
huncwotów jeszcze spała – na początku Blue nie mogła dostrzec nigdzie Syriusza,
dopiero po chwili znalazła go na ziemi. Leżał na materacu w tak powykręcanej
pozycji, jakby miał połamane wszystkie kości.
– Szczere
kondolencje. – Ach, czyli już wiedzieli. Syriusz musiał im powiedzieć, kiedy
ona zasnęła. Nie była na niego zła – widocznie chłopak znał ją na tyle dobrze,
że wiedział, iż i tak by się tym wszystkim z przyjaciółmi podzieliła. W gruncie
rzeczy czuła do niego wdzięczność – przynajmniej nie będzie musiała mówić o tym
jeszcze raz.
Zrezygnowana
rzuciła się ponownie na poduszkę i zacisnęła powieki, żeby czasem znowu nie
polały jej się łzy. Już dość się wczoraj wypłakała, niedługo zaczynały się
zajęcia, nie mogła się znowu rozklejać. Wspomnienie babci jednak przynosiło
ból. Pustka, która po jej odejściu powstała w duszy Carli, raniła ją na tyle,
że trudno było to wydarzenie odesłać choć na chwilę w niepamięć. Choć na chwilę
poczuć się tak jak wcześniej, żywić nadzieję, że jeszcze się z nią spotka,
zobaczy jej łagodne oczy, usłyszy miękki głos.
– Dziękuję –
odpowiedziała słabo. – Która godzina?
– Dopiero
szósta, więc w gruncie rzeczy możesz iść jeszcze spać.
Propozycja
Remusa na początku wydała jej się kusząca, ale po chwili zdała sobie sprawę, że
wcale nie chce jej się spać. Wstała więc z łóżka, uważając, żeby nie podeptać
przy tym Syriusza, i podeszła do okna. Biały krajobraz wręcz zapraszał, żeby
wyjść na zewnątrz i skorzystać z ostatnich chwil zimy. Śnieg, połyskujący zimno
w słońcu, sople, zwisające z gałęzi pokrytych grubą warstwą puchu, zamarznięte
jezioro… Pewnie jeszcze niedawno wybiegłaby na zewnątrz roześmiana i radosna,
ciesząc się tak piękną porą roku, ale teraz wszędzie w tym chłodnej scenerii
dostrzegała smutek.
Nie miała ochoty
iść na lekcje. Zwłaszcza że zaczynali od historii magii, co na pewno
doprowadziłoby ją do pełnych żalu rozmyślań o śmierci babci, a na to nie
chciała sobie pozwolić. Nie pomoże jej to w zaleczeniu rany i pustki w środku,
która pojawiła się po stracie bliskiej osoby.
– Nie chcę iść
na zajęcia… – mruknęła pod nosem.
– To nie
idziemy. – Usłyszała za sobą głos Syriusza, który jednak musiał obudzić się,
kiedy przechodziła obok niego. Odwróciła się do niego przodem, żeby zobaczyć
szeroki uśmiech na jego twarzy. – Idź się ubierz, zaraz wychodzimy na zewnątrz.
Carla spojrzała
na niego z powątpiewaniem, ale po chwili doszła do wniosku, że może na
chwilę odpędzi to od niej posępne myśli. Może nie będzie myślała o tym, że nie
miała okazji się z nią pożegnać, że nie była wtedy przy niej…
Potrząsnęła
głową, wyrzucając to z głowy, uśmiechnęła się smutno do chłopaka i poszła do
swojego pokoju się przygotować.
~~~~~~~~~~
Do popołudnia
czas spędzili na zewnątrz. Żartowali i rzucali się śnieżkami (mimo że Carla
posłała w Jamesa chmarę zaczarowanych pocisków, wygrał Syriusz, który zrzucił
na dziewczynę stertę śniegu tak, że przykryło ją aż do ramion). Black i Potter
siłą zaciągnęli Blue na boisko do Quidditcha i posadzili na miotle, żeby w
końcu nauczyła się choć trochę latać. Nie okazało się to jednak dobrym
pomysłem, bo zanim Syriusz zdążył się do niej dosiąść, miotła uniosła się
wysoko w górę, a Carla spadła na ziemię z prawie dziesięciu metrów. Pewnie
gdyby nie gruba warstwa śniegu i poświęcenie Blacka, który rzucił się, aby ją
złapać, jej nauka latania mogłaby się skończyć w skrzydle szpitalnym. James co
chwilę wypominał Blue, że tak się zapakowała w ogromną czapkę, szalik i
rękawiczki, iż przypomina niedźwiedzia polarnego – ona jednak wcale się tym nie
przejmowała, twierdząc, że przynajmniej nie będzie chora, nie to co oni w
samych szalikach Gryffindoru, i że w gruncie rzeczy te białe misie wyglądają
bardzo miło i słodko.
Przez chwilę
nawet zapomniała o śmierci babci. Między wyśmiewaniem się z jej upadku z miotły
a wspominaniem swojego poświęcenia (bo przecież zwlekli się z łóżek tak
wcześnie!!!) James i Syriusz nie pozostawili jej choćby chwili na roztrząsanie
tej sprawy. Powróciła do niej dopiero po południu, kiedy poszli na obiad, a na
jej ramieniu usiadła sówka i rzuciła do jej ręki zwinięty pergamin z, jak się
po chwili okazało, godziną dzisiejszego spotkania z Rasunem. Od razu wiedziała,
o czym będzie chciał z nią rozmawiać i poczuła do niego jeszcze większe
nienawiść i żal niż wcześniej – bo czy nie mógł poczekać choćby dnia? Czy nie
rozumiał, że strata bliskiej osoby boli, a ostatnią rzeczą, której teraz
pragnęła, była rozmowa z nim na ten temat? Czy ten człowiek naprawdę nie miał
uczuć? Czy musiał zepsuć to wszystko, co udało się osiągnąć jej przyjaciołom w
ciągu ostatnich kilku godzin?
I ponownie w jej
myślach zawitała babcia. Znowu z dawną siłą powróciło odczucie straty, pustki i
otępienia, które wcześniej dzięki zajęciu głowy innymi dużo przyjemniejszymi
sprawami znacznie zmalało. Po raz kolejny przed oczami zobaczyła twarz babci i
jej czerwono-pomarańczową bluzkę we wzory – aż musiała szybko zamrugać, żeby
znowu nie zapłakać. Miała przynajmniej nadzieję, że jej oczy nie zrobiły się
czerwone – nie chciała, żeby jej przyjaciele coś zauważyli, wolała ich nie
martwić.
Nawet nie
zauważyła, że zdążyła już zjeść obiad. Wstała więc od stołu, informując
uprzednio resztę, że idzie do dormitorium. Nie zdążyła jednak nawet w samotności
wyjść z Wielkiej Sali, bo od razu dogonili ją Syriusz i Lily (która nawet nie
robiła jej wyrzutów, że nie przyszła na zajęcia), twierdząc, że w gruncie
rzeczy też już skończyli posiłek i jej potowarzyszą.
Całą drogę do
wieży Gryffindoru próbowali ją zagadać. Evans opowiadała, co ciekawego ominęło
ją na lekcjach, a co chwilę Black wtrącał coś o kolejnym meczu Quidditcha, na
który koniecznie będzie musiała przyjść oklaskiwać jego zwycięstwo, i próbował
rozśmieszyć ją wspomnieniem porannych prób latania na miotle. Tym razem jednak
żadnemu nie udało się odciągnąć jej myśli od śmierci Elizy.
– Dostałam list
od Rasuna. Mam przyjść do niego jeszcze dzisiaj na zajęcia – oznajmiła, kiedy
przekroczyli portret Grubej Damy. – Na pewno chce porozmawiać o śnie.
Na twarzy
Syriusza od razu pojawiło się tak uderzające oburzenie, że zauważyła je od
razu. Zanim zdążył cokolwiek powiedzieć i obrzucić profesora serią wyzwisk,
Blue stwierdziła, iż jako że obudziła się wyjątkowo wcześnie, chciałaby się
jeszcze chwilkę przespać przed spotkaniem, i zniknęła na schodach do sypialni
dziewcząt.
~~~~~~~~~~
– Nie będę ci
tłumaczył, dlaczego chciałem, żebyś przyszła tutaj tak wcześnie po śmierci
babci, bo i tak nie zrozumiesz – oznajmił Rasun, a Carli od razu przeszło przez
myśl, że odpowiedź jest bardzo prosta – ten człowiek nie ma zwyczajnie w sobie
ani grama współczucia. – Musisz mi o tym opowiedzieć. Dokładnie, z wszystkimi
szczegółami. Co widziałaś, co mówił twój dziadek, a co babcia, jak wyglądali,
co czułaś. Wszystko.
– Czy profesor
Dumbledore już panu tego nie mówił? – spytała głosem pełnym irytacji, bo
przeżywanie tego wszystkiego od początku, analizowanie jeszcze raz ich słów nie
należało do rzeczy, które zrobiłaby teraz z ochotą.
– Jak każę ci o
tym opowiedzieć, to masz to zrobić bez zbędnych dyskusji – syknął Rasun głosem
pełnym jadu, najwyraźniej rozdrażniony jej pytaniem. – Opowiadał mi. Ale chcę
usłyszeć to jeszcze raz. Od ciebie.
Carla już nawet
przestała się w tym momencie go bać. Ogarnęło ją takie niedowierzanie, że
człowiek może być tak wyzbyty z jakiejkolwiek empatii, że może zmuszać osobę,
którą w sumie ma chronić, do rzeczy sprawiających tak wielki ból, że może mieć
serce tak stwardniałe… Po prostu nie mogła dopuścić do swojego umysłu takiej
myśli. Już prędzej potrafiła zrozumieć człowieka, który ze względu na swoje
poglądy, strach lub przymus czynił zło czy wyrządzał krzywdę. Ale całkowicie
pozbawienie uczuć? Jak taki człowiek w ogóle mógł żyć?
Cóż, musiała się
jednak z tym pogodzić. Wzięła głęboki wdech i zaczęła opowiadać. I mimo że
każde słowo ją raniło, nie chciała mówić ogólnikami. Dałoby to Rasunowi pewnego
rodzaju satysfakcję – w końcu potwierdziłoby to fakt, że sprawił jej ból.
Wolała opowiedzieć wszystko jeszcze raz z najdrobniejszymi detalami i nie
pokazać mu, jak bardzo cierpiała.
Po skończonej
historii Carlę dzieliła jedynie cieniutka granica od wybuchnięcia płaczem -
ledwo trzymała swoje nerwy w ryzach. Zapadła chwila ciszy, podczas której
profesor przetrawiał to, co usłyszał, a Blue doprowadzała się do względnego
opanowania.
Nie od razu
zauważyła, że Rasun uśmiecha się kpiąco pod nosem. Uniosła brwi do góry, lecz
nie oznaczało to, że zdziwiło ją jego postępowanie – z jego strony chyba już
nic nie mogło jej zaskoczyć. Teraz spodziewała się po nim już naprawdę
wszystkiego, każdego możliwego okrucieństwa.
– I o to tyle
zachodu? Bo zamarła ci babcia, którą ostatnim razem widziałaś, kiedy miałaś,
nie wiem dziewięć lat? Bo się z nią nie pożegnałaś? – zaśmiał się drwiąco, a w
Carli zawrzało, i to porządnie. – I tak nawet pewnie jej nie pamiętasz. W końcu
minęło tyle lat.
No i nie
wytrzymała. Gwałtownie wstała z krzesła, odrzucając je do tyłu tak, że z
głośnym hukiem upadło na podłogę. Zapadała na chwilę głucha cisza – wydawało
się nawet, że ustał szum wiatru, który do tej pory wpadał do pomieszczenia
przez otwarte okno. Zacisnęła mocno pięści, wbijając sobie paznokcie w skórę, i
przygryzła wargi, ale nie pomogło jej to w zachowaniu opanowania. Zmierzyła
jeszcze raz Rasuna nienawistnym spojrzeniem, a kiedy napotkała jego wzrok pełen
ironii i rozbawienia, nie wytrzymała.
Po jej twarzy
ciekły łzy rozpaczy i wściekłości, kiedy prosto w twarz krzyczała mu, że nie ma
serca, że nie potrafi nikomu współczuć, że jest złym człowiekiem, że jest tak
zimny, że nawet nie chce zrozumieć, co to znaczy ból po stracie osoby bardzo
bliskiej. Wyrzucała mu to, jak się w stosunku do niej zachowuje, że nie umie
zachowywać się empatycznie i że nie myśli o uczuciach innych. Ciężko dyszała, a
serce biło jej z taką częstotliwością, jakby zaraz miało wyskoczyć jej z
piersi.
A on wpatrywał
się w nią spokojnie, całkowicie opanowany, jakby tylko czekał na jej wybuch. Po
raz kolejny uśmiechnął się kpiąco i powiedział:
– Jesteś
rozwydrzonym bachorem, który nic nie wie o świecie – wyszeptał głosem pełnym
zjadliwości. – Na miejscu twojej babci, cie...
Nie musiał nawet
kończyć, bo tego i tak było dla niej za wiele. Krew pulsowała jej w skroniach i
już miała zamiar oznajmić Rasunowi, że on nic nie rozumie, i po prostu opuścić
to pomieszczenie, kiedy przed jej oczami wybuchła oślepiająca biel, a ona sama
straciła kontakt z rzeczywistością.
~~~~~~~~~
Pedro się
zdenerwował. Właściwie to zdenerwowanie było zbyt delikatnym określeniem stanu,
w jakim się znajdował, gdyż z każdą kolejną chwilą narastał w nim nieopanowany
gniew. Miał dość tych idiotów ze swojego dormitorium, z którymi chcąc, nie
chcąc, trochę czasu musiał jednak spędzać. Od początku za nim nie przepadali –
może to ze względu na jego skrytość, cichą naturę albo po prostu nie chcieli
przyjąć do siebie obcego, którym automatycznie się stał, przychodząc do
Hogwartu tak późno. Już nie raz zdarzało się, że się z niego wyśmiewali –
irytowało go to nieco, ale potrafił utrzymać swoje nerwy na wodzy. Tym razem
jednak przesadzili. Kiedy stojąc tyłem do nich, spoglądał na podartą książkę,
którą dostał rok temu od Scarlette na urodziny, coś się w nim odmieniło. W tym
momencie byli dla niego jak najwięksi wrogowie. Zniszczyli to, co było dla
niego najważniejsze. Zniszczyli jeden prezentów od Scar, osoby mu najdroższej,
a on odebrał to, jakby to dziewczynę chcieli zranić. Spoglądał na nich, a przez
głowę co chwilę przemykała mu ta sama myśl: zasługują na nauczkę, na
cierpienie, muszą zapłacić za to, co zrobili.
Usłyszał za sobą
śmiechy, więc gwałtownie odwrócił się w stronę swoich współlokatorów.
– Oho! Patrz,
stary, jaki zły! Co? Ważna była dla ciebie ta książeczka?
– Ale z ciebie
mały złośnik, Pedro! To przecież tylko rzecz! Nie przywiązuj się do nich
zbytnio, bo ostatnio dużo ich tracisz!
Zanim zdążył
pomyśleć, co wyczynia, uniesiony gniewem wyciągnął z kieszeni różdżkę, a dwaj
chłopcy, którzy akurat znaleźli się najbliżej niego, upadli na ziemię, związani
linami tak ciasno, że zaczęli się dusić. Pedro spoglądał na nich bez mrugnięcia
okiem. Na początku nie przeszkadzały mu ich krzyki pełne przerażenia i bólu,
jakby był do nich przyzwyczajony, jakby był całkiem wypruty z emocji. Dopiero
kiedy zauważył, jak reszta jego współlokatorów cofa się przed nim w strachu,
opuścił różdżkę, spoglądając na swoje ręce z niedowierzaniem.
Dłonie zaczęły
mu się trząść tak mocno, że różdżka, którą jeszcze przed chwilą zadał chłopcom
tak wielki ból, wypadła mu z ręki. Cofnął się o krok, aby znaleźć się jak
najdalej od niej, jakby się jej bał.
A prawda była
taka, że bał się samego siebie. Bo po raz pierwszy jego myśli powiązane z
naturą boga wojny zamieniły się w czyn, który kogoś zranił, przestraszył, a
mógł nawet zabić.
Ale od siebie
nie mógł uciec, chociaż bardzo tego chciał. Chociaż rozpaczliwie pragnął
zostawić za sobą te piekielne moce, te cechy boga Neta, które powoli stawały
się także jego cechami. Tak bardzo chciał zostać tą osobą, którą byłby bez
swojego brzemienia. Pragnął być dobry, chciał mieć pewność, że nie wyrządzi
nikomu krzywdy, że jego przyjaciele, przebywając z nim, mogą czuć się
bezpieczni, że Scar, będąc tak blisko niego, nie znajduje się w śmiertelnym
niebezpieczeństwie.
Spojrzawszy
płochliwie na pełne trwogi twarze współlokatorów, pośpiesznie wyszedł z
dormitorium.
W głowie
kotłowała mu się tylko jedna paraliżująca myśl.
Jestem potworem.
~~~~~~~~
http://www.deviantart.com/art/Lily-394442292 |
Lily Evans
siedziała na swoim kufrze w dormitorium, tępo wpatrując się w puste łóżko
Carli. Noc była wyjątkowo ciemna – wiatr do tej pory nie zdążył przegonić
chmur, które wczesnym wieczorem zawisły nad zamkiem, dlatego teraz światło
gwiazd i księżyca nie mogło przebić się przez grafitową zasłonę obłoków. Słyszała
ciche pomrukiwanie Cassie i Keylie, które od dawna spały. Zastanawiała się, jak
długo już tak czeka. Ile czasu minęło, od kiedy Blue poszła na zajęcia z
profesorem Rasunem? I dlaczego nadal nie wróciła?
Oczy jej się
zamykały ze zmęczenia, ale ona co chwilę potrząsała głową, aby odgonić od
siebie sen. Nie mogła iść teraz spać, specjalnie nawet zajęła miejsce na
niewygodnym, twardym kufrze, który do tej pory skutecznie ją rozbudzał.
Ale teraz Lily
była już tak znużona, że nawet to nie pomogło. Jej powieki lekko opadły, a ona
na chwilę zapomniała o nieobecności przyjaciółki. Przez długi moment znajdowała
się między snem a jawą, ale w końcu sens słów cichego głosiku z jej
podświadomości, mówiącego, że Carla gdzieś zniknęła, dotarł do jej mózgu, a ona
otworzyła gwałtownie oczy i zerwała się na równe nogi.
Postanowiła, że
nie może tak bezczynnie czekać, bo to przecież nijak nie pomoże Blue. Nie
przejmując się faktem, że ubrana jest w samą piżamę, cicho wyszła z
dormitorium, zeszła po schodach do pokoju wspólnego, tylko żeby musieć ponownie
wspiąć się na górę, tym razem do pokoju chłopaków.
Już w ogóle nie
przejmując się zachowaniem ciszy, otworzyła drzwi, które lekko zaskrzypiały.
Nie obudziło to co prawda pogrążonych we śnie huncwotów, ale po chwili i tak
już każdy z nich stał na nogach, bo Lily potknęła się o jakiś
niezidentyfikowany obiekt i z głośnym hukiem upadła na podłogę.
Nie zdążyła
nawet samodzielnie wstać, bo już stał przy niej zaalarmowany hałasem James,
chwytając ją delikatnie za łokieć i podnosząc do góry.
– Nic ci się nie
stało? – spytał szybko, uważnie się jej przyglądając. – Poza tym, co tutaj w
ogóle robisz? Jest środek nocy! – krzyknął, spoglądając za okno.
Zauważyła, że
Syriusz uśmiecha się pod nosem głupio, ale nie skomentowała tego, od razu przechodząc
do sedna sprawy.
– Carla
zniknęła.
Uśmiech od razu
spełzł z twarzy Blacka, a zastąpiło go widoczne zaniepokojenie.
Od razu podszedł
do Evans i głosem identycznym, jak ten Jamesa, kiedy przed chwilą zwracał się
do Lily, zapytał:
– Jak to
zniknęła?
– No właśnie nie
wiem, co się stało. Nie wróciła na noc – odpowiedziała, a jej głos zaczął się
trząść ze zdenerwowania. Strach, który pojawił się w oczach Syriusza, na pewno
nie pomógł jej zachować opanowania.
– Wszystko
dobrze, Lily. Zaraz ją znajdziemy – powiedział Potter uspokajająco, po czym
podszedł do swojej szafki nocnej i chwycił jakiś kawałek pustego pergaminu. –
Uroczyście przysięgam, że knuję coś niedobrego – mruknął niewyraźnie, stukając
różdżką, a Evans musiała mocno wytężyć słuch, żeby cokolwiek usłyszeć.
Gryfon usiadł na
łóżku i zaczął przyglądać się pergaminowi, a na jego czole pojawiły się cienkie
zmarszczki. Po chwili wszyscy chłopcy stali nad nim i z porównywalnym
skupieniem wpatrywali się w kartkę.
Tymczasem Lily
przyglądała się tej scenie i nic nie rozumiała. Przyszła tutaj, żeby huncwoci
pomogli jej znaleźć Carlę, a nie wpatrywali się w jakiś kawałek kartki! Po
chwili James chyba zorientował się, o co chodzi, i przywołał dziewczynę
ruchem ręki. Podeszła do nich nieco niepewnie. Jak wielkie było jej zdziwienie,
kiedy okazało się, że pergamin – wcale nie pusty, jak wcześniej myślała –
okazał się być mapą Hogwartu z zaznaczonymi na niej imionami uczniów. I co
jeszcze lepsze, niektóre z tych imion poruszały się!
Nie zdążyła się
jednak nadziwić tym widokiem, bo Peter naraz wydał z siebie dziwny dźwięk – coś
pomiędzy charkotem, a okrzykiem triumfu – i pokazał palcem na jakąś część mapy.
Zanim zdążyła zobaczyć, co to za miejsce, Potter powiedział ,,Koniec psot”, a
pergamin znowu zrobił się pusty. Spojrzała pytająco na chłopaków.
– Jest w
skrzydle szpitalnym.
~~~~~~~~~
Syriusz był
oburzony, bo pani Pomfrey nie chciała wpuścić go do środka, żeby mógł na własne
oczy zobaczyć, czy Blue nic nie jest. To, że pielęgniarka z wielką gorliwością
zapewniła go, że naprawdę to nic takiego, chwilowe przemęczenie, po prostu
zemdlała, ani trochę go nie usatysfakcjonowało, a wręcz przeciwnie – zaczął
martwić się stanem Carli jeszcze bardziej. Ostatnio spadło na nią zbyt dużo.
Dziwił się, że wcześniej wytrzymywała w tym strachu, z tak ogromnym brzemieniem
odpowiedzialności – pewnie ułatwił to charakter dziewczyny, która po prostu nie
zwracała uwagi na niektóre problemy – ale jak widać śmierć babci przelała
czarę.
A teraz nie miał
zamiaru odpuścić. Będzie sterczał pod tym przeklętym skrzydłem, będzie się
dobijał, póki pani Pomfrey nie pozwoli mu odwiedzić Blue. Co z tego, że nadal
była nieprzytomna? Musiał zobaczyć ją na własne oczy.
– Nie, Black,
nie ma mowy! Nie wpuszczę cię tam. Ona musi odpoczywać, a ty tylko byś jej
przeszkadzał – mówiła cicho, ale naprawdę stanowczo. – Wynocha wszyscy! –
podniosła głos niebezpiecznie, bo James i Lily próbowali przebiec pod ramionami
pielęgniarki, kiedy ta skupiła swoją uwagę na Syriuszu.
W tym momencie z
pomieszczenia doszedł jakiś dźwięk – widocznie Blue musiała się albo poruszyć,
albo obudzić, bo pani Pomfrey jeszcze raz nakazując im tutaj zostać, wycofała
się do środka skrzydła.
Oczywiście, nie
mieli zamiaru jej słuchać. Na czele z Blackiem wszyscy podążyli wężykiem do
łóżka dziewczyny, całkiem ignorując mordercze spojrzenia kobiety.
Od razu
zauważył, że Carla już nie spała. Siedziała na łóżku, z ręką na czole i
zamkniętymi oczami. Kotary w oknie nie zostały zasłonięte – co prawda na
zewnątrz po niebie sunęły gęste chmury, ale dziewczynę i tak oświetlała nikła
poświata księżyca. Naprawdę nikła – Syriusz ledwo zauważył przerażenie
wymalowane na jej twarzy.
Od razu
przyspieszył kroku i szybko kucnął przed łóżkiem Gryfonki. Kiedy położył dłonie
na jej kolanach, otworzyła oczy i spojrzała na niego nieco błędnie. Chwilę nie
ruszała się, z jej oczu bił mrok, tak jakby jeszcze nie do końca wybudziła się
ze snu.
W końcu po
długim momencie wyczekiwania Carla odezwała się. Jej nie do końca przytomny
głos odbił się echem po ścianach skrzydła szpitalnego, zasiewając niepokój w
sercach jej przyjaciół tutaj obecnych.
– Nie mamy dużo
czasu. Trzeba poprosić o pomoc bogów.
~~~~~~~~~~~
Zrobiłam wam
ogromną przerwę, przepraszam. Rozdział miał być już 11 grudnia, ale
stwierdziłam, że nie. I dopisałam parę fragmentów. Bo właśnie zdałam sobie
sprawę, że powoli zbliżamy się do końca i jeśli chcę wszystkie wątki wyjaśnić i
zakończyć, to to jest właśnie ten moment. Także nie ma obijania się. Teraz
rozdziały będą dłuższe, koniec z fragmentami o beztroskim życiu nastolatków.
Nie będą już mieli czasu na codzienne przyjemności. To był dla mnie taki mały
szok, kiedy sobie to uzmysłowiłam.
Ostatnio liczba
komentarzy nieco spada, ale dziękuję wszystkim, którzy nadal tutaj są. Bardzo,
bardzo pomaga mi wasza obecność.
Piszcie, co
sądzicie o rozdziale!
Pozdrowionka,
Bianka! <3
Zajmuję <3
OdpowiedzUsuńCześć! Uporałam się z tym głupim streszczeniem, dlatego mam chwilę, żeby tu zajrzeć i coś napisać. Nie przedłużając, przejdę od razu do pierwszego fragmentu. Uczucia Carli według mnie są dobrze opisane, tak naturalnie. Chociażby te takie obrazowe wspomnienia, typu skojarzenie z babciną zupą, kojarzą mi się tak jakoś ciepło - takie drobne, codzienne rzeczy, które w takiej sytuacji mają przeogromne znaczenie.
UsuńW ogóle pasuje mi do charakteru Carli zachowanie w stylu starania się z całej siły, by nie okazywać po sobie zbyt wiele, nie płakać - a nawet, jeśli to nie wyszło, nie ma się czemu dziwić.
Zachowanie Dumbledore'a było dość... typowe dla niego. Starał sie ją pocieszyć, dość powściągliwie co prawda, ale myślę, że książkowy zrobiłby podobnie. Fakt, że zaproponował, że porozmawia z Rasunem, też był z jego strony miły.
Postaram się pisać po kolei, dlatego teraz fragment z Syriuszem! Na początek opis jego porzuconych gdzieś niedbale ubrań i znalezienie ich gdzieś pod łóżkiem albo w innym dziwnym miejscu - 10000% kanoniczny Syriusz xDDD "Wybierał się do kuchni i wolał mieć na sobie coś więcej niż spodnie i bieliznę, mimo że pewnie większość dziewczyn byłaby zachwycona, gdyby jednak z niej zrezygnował." - i to tak samo xD
dalej taki przepiękny Carius, jejku. nie dość, że od razu zapomniał o jakichś idiotycznych sprzeczkach i po prostu ją zabrał na przesłuchanie, to w dodatku ten opis: "Wymijając rzeczy walące się po podłodze, posadził Blue na swoim łóżku i usiadł obok niej. Jeśli to Tyrs doprowadził ją do takiego stanu, to go zamorduję, pomyślał" jest taki pełen ciepła i w ogóle, awdawasfcf <3
I jeszcze to: "Nie odpowiedziała mu, ale zarzuciła mu ręce na ramiona i przytuliła się do niego mocno, powtarzając między kolejnymi szlochami:
– Przepraszam za to, co wtedy powiedziałam, ja wcale tak nie myślę, to nie tak, przepraszam, przepraszam…"
Uwielbiam ten fragment, Carla jest po prostu taka kochana i szczera, no i jak jej nie wybaczyć no? serio, cudowna jest <3 #teamCarla
i reakcja Syriusza też, jeju. oni są tacy cudni razem, wspaniali.
"Trochę rozczarowało go, że to nie Tyrs był powodem zmartwień Blue, ale teraz nie zwracał na to uwagi, zbyt przejęty smutkiem dziewczyny." - to jest wg mnie wieloznaczne, bo z jednej strony bije z tego egoizm, bo Syriusz wolałby, żeby Tyrs wreszcie się odwalił i dlatego tak pomyślał, ale z drugiej - wolałby, żeby z dwojga złego to było coś mniej poważnego.
i to jak Carla zasnęła XDDD nie wiem, rozbawiło mnie to, ona jest kochana XDDD
"– Nie chcę iść na zajęcia… – mruknęła pod nosem.
– To nie idziemy. – Usłyszała za sobą głos Syriusza, który jednak musiał obudzić się, kiedy przechodziła obok niego." - Carius taki cudny <3 w ogóle poza Cariusem, to jest takie wspaniałe, że oni wszyscy już wiedzą i są dla niej tacy kochani, jak np. Remus wcześniej. jacy z nich są genialni przyjaciele <3
" – Dostałam list od Rasuna. Mam przyjść do niego jeszcze dzisiaj na zajęcia – oznajmiła, kiedy przekroczyli portret Grubej Damy. – Na pewno chce porozmawiać o śnie.
Na twarzy Syriusza od razu pojawiło się tak uderzające oburzenie, że zauważyła je od razu. Zanim zdążył cokolwiek powiedzieć i obrzucić profesora serią wyzwisk, Blue stwierdziła, iż jako że obudziła się wyjątkowo wcześnie, chciałaby się jeszcze chwilkę przespać przed spotkaniem, i zniknęła na schodach do sypialni dziewcząt." SYRIUSZ. ja tu nic więcej nie musze nawet mówić.
I teraz Rasun.
Ja generalnie myślę, że on to zrobił nie bez celu, że to w jakiś sposób miało wyzwolić jej moce - nie wierzę po prostu, że w tak oczywisty sposób by ją prowokował i to tylko dla własnej przyjemności. Nie znaczy to jednak, że mnie tym nie wkurzył, a i fakt, że Carla mu nawrzucała, sprawił mi taką cudowną satysfakcję xd wreszcie, cholera. tylko co jej się teraz stało, co z tym omdleniem? to jest związane z mocami, na pewno.
Pedro. Ogólnie to wiesz, że kocham tę postać i mi jej brakowało, więc fragment z nią to coś wspaniałego <3 przykro widzieć, że trafił na takich idiotów w dormitorium, to takie okropnie niesprawiedliwe. jakimi ludzie potrafią być bezmózgami, to jest naprawdę nie do pomyślenia...
UsuńAle cóż, nie trafili zbyt dobrze - generalnie miłych ludzi nie powinno się doprowadzać do skrajności, bo potem może być tylko źle. I tu było.
Nawet mi ich nie żal, szczerze mówiąc - jakim trzeba być tępym kretynem, żeby niszczyć czyjeś rzeczy, i to w dodatku tak ważne (choć o tym akurat nie wiedzieli)? Zresztą, jakiekolwiek rzeczy. Szkoda tylko Pedro, który wcale nie ma wpływu na to, jakie ma moce...
Evans jest taką świetną przyjaciółką. Mam wrażenie, że mimo wszystko Cassie i Keylie to tylko takie koleżanki, z którymi fajnie pogadać, ale do wielu rzeczy to nie prowadzi, mimo że są zupełnie w porządku - ona natomiast zwróciła uwagę, martwiła się, czekała, aż w końcu postanowiła jakoś zadziałać. Szkoda tylko, że jej przeczucie było całkowicie prawdziwe.
"Syriusz był oburzony, bo pani Pomfrey nie chciała wpuścić go do środka, żeby mógł na własne oczy zobaczyć, czy Blue nic nie jest."
Słowo "oburzony" w tym kontekście mi tak genialnie wybrzmiało, po prostu widziałam tego Syriusza z tym wspomnianym OBURZENIEM na twarzy, bo on MUSI IŚĆ DO CARLI. koniec.
"– Nie, Black, nie ma mowy! Nie wpuszczę cię tam. Ona musi odpoczywać, a ty tylko byś jej przeszkadzał – mówiła cicho, ale naprawdę stanowczo. – Wynocha wszyscy! – podniosła głos niebezpiecznie, bo James i Lily próbowali przebiec pod ramionami pielęgniarki, kiedy ta skupiła swoją uwagę na Syriuszu. " hahhahahha kocham ich <3
Cholera, a teraz ta końcówka - i teraz od razu cię uprzedzam, że masz natychmiast zacząć pisać dalej, bo jestem okropnie ciekawa, co się stanie dalej. Teraz już zaczyna sie robić naprawdę poważnie (i myślę, że dokładnie ten efekt Rasun chciał w końcu wywołać). jeszcze cię będę potem poganiać, a teraz idę spróbować dodać tego kolosa. 1,5-2 strony w edytorze tu zapisałam xD
<3
Okej. Jest już późno, a ja nadal ci nie odpisałam, dlatego teraz muszę się sprężyć.
UsuńNapisałam o babcinej zupie, bo moja babcia ma wyjątkowy talent do robienia zup. Zwłaszcza jej ziemniaczanka... mmmmm, pyyyychaaaa....!
Oh, uf! Cieszę się że mi ten Dumbledore wyszedł, bo zawsze się boję, że popsuję postaci, które pojawiły się w kanonie i od czasu huncwotów do Harry'ego się zbyt nie zmieniły. Bo na przykład jak mamy huncwotów, to wiadomo że potem już byli całkiem inni. Poza tym z moimi huncwotami się już tak zżyłam, że z nimi to problemu ni ma.
Ahahha i właśnie dlatego kocham syriusza!
Tyle Cariusów tutaj napisałaś XD łohoho! Ja nawet na nie nie zwróciłam wczesniej uwagi xdd
Ale to o Tyrsie to umyślnie xd i jestem z tego dumna XD BO GO NIE LUBIĘ XD
Lubię kiedy ludzie lubią moją Carlę xd i piszą #teamCarla ew #teamsyriusz xd tak tez lubie. A wiesz czemu? BO NIE LUBIĘ TYRSA.
O czyzbym juz o tym wczesniej wspominala?
No... własnie xd sama nie pomyślałam o tym że to mg być wieloznaczne xd Miło dowiadywać sie nowych rzeczy o swoich tekstach xd
Kurcze kolejny Carius xd Ile tego tutaj jest xd
Druga czesc kom jutro xd
A ja ide spac xd Dobranoc!
Heh, druga część kom jutro, heh, heh XD Minął ponad miesiąc, ale jestem biorę się za ten komentarze i już prawie mam nawet rozdział napisany.
UsuńNie będę nic o Rasunie mówić, bo jeszcze go trochę będzie w przyszłości XD
Mi też smutno, bo Pedro :( Też nie wiem jak można byc takimi bezmózgami ale takie bezmózgi się często pojawiają na świecie :( SMUTEK I ŻAL. I zniszczyli prezent od Scar. Nie powinni byli tego robić HEHE, no ale jak słusznie zauważyłaś szkoda Pedro.
Jezu, jak odpisuję ci na ten komentarz, to nie pamiętam w ogóle o co chodzi... ECH ACH. #kiedyniepamiętaszswojegorozdziałubojesteśgłupimleniemktórynieodpisujeodrazunakomentarzearozdziałdodajecodwamiesiące
Dobrze to odbrałaś. Cassie i Keylie to koleżanki, Lily jest przyjaciółką. tak. lily zawsze pomoże i poczeka.
Jezu, tyle Cariusów w tym rozdziale, trzeba zwolnić... XD
Heh, heh, pisz szybko, heh. Minęły dwa miesiące, heh XD
Śmiesznie odpisywać na komentarze po takim czasie XD
DODAM ROZDZIAŁ JAK NAJSZYBCIEJ!
Pozdrowionka,
Bianka <3
Świetny rozdział ❤ szkoda ze tak długo trzeba bylo na niego czekać 😂
OdpowiedzUsuńDzięki! I przepraszam :( Zwłaszcza że na kolejny jeszcze dłużej. Ale zdradzę, że moje opowiadanie chyli się ku końcowi, więc nie będziecie już musieli tyle czekać na rozdziały, bo pewnie będzie ich jeszcze z 5 XD
UsuńOjej, wreszcie wyjaśniło się, co jest zdolnością Carli. Szkoda, że musiała przetestować tę umiejętność w tak przykrych okolicznościach... :( To bardzo ciekawa moc, przygnębiająca oczywiście, ale jednak bardzo interesująca. No bo zmarli mogą wiedzieć znacznie więcej niż żywi i dzięki temu - tak jak dziadkowie Carli - mogą przekazać jakieś rady, ostrzeżenia... Swoją drogę ciekawe, czy Carla może ten kontakt jakoś kontrolować?
OdpowiedzUsuńDomyślam się, że z bólem po stracie wiążą się też pewne wyrzuty sumienia, no bo jednak Carla tu wygłupia się z Huncwotami, a w tamtym świecie jej babcia odeszła i nie było jej przy tym, to po prostu się stało... No, ale dzięki mocy Carli jest szansa, że jeszcze kiedyś się spotkają.
Och Merlinie, scena w dormitorium chłopaków była TAKA SŁODKA (no wiesz, nie mówię tu o Blacku bez koszulki, chociaż, chociaż...) Ta kłótnia ciążyła im obojgu, dobrze, że Carla zdecydowała się przerwać ten impas.
Podoba mi się konflikt Carli z Rasunem. Rozumiem jej niechęć i złość, ale z drugiej strony profesor też ma rację - informacja to groźna broń, a Carla zdaje się nią nieświadomie dysponować.
Wybuch Carli! I Pedra! Ale się dzieje, uwielbiam to :D Naprawdę widać już koniec? Nie zostawiaj nas, ja chcę jeszcze dużo, dużo Syriusza i Carli! jestem rozdarta, bo kocham szybką akcję i nieprzerwane opowiadania, ale z drugiej strony za niekończący się tasiemiec w Twoim wykonaniu też bym się nie obraziła :)
Okyrieeleison, jaka świetna końcówka! Bardzo podoba mi się ten nagły zwrot akcji i nasilająca się atmosfera niepokoju, którą po mistrzowsku wykreowałaś. Chcę jeszcze i jeszcze! Nie porzucaj nas więcej, tylko bierz notesik, długopis i pod stołem wigilijnym pisz! Już to widzę, w jednym ręku pierożek, w drugim długopis, a na kolanach zeszyt :D Tak zrób!
Z pozdrowieniami,
Eskaryna
Hej, hej!
UsuńNo, trochę bolesne dla Carli przeżycie, bo ostatnio same problemy, ale jakoś da radę xd Tak, i właśnie przez to czuje się takze obciążona wielka odpowiedzialnością. Informacja to wladza, takze no... ciezko jej jest xd
Tak, a książka nie chce współpracować.
O Rasunie nie chce nic mowic bo sie jeszcze wygadam z czyms xd ale to sie prawdopodobnie w rozdziale XXII dowiecie.
Jeszcze ich troszkę będzie spokojnie... nie musisz się bać. Juz jest dodany XXI rozdzial a tam duzo Cariusa! Spoczko loczko, w pieciu rozdzialach duzo sie moze zmiescic xd
Ach dziękuję! Starałam się xd
No trochę z tym notesikiem i pierożkiwm nie wyszło, ale chyba dłuższa przerwa dobrze mi zrobiła, bo przemyślałam sobie trochę wątków i łatwiej mi się pisało :)
Dziękuję za komentarz!
Pozdrowionka,
Bianka!
Heloł!
OdpowiedzUsuńTak, jak obiecałam, przybywam!
Nadal nie mogę uwierzyć, że jesteśmy blisko końca... Masz wykombinować drugą część albo prequel, albo cokolwiek XD Pamiętaj!
Scena z Syriuszem i Carlą była taka piękna ^_^ Serce mi się raduje, kiedy widzę tych dwoje razem!
Tak, z tego, co wynika, to Carla odkryła swoje moce... Rasun jednak wie, co robi XD Może i debil i idiota, ale swoje potrafi XD
A zakończenie oczywiście trzymające w napięciu... W mordę jeża, nie mogę się doczekać kolejnego rozdziału XD Pisz, pisz, tym bardziej, że będą ferie XD
To do następnego!
Ola
Hej, hej!
UsuńNiestety, ale jest to niemożliwe Olu. Koniec to koniec. Nie będzie drugiej części. Nie, nie, nie.
HAHAHAHAHAHAHA, żarcik xD Będę pisała wam miniaturki, bo bez Carli i Syriusza, i reszty huncwotów, i Lilki, i Pedro i Scar bym przecież nie wytrzymała, co ty XD
No właśnie. Też tak myślę XD
Heh, pisanie kolejnego zajęło mi dwa miesiące, ale już jest XD
Pozdrowionka,
Bianka! <3
Hej, hej!
OdpowiedzUsuńProsze, zignoruj moje opóźnienie, bo aż mi za nie wstyd ;(
Rozdział jest cudowny jak zawsze, ale chyba wiesz o tym, że uwielbiam czytać wszystko co piszesz (szczególnie Cariusa) :D
W każdym razie fragment z Carlą jest świetny. Te emocje takie prawdziwe... po prostu cudnie ;*
A potem pojawia się mój Syriusz w przeuroczej Cariusowej scence (tam gdzieś na dole wypisze wszystkie fragmenty z nim, które były świetne). Po prostu żyć nie umierać.
Następnie jest wyjście na dwór, które pokazuje jak świetnych Carla ma przyjaciół (i przyszłego chłopaka!!!). Aź jej zazdroszczę.
Jeźeli zależało ci na tym, bym znielubiła Rasuna, to nie do końca ci to wyszło. Nie chce być wredna i nie chcę też żebyś się na mnie obraziła, ale fragment z nim nie do końca mi się podoba. Ten facet wyszedł ci troszkę za bardzo disneyowo zły. Nie wem czy wiesz o co mi chodzi. Ech, nie ważne.
Oj Pedro, Pedro. To chyba teraz moja druga ulubiona postać (po Syriuszu). O ile Rasun mi się nie podoba, to Pedro wychodzi ci świetnie. Podoba mi się jego walka z samym sobą odnośnie tej mocy. Dałabym 20/10 (co najmniej).
Teraz się powtórzę, ale ta ostatnia scena znowu pokazuje jak wielka jest przyjażń między tą szóstką. Po prostu uwielbiam ten fragment jest tak cudowny <3
A teraz obiecane słodkie fragmenty:
- Nie zastanawiając się długo i zapominając o ich wcześniejszych kłótniach i niezręczności, która przez ostatni czas nieco ich dzieliła, chwycił Carlę za rękę i pociągnął za sobą do swojego dormitorium.
Ooooooohhhh... <3
- Wybierał się do kuchni i wolał mieć na sobie coś więcej niż spodnie i bieliznę, mimo że pewnie większość dziewczyn byłaby zachwycona, gdyby jednak z niej zrezygnował.
Ta skromność xD (Ci, to wcale nie tak, że byłabym wśród tych dziewczyn)
- – To nie idziemy. – Usłyszała za sobą głos Syriusza, który jednak musiał obudzić się, kiedy przechodziła obok niego. Odwróciła się do niego przodem, żeby zobaczyć szeroki uśmiech na jego twarzy. – Idź się ubierz, zaraz wychodzimy na zewnątrz.
Oooooooohhhhhhh <3<3<3
- Pewnie gdyby nie gruba warstwa śniegu i poświęcenie Blacka
*mdleje z przekawaiiczenia*
- Syriusz był oburzony, bo pani Pomfrey nie chciała wpuścić go do środka, żeby mógł na własne oczy zobaczyć, czy Blue nic nie jest
*Ta dawka cukru budzi ją i sprawia, że zaczyna tańczyć po domu*
Pozdrawiam, źyczę weny, czasu i chęci
i mam nadzieję, źe masz mnie za jakąś wariatkę lub psychofankę
Kot
Hej, hej!
OdpowiedzUsuńPiszę po raz drugi, bo mi się internet wyłączył :)))))) *uśmiech nienawiści*
*kiedy zauważasz, że komentarz Kota zaczyna się od Cariusa i kończy na Cariusie, i już wiesz, że bd cudownie*
*kiedy nie pamiętasz rozdziału i nie masz pojęcia, o co chodzi w ,,Cariusowej scence"*
Tak Bianka wraca do rzeczywistości. Odpisuję ci po nie wiem ilu więc jak mogłabym brać pod uwagę opóźnienie! Ważne że jest i jest taki cudowny XD
CHłopaka albo nawet męża.
heh, jaka ja jestem śmieszna dzisiaj XD Takimi żartami rzucam XDDD
Oczywiście, że powinnaś o tym mówić. koniecznie. Dzięki tobie na przykład wiem, co teraz zrobić z Rasunem. Już wiem, wiem, wiem i dobrze że o tym powiedziałaś. Wręcz cudownie XD
Tak, ja też go lubię. Wręcz kocham. I boli mnie że jego boli. I mocno z nim współodczuwam. I jestem z niego dumna XD
Tak, przyjaźń to tutaj chyba najważniejsza rzecz w tym opowiadaniu.
Tyle ochów w tych fragmentach, że aż się serduszko raduje <3
Dziękuję ci za kochany komentarz!
Jesteś artystką. Oczywiście, że mam cię za wariatkę XD Ale czy to do końca źle? Przypomnij sobie cytaty z ,,Alicji w Krainie Czarów", moja droga. Tylko wariaci są coś warci XD
Pozdrowionka,
Bianka! <3
Posluchaj, żeby powstawały kochane komentarze, muszą być genialne rozdziały, więc to nie moja zasługa, a twoja :D
UsuńWiesz, teraz mam taką ostrą fazę na Sherlocka i raz nauczycielka od angielskiego powiedziała "Szymon", a ja takie "Sherlock? Gdzie?", więc teraz moje koleżanki składają papiery do jakiejś placówki, w której będę nosić uroczy biały kaftanik.
To tak zupełnie nie na temat, ale po prostu chciałam ci udowodnić, ze coś w tym moim wariactwie może być.
Pozdrowionka
Kot! <3<3<3